Zamiana ról
Z góry widać tylko nic. Arek Borowik, 400 stron. (Dobra Literatura, 2017)
Kto komu jest potrzebny? Czy Borowik Strawińskiemu, czy fikcyjna postać wygrywa z autorem książki Z góry widać tylko nic?
Czy oni nie mogą bez siebie żyć? Po co ta koegzystencja? Komu potrzebna?
Jesteście na siebie skazani panowie. Wielka szkoda.
Otóż, dawno nie czytałem tak udanego debiutu. Drażni mnie jednak pomysł na szkatułkę. Arek Borowik każde dorodne i jędrne opowiadanie poprzedza wstępem. Opowiadaczem jest przywoływany Strawiński. Gość zabawny, niemałostkowy i ma same czytelnicze walory. Szkopuł w tym, że na moim biurku leży też Wnętrze wypalone lodem, kontynuacja "przygód" bajkopisarza Strawińskiego. Nie będę tego czytał na razie. Bo? Bo za bardzo podobała mi się pierwsza część. Druga musi dojrzeć we mnie i dla mnie. Ale czy Borowik nie stał się właśnie zakładnikiem Strawińskiego?
Gdy zacząłem czytać Z góry nie widać nic, wpadłem na pomysł podróży pociągiem. Wybrałbym długą trasę. Ale także barwną, za oknem i w przedziałach. Pejzaż przyrody i pejzaż ludzki zmieniałby się na pewno. Otóż wyprawa z Zielonej Góry do Przemyśla. Przez Poznań, Wrocław, Katowice, Częstochowę, Kraków i mniejsze pipidówy. Po co, dlaczego? W trasę ruszyłbym właśnie z Borowikiem i Strawińskim. Tego drugiego wyrzuciłbym z pociągu (morderstwo w afekcie). A pisarza? Z pisarzem pogadałbym. Długo i namiętnie. Zakładam, że ten mętnie tłumaczyłby mi się ze swojej twórczości, a ja z uporem przekonywałbym go, że ta sama książka mogłaby obyć-pozbyć się narratora.
Nie wątpię. Jestem pewien, że sam zbiór opowiadań miałby sukces w kieszeni. Lśniłby własnym światłem odbitym.
Niewiele jest złych momentów w tej książce. Wkurzają mnie banały (np. gdy człowiek jest zmęczony, a pisarz pisze o Morfeuszu), ale ponieważ nie ma ich zbytnio, to skupiam się na tym, co mnie cieszy, raduje. A jest tego sporo.
Nie będę zdradzał o czym pisał-napisał Arek Borowik, ale dyscyplina z jaką prowadzi narrację jest godna podziwu. Trudny wybór stawia przede mną autor, pytając co i jak naj mi się spodobało? Opowiadania trzymają dobry kurs, nawigacja pisarza jest co najmniej poprawna. Jest rzemieślnicza.
Tak, tak chyba opowiadanie-część: Monika, czyli duch bez dna trafia do mnie i we mnie najtrafniej.
To dobry początek książki. Potem jest równie dobrze, a pisarz, aktorka i biznesmen naprawdę tworzą spore zamieszanie w moim mózgu, a także - w następstwie - w moich snach.
Po przeczytaniu tej książki "nasze radości, choć płynne, nigdy nie wyparują".
"A dlaczego pisze się taką książkę, a nie inną?", niech pozostanie tajemnicą Arka Borowika. Gorzej, gdybyśmy byli strapieni i źli, że zmarnowaliśmy czas i papierosy na wciskaną nam lekturę.
Moja reakcja na pisanie tego autora jest szczera. Nie znamy się, nie pijemy razem wódki, ani nie planujemy poznawać tych samych kobiet.
Moja reakcja może was nie obchodzić, ale warto byście przeczytali tę książkę.
Nota: 8/10