Ono sierota


Opowiadania bizarne. Olga Tokarczuk, 256 stron. (Wydawnictwo Literackie, 2018)

(...)
         " Pojęłam wtedy całym swoim sercem, że widzę ostatnie chwile czasu, że jest mi dane oglądać koniec.
          I zrozumiałam, że Sąd nasz będzie przebudzeniem, bo całe nasze życie śniliśmy tylko, mniemając, że żyjemy. "
Olga Tokarczuk, Dom Dzienny, Dom nocny (Wydawnictwo "Ruta", Wałbrzych 1999)

Nie mam lepszego pomysłu na wstęp. 
A gdyby Olga Tokarczuk miałaby kontuzję, to powyższy cytat w Opowiadaniach bizarnych byłby jak w mordę strzelił, pasowałby jak ulał. NO: gol, gol, gooooooool! 
Ja tak poważnie?! Rzadko bywam sztywny, bo boję się śmierci. Dlatego jak galareta trzęsę się radując moje ciało i duszę każdym słowem Pisarki Olgi Wielkiej Tokarczuk. 

Bizarny - paranoidalny? Piszą, że Opowiadania bizarne swój zaskakujący człon ma rodzinę we Francji. Bizarre - to? Dziwaczny, ekscentryczny.
Słowem: Bizarny -  to Dzień Świra. Nie w sensie dnia samobójcy, lecz w sensie bezsensie człowieka, świata, życia, wegetacji. Sens bezsensu, bezsens sensu.
Proweniencja Opowiadań bizarnych jest ni męska, ni żeńska, jest obła. Nie nijaka. Obła. Niewytłumaczalna, niewyrażona, niewytłumaczalny, niewyrażony: OBŁY, OBŁA.

(...)
       " Dlaczego dzieciństwo trwa tak niewspółmiernie długo, że niestarcza potem czasu na dorosłość, na refleksje, na to, żeby uczyć się na własnych błędach? 
         Dlaczego ludzie, choć chcą robić dobrze, robią źle?
         I dlaczego tak trudno po prostu być szczęśliwym?  "

To pytania byłego mechanika samochodowego. Oj, przepraszam - właściciela zakładu, co mu "Serce" siadło. Ale te same zagadki życia, lecz z inną składnią i mieszanką słowną są w opowiadaniu Kalendarz ludzkich świąt. Ojciec grzebie w pokoju córki. I jak to ojciec nie szuka bóg wie czego, znajduje zapis pytań, które i jego nurtują.
W Opowiadaniach bizarnych niby jest fiction, zmyślenie i fantazyjna fikcja. Ja jednak zabrałem ze sobą na czytanie - durszlak (jak wędkarz idący nad jezioro, pamięta o kiju). Ma on podwójne dno; duże dziury, a potem od razu, nagle maluteńkie. Mój durszlak mam głęboko, gdzieś w okolicach splotu słonecznego. Jest przy-ciasnawo, ale daję radę. Dajemy radę.

Całe to gadanie o zmyślonym świecie Tokarczuk zapala się małą główką zapałczanej siarki i gaśnie. Trach, ciach, drach. Było. Dmuch. Chuch. Jest rzeczywistość.
Jakieś barany w baranim Internecie napisały - zabeczały, że Olga Tokarczuk "Lewicowo ludzi pozbywa płci, odpycha rodzinę, poza margines wystawia - (jak walizki?- mój przyp.) - wartości chrześcijańskie".
Drugi z trzecim osłem rżą, że "Cała słabość z niej wychodzi, jak ma krótką formę przed sobą. Niech pisze książki po tysiąc stron, wtedy nikt się nie zorientuje, że ma problemy warsztatowe".

Normalnie nie zwykłem cytować ani Baranów, ani Osłów (piszę z wielkiej litery zamiast podawania imion prawdziwych). A, że zwierzęta lubię, to doradzam ostrożnie:  - Wracajcie do zagrody. 
Barani Internet mnie leczy. Dlatego więcej czytam na papierze. Wydawnictwo Literackie wprawdzie poproszone, obiecało, że przyślę mi tom, ale gdzie tam? Tischnerowska gówno prawda. Niestety czytałem ebooka. 
Ale i tam znalazłem i zapamiętałem definicje tego zbioru. Otóż:

(...)
       " Jesteśmy więźniami samych siebie. Paradoks. Ciekawa perspektywa poznawcza, ale i fatalny błąd erudycji: człowiek widzi zawsze tylko siebie. "

I w tym patrzeniu, oglądaniu gubi się. Rozpacz szczegółów. Rozpad. A to elementy, małe puzzle budują świat. Jego realność, ale i zawikłanie. Strachy, lęki, blokady, okopy, fortyfikacje. 
Przez jednokierunkowe patrzenie, to wszystko kończy się np. tak: "Gąbka marynowana w sosie z octem", sznurówki lub grzypki ALBO pomagasz, a potem sam potrzebujesz pomocy i wilkiem się stajesz. I: trzeba ładować życie w gniazdkach 230 V, a potem regenerować się przyciskami ON/OFF. 

Lubię książki z opowiadaniami. Zestaw wielozdaniowy. Opowieści mogą być bez wspólnoty, bez mianownika lub mieć Matkę i Ojca. Tu, w tym wypadku pozór podpowiada, że to sierota. Nie, nie - pełna adopcja. 

Boże, brakuje mi obiektywizmu. Szkaluję baranów i osłów, klnę na wiatr i deszcz, a czy ja tych Tokarczuk słów za bardzo, za mocno nie kocham? Stalling. Utkwiłem w martwym punkcie.
Czytam ją, czytam i przestać nie mogę. Sypiam z frazami, chodzę ze zdaniami, żenię się z książkami.
Wiem, a wiem sporo, żeby orzec: pisanie Olgi Tokarczuk to nie chlapanie się pod prąd.
To indywidualna nauka pływania.
Nota: 9,5/10

Fotografia Olgi Tokarczuk
/empik.com

popularne