Babci Teresie by się podobało
Nieczułość. Martyna Bunda, 348 stron. (Wydawnictwo Literackie, 2017)
Martyna Bunda. Chodziliśmy do tego samego ogólniaka. W Kartuzach, do Hieronima Derdowskiego (kaszubski poeta, kawalarz, dziennikarz po trochu).
Martyna Bunda jest oczywiście ode mnie młodsza. I to Ona ma lepszą pamięć. Wyleciało mi, że się poznaliśmy, że razem coś tam radziliśmy i dyskutowaliśmy.
Kiedy skończyłem liceum i nie dostałem się na reżyserkę, to zasiadłem jak-o pisarzyna w Gazecie Kartuskiej. Było tam kilka uczennic. Chciały robić pismo. Że wcześniej przy szkolnej gazetce dłubałem, to miałem koleżankom pomóc. Niewiele pamiętam. Ale to chyba Martyna wymyśliła, że nazwały to "Hej!". Poza tym wkurzałem panny swoją dupkowatością.
Kiedy dyrektorowałem Obchodom Rocznicy Czerwca'56 (było to w 2006 roku) napisałem do Polityki e-mail. Przestałem być naczelnym Gazety Poznańskiej i rwało mnie do pisania, a z kasą było krucho, bom wtedy niebieski ptak był.
Odpisała mi autorka Nieczułości. Wtedy była reporterka tygodnika. Miło powspominaliśmy kartuskie czasy i odesłany zostałem do redaktor Ewy Wilk. Skrzydła mi spłowiały, wosk się rozpuścił i wiadomo jak to z Wilkami bywa. Ikar znów się poddał. Z miłej Martyny natrafić na groźną Ewę, to mi się nie uśmiechało. Paw-f-traf. Pycha, wóda, karty. Bóg wie co jeszcze.
Ale Martyna mnie pocieszała w kolejnych dwóch czy też trzech listach. - Abym próbował, bym pisał. Tylko, czy ja w ogóle na wiadomości odpisałem? Pojechałem do Warszawy. Dziennik zdobywać.
Koniec wspominek, czas na rozpalony kominek i ucztę.
Początkowo orzekłem, że Nieczułość ma w sobie gramy, kilogramy Prawieku... i Domu dziennego, domu nocnego Olgi Tokarczuk. Ale gdy nagle sypały się nazwy ulic, zakrętów, jezior, wsi, miast - to się opanowałem.
Kartuzy, Staniszewo, Chmielno, Łapalice, Garcz, Zawory, Mirachowo. Więcej tego jest. Ale tych kilka wymienionych, stanowią topografię mojego dzieciństwa i dorastania. To mój niewidoczny tatuaż. Byłem tam i dziewczyny poznawałem, ryby łowiłem, grzyby i jagody zbierałem.
I Rodzinę miałem.
I nie geografia wyrzuciła mi z łepetyny pisanie Tokarczuk, to Martyna Bunda zrobiła to znienacka, umiejętnie, że zapomniałem, a uwierzyłem Bundowemu pisaniu.
Teresa, Bronia. Bernard, August. Dwie siostry, dwóch braci. Dwa małżeństwa. Moi dziadkowie i wujostwo.
Tajemnicą familii są i były gwałty sowieckich żołnierzy, które na wiele lat zasłoniły i zachmurzyły niebo... Komu? Ja wiem, ale głośno nie mówił o tym nigdy nikt. Babcia tylko w jakiś marzec czy kwiecień wyła całą noc. Jak wilczyca.
O sowietach gadanie było tylko dlatego, że kolbami rozwalali posag siostrzyczek - oryginalne Meble Gdańskie. Sto wersji kotłowania z tymi drzwiami, za którymi święte obrazki i złoto leżało, było w naszej rodzinie.
W Nieczułości są ci sami sowieci, ci sami gwałciciele. Ich batalion, garnizon, albo pułk. I oczy z pewnością mieli takie same. I wielu ich było.
Czterech, cztery tysiące, cztery miliony...
Martyno, Autorko! Nie mam, niestety, papierowej Nieczułości. Ale, gdy odpaliłem (legalnie - sic!) aplikację i e-book trafiał do mnie, to i we mnie trafiło. Zacząłem rano. Wieczorem koniec. W przerwie spacer. I nie będę skąpił uczuciom - płakałem czytając Twoją książkę. Nie jak w kinie, ale jak w życiu.
To prawda stara jak pisanie i czytanie, że oczy są przy okazji. To wszystko dzieje się w nas. Są obrazy, mnóstwo ich jest. Slajd za slajdem. Kadr za kadrem. Mi było łatwiej, bo jestem stamtąd. Było mi o wiele trudniej, właśnie dlatego, że Kartuzy, Prokowo, Sianowo Leśne, Kolonia, Sianowo, Staniszewo, Strysza Buda, Mirachowo, Miechucino, Chmielno, Sierakowice.
Ta książkowa saga Martyny, ta wciągająca prawdziwa ballada ma siłę kobiet, które stanowią i rządzą stronami, frazami, a nawet interpunkcją. Są tam chłopi jak Rudy Jan, Abraham, Tadeusz, Edward i inni. Ale co z tego, że są. To tylko pejzaż, jak wiosenne mlecze, dmuchawce. Są i ich nie ma. No można sporo cukru i do słoika. Taka pamiątka.
Tak, mężczyźni są winni, obwiniani słusznie i niesłusznie, ale to drobnostka, to ślad po życiu, z życia.
Uwiodły mnie Te Kobiety. I Truda, i Gerda, i Ilda. A jakże i Rozela.
To Bundowe pisanie mnie zmamiło.
Był taki chłop pod Kocborowem (gdzieś 10 kilometrów od czubków), który miał dwa pawie. Wiem to, bo babcia mi opowiadała.
Była moja mama co miała miniaturowe kurki, a ojciec stado królików. Widziałem.
Taką litanię wspomnień dziecięcych mógłbym utkać, ale to już moja osobista rozgrzewka przed starzeniem się.
Od pewnego czasu piszę książkę, ale o moich Kaszubach już się nie da. Taka proza powstała
Jedyną rzeczą, z którą bym polemizował, to: skoro Rozela miała takie dobre relacje z Matką Boską, to w ogóle nie wzywała tej z Sianowa, Królowej Kaszebów? Tak, wiem. Koronacja była w 1966. Kult był, ale jego siła to inne lata? Polemizowałbym.
Ale co tam, Kaszubskich Madonn jest bez liku (Swarzewo, Piaseczno). Rozela wybrała swoją, ważne że jej pomogła.
Nota: 9,5/10
Fotografia Martyny Bundy - WysokieObcasy.pl