Przejmująca korrida słów
Preparator. Hubert Klimko-Dobrzaniecki, 232 strony. (Od Deski do Deski, 2015)
Był rok 1988. Był Kraków. Była piwnica. Był aktor.
Jedno z najpełniejszych przeżyć młodego człowieka. Pamiętniki wariata Mikołaja Gogola.
Zaraz potem pierwszy raz w życiu zetknąłem się Dostojewskim. Zbrodnia i kara to książka po którą wiele razy sięgałem w życiu.
Trzeci element: Białe na czarnym Rubena Gallego (Znak. 2005).
Nie bez powodu ta rosyjska wyliczanka. Ta trójca, te trzy wspaniałe dzieła wróciły do mnie podczas czytania Preparatora Huberta Klimko-Dobrzanieckiego.
Doświadczyłem onirycznej podróży. Ten sen, literacki sen powinienem okrasić jakąś nastrojową muzyką, ale nie wiem dlaczego, ale z każdą stroną książki, z każdym wyznaniem narratora dopadało mnie paso doble. Bo z czym innym jak nie z przedziwną i przejmującą korridą słów mamy tu do czynienia?
Pisarstwo Huberta Klimko-Dobrzanieckiego znam zaledwie z jednej książki; Bornholm, Bornholm. Przypadła mi do gustu tamta opowieść. Tu mamy jednak zupełnie inne pisarstwo. Takie, że widać kości, żyły, organy. Wyłazi całe wnętrze człowieka. To nie jest dosłowność nawiązująca do tytułu, to też nie jest opis czynności wykonywanych przez bohatera. To niesamowite uzewnętrznienie tego człowieka pokazuje go takim. Każda jego myśl, historia są jak trzewia.
To skakanie z tematu na temat, by nagle wrócić i jednym krótkim zdaniem przygwoździć czytelnika do fotela.
Korrida słów.
Karabin maszynowy fraz.
Gdy czytam, to w mojej dłoni są ołówki. Kreślę i podkreślam. Myśli, słowa, zdania. Całe strony. Zdarza się, że zaledwie sylaby, jęknięcia. Tym razem ołówek nie wiedział co ma robić. Ja nie wiedziałem jak go używać. Z jednej strony literackich kąsków jest sporo, ale z drugiej strony, gdy uświadomiłem sobie, że powieść powieścią, ale słowa - wypowiadane w pierwszej osobie - tracą i zyskują. "Tracą" literacko, zyskują swoją wyrazistość i dosadność.
Takie czytanie jest jak niezaplanowany zimny prysznic. Ale nie w domowej łazience, tylko prysznic, gdy ktoś ze złością i wulgarnością oblewa nas szlauchem.
W pewnym momencie bohater mówi tak: "Ktoś pomyślałby, zdjęcie, prosta rzecz, wystarczy pstryknąć i już jest." Potem dowodzi, że jego hobby nie jest wcale zadaniem dla każdego. Oczywiście, można ten cytat wykorzystać na wiele sposobów, ale mi jest potrzebny, by wyrazić uznanie dla autora książki.
Seria NA F/AKTACH wydawnictwa Od deski do deski to literacki zapis prawdziwych zdarzeń. Do tej pory z serii przeczytałem zaledwie Czarną i Bestię. Każde z pisarzy miało swój próg trudności. Sposób realizacji bardzo mi się spodobał, ale co mam powiedzieć tym razem? - Masz akta, człowieka, pisz. Prosta sprawa! Nie. Cholera, nie!
To jak dokonał tego - jak pokonał to - Hubert Klimko-Dobrzaniecki - to jest majstersztyk.
Korrida słów.
Nie lubię walki na arenie. Krwi, brutalności. Taniej ekscytacji złem. Ale w wypadku tej książki ta przejmująca potyczka była potrzebna. Czy mordercy? Tego nie wiem. Ale była niezbędna mi -czytelnikowi.
Nota: 8,5/10
Foto Huberta Klimko-Dobrzanieckiego - Leszek Zych