Tylko się nie śmiejcie. Ołówek.
Bieguni. Olga Tokarczuk, 456 stron. (Wydawnictwo Literackie 2007, 2015)
Najlepsze są te z Ikei lub z Castoramy. Niewielkie, krótkie, zręczne. Ołówek w moim oku, ręku, głowostanie.
Ciekawe czy w innych sklepach budowlanych albo takimi ze wszystkim, też rozdają ołówki? Takie małe, doskonałe do czytania?
Przez wiele lat nie zabierałem się do czytania bez rysika. - Jak tu czytać, nie podkreślając, nie zapamiętam przecież wszystkiego. Kreśliłem, zakreślałem, podkreślałem. Czasami rysowałem uśmiechnięte buźki, szubienice, strzały Amora lub muchomory sromotnikowe (do tych z czerwonym kapeluszem musiałbym mieć kredki).
Świat, mój świat się zmienił.
Przeczytałem Bieguni bez ołówka. Bo nie mam papierowego Bieguni. Bo mam tylko ołówek.
Moje mądre urządzenie, które imituje książki jest mi przyjacielem, kochanką, ale w po czytniku e-booków kreślić się nie da. Płacz. Płaczę.
Bieguni jest całe do podkreślenia.
"Na lotnisku wielki billboard na przeszklonej ścianie stwierdza wszystkowiedząco:
МОБИЛЬНОСТЬ СТАНОВИТСЯ РЕАЛЬНОСTЬЮ.
Będziemy się upierać, że to tylko reklama telefonów komórkowych".
To kawałek myśli ukradzionych, podejrzanych (przeze mnie).
Bo świat, mój Świat się zmienił, odmienił, zamienił, wymienił. Zaczął znowu nabierać kolorów. Podróżuję. Tylko się nie śmiejcie. Bieguni, nagrodzone Nike w 2008 roku, wznowione przez Wydawnictwo Literackie w 2015 roku, trafiło do mnie w marcu 2018 roku.
Wierzycie w przypadki? Ja dojrzewam, by zrozumieć co oznacza termin PRZEZNACZENIE. Czuję miąższ tego słowa.
Gdy miałem 17 lat przeczytałem Buszującego w zbożu. Rok później Mistrza i Małgorzatę. I byłem, pewien, jeszcze kilka dni temu, że te dwie książki stanowią o mnie. Że to zbiór zamknięty. Nieprzepuszczalny i nieprzemakalny płaszcz.
Stało się inaczej. W wieku 46 lat do mojej dwójcy, a teraz trójcy dołączyła Olga Tokarczuk z arcydziełem pt. "Bieguni".
Bieg. Un. Bieguny. Uny. Biegun. Biegunka.
Ja teraz nie wiem jak żyłem wcześniej, ale wiem jak mogę żyć teraz.
Kilka dni temu wracając z krótkiej podróży zacząłem tagować foty hasztagiem #bieguni. A to dlatego, że byłem w biegu, byłem w drodze. Szukałem, poszukiwałem, odwiedzałem, poznawałem, dostrzegałem, rozmawiałem.
#bieguni dudni we mnie. Wyznacza cel.
"Celem tej pielgrzymki był inny pielgrzym; dziś na koniec - zatopiony w pleksi albo (jak w innych salach) poddany plastynacji".
Nigdy nie przypuszczałem, że szarlatani bawiący się ludzkim ciałem po końcu, na końcu, po śmierci tak mnie zachwycą, zainteresują. Nie byłoby tego zdziwienia, gdy nie pomysł Olgi Tokarczuk. W Wikipedii (sic!, którą zachwala narratorka Bieguni) piszą, że głównym tematem powieści jest sytuacja egzystencjalna człowieka w podróży.
Może celnie. Na pewno skrótowo. Definicja i już. Ale czy wszystko musi być nazwane, musi mieć swoją definicję, znak logo?
Kiedy mój czytnik e-booków odsłaniał kolejne strony tego dzieła, to ja z uporem walczyłem o strony poprzednie. Nie przypominam sobie kiedy tak długo, tak bardzo długo, czytałem książkę.
Powtarzałem rozdziały. Frazy śpiewałem cieniutko. Zdania głosiłem ptakom jak kazania wygłoszone przez orła, który jeszcze niedawno był człowiekiem. Człowiekiem, którego dopadła stagnacja, którego bolała dupa od siedzenia. Orzeł się wzbił, ruszył, poleciał.
Bycie ptakiem, gdy nadal rozumie się ludzką mowę jest wspaniałe. W podróży trzeba nie tylko widzieć, ale głównie trzeba słuchać. Trzeba rozumieć. Nie siebie, ale innych.
Buszującego i Mistrza przeczytałem wiele, bardzo wiele razy. Od deski do deski, od rozdziału po wdech i wydech, pod brzeg podkreśleń i zakreśleń. Jak będzie z Bieguni?
Opowieści do podróży
"Czy dobrze robię, że opowiadam? Czy nie lepiej byłoby spiąć umysł spinaczem, ściągnąć lejce i wyrażać się nie historiami, ale prostotą wykładu, gdzie w zdaniu po zdaniu klaruje się jedna myśl, a w następnych paragrafach fastryguje się ją z innymi. Mogłabym używać cytatów i przypisów, mogłabym w porządku punktów czy rozdziałów zawrzeć konsekwencję dowodzenia krok po kroku, o co mi chodzi; weryfikowałabym wcześniej postawioną hipotezę i w końcu mogłabym wywiesić argumenty, jak prześcieradła po nocy poślubnej, na ludzki widok. Byłabym panią własnego tekstu, mogłabym uczciwie wziąć za niego wierszówkę.
A tak zgadzam się na rolę akuszerki, ogrodniczki, której zasługą jest co najwyżej posianie i późniejsze nudne plewienie chwastów.
Opowieść ma swoją bezwładność, nad którą nie można nigdy do końca zapanować. Domaga się takich jak ja – niepewnych siebie, niezdecydowanych, łatwych do wywiedzenia w pole. Naiwnych".
Nie wiem co się stało, co wydarzyło. Wypełnia mnie narkotyczny stan, widzę, dostrzegam to czego nie powinienem widzieć.
Nie muszą zamykać oczu. Nastawiam uszu jak antenę cb-radia i otwieram usta, jak skoczkowie w locie. Bieguni. Czeka mnie podróż.
W nieskończoność.
Nota: 10/10
Fot. Olgi Tokarczuk - NaTemat.pl