Otóż,
Z nienawiści do kobiet. Justyna Kopińska, 224 strony (Świat Książki, 2018)
Otóż, strach mnie ogarnia. Z lękiem dotykam klawiszy klawiatury. Bo:
Strach recenzować żywy pomnik.
Autorka Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadecie czy Polska odwraca oczy ma na swoim koncie krocie nagród i medali. Ze spiżu, brązu, gipsu i stali dziennikarka.
Czy ze mnie-przeze mnie przemawia zazdrość, zawiść? Otóż, nie. Ale przyznaję się do lekkiego zdziwienia. Otóż, to co w tym zawodzie powinno być normą, stało się mistrzostwem i wzorcem z Sevres.
Pilność, dokładność, sprawdzanie źródła, empatia dla każdej ze stron czyli obiektywność, prawdomówność, biegłość w mowie i piśmie. Walory polskiego dziennikarstwa? Otóż, dekalog (powyżej niepełny) stał się czymś nieosiągalnym. To nie jest wina ludzi trafiających do zawodu, to wina kiepskich wydawców i braku szacunku dla czytelnika, widza, słuchacza.
Otóż, to nie jest i nie będzie TO rozprawka o stanie żurnalistyki rodzimej. Przeczytałem Z nienawiści do kobiet i otóż, o tym pisać miałem zamiar.
W pewnym momencie tego roku bałem się, że Justyna Kopińska wyjdzie z mojej lodówki, a jeżeli nie z mojej, to z tej do której równie często zaglądam - babcinej maszyny, trzymającej lód.
W kioskach, salonikach, stacjach benzynowych. Tylko na plebaniach nie zauważyłem reklam książki. Albo delikatny uśmiech reportażystki, albo jak krajalnica słowa ostre - nienawiść do kobiet.
Tytuł, to raczej śródtytuł być powinien. Otóż, zawiedzie się nad wyraz ten kto chce krwi i potu, i męskiej nienawiści w złej, czystej postaci.
W zbiorze reportaży, zamkniętych w worek książki, są także teksty delikatne, choć bolesne. O samotności Violetty Villas czy o rozterkach katolickich gejów. Jest urokliwy staruszek Leopold Kozłowski, który z piekła wojny wyniósł radość dla każdego dnia teraźniejszości.
Teksty o złym dotyku są jednak mocne. Nie ma w nich siły erudycji. Są fakty. Ich siła nie wstrząsa, ale nakazuje się zastanowić nie tylko nad innymi, ale także nad sobą. Molestowanie. Gwałt. Próby samobójcze. Złamane kręgosłupy ofiar, nie sprawców. Mocno. Mocno boli to-takie czytanie. Mocno.
Dlatego np. żona tłumaczy, że za książkę się nie zabiera, bo boi się tej siły bezsilności i przemocy. Wzruszam początkowo ramionami, strzygę sykiem słowa. Po chwili dociera i wdziera się do mnie-we mnie zrozumienie. Kobieta ze strachu dla nienawiści odmawia czytania. Kobieta z odwagi dla nienawiści pisze o tym reportaże, książki. Pisze i podaje świadectwa, dokumenty prawdy skrywanej i ukrywanej przez notabli wojskowych, kościelnych, więziennych.
Książka kończy się wywiadem z autorką. Justyna Kopińska rozmawia z dziennikarzem, który trochę słucha i pyta na klęczkach, ale odrzucając to spostrzeżenie, dowiadujemy się kilku istotnych kwestii.
Jaki jest jej warsztat. O której porze dnia lubi zasiadać do pisania. I dlaczego wybiera świt i miłość do siostry. I tak dalej, dalej, aż w końcu coś dla mnie istotnego:
Otóż, autorka wymienia nazwiska: Dostojewski, Capote, Kapuściński, Marai.
Czyli po mojemu i tylko jedna fałszywa nuta. Otóż, Kopińska przepada za Śniadaniem u Tiffany'ego. Otóż, ja kumam, że Z zimną krwią, ale Śniadanie jest naprawdę przereklamowanym gniotem. Argument, że Capote ma dar opisywania charakterów i morderców, i society do mnie nie przemawia.
Ale co tam. Trzeba i należy się różnić pięknie. To powtarzał mi w cytacie mój nauczyciel Piotr Sz.. Teraz muszę być cierpliwy. A znoszenie tego czekania może być niełatwe, skoro Justyna Kopińska wygadała się, że pracuje nad powieścią. Na kanwie Oddziału chorych ze strachu.
Otóż, przeto w chwilach wolnych poczytam pewnie znowu to co już opublikowała i obejrzę po raz tysięczny Milczenie owiec. Ona lubi, ja przepadam. Odpadam, zapadam, wypadam. Rozkładam.
Warto czytać Kopińską. Lepsza taka prawda, niż dzienniki przepełnione zygzakami i esami-floresami głupot wygadywanych przez biskupów, generałów, sędziów, ministrów i samych dziennikarzy.
Szkoda tylko, że promocyjna tuba spowodowała, że oczekiwałem po tej książce dużo, dużo więcej.
No cóż.
Nota: 7/10
Fot Justyny Kopińskiej - culture.pl/empik.com