Grupa komików
Bardo. Agnieszka Szpila, 416 stron. (W. A. B. , 2018)
Andrzej Bursa - jeden z moich ulubionych poetów - wyznaje w jednym w wierszy, że "ma w dupie małe miasteczka". Agnieszka Szpila, autorka Bardo ma odwrotną reakcję, zwraca małymi miasteczkami. A może źle interpretuję jej zamiłowanie do niewielkich miejscowości? Może jej bohaterowie, jak i tytułowe Bardo Śląskie, są jej małą słabością?
Wydawca, jak to wydawca. Skoro zdecydował się coś wydać, to książkę chwali. Przymiotniki używane w promocyjnym slangu zwykle są podobne. Tym razem czytamy, że mamy do czynienia z Kapitalną powieścią o Polsce i Polakach. Czy dałem się nabrać? Trochę, przyznam, że tak. Może to Varga w spódnicy? - raiłem przed odpaleniem czytnika. Kończąc kwestię porównań stwierdzam, że Krzysztof Varga na razie konkurencji nie ma. To znaczy ma ogólną-pisarską, ale na pewno nie w popełnianiu pamfletów na Polaków i o Polakach.
Natomiast nie byłbym taki pewien, czy Agnieszka Szpila nie stanęła w szranki o laury na polskiej scenie kabaretowej. Nie, błąd, mój błąd... (za chwilę wyjaśnię...)
W skrócie: Autorka opisuje losy wielu, bardzo wielu bohaterów. Typy są to nieszczególne: rasiści, naziści, antysemici, znajdą się i gangsterzy, i poraniony kibic Legii Warszawa, itp, itd. Szpila jest bezwzględna. Nie ma strony bez przekleństw lub szorstkich opisów stanu umysłu naszych rodaków. Trwa to sporo i już, gdy czytelnik zaczyna rechotać (raczej z nudów) dzieje się, bo (nie nagle, bo wiemy to już od pierwszego zdania książki...) ...bohaterowie pakują się do jednego autobusu. Pod patronatem złego biskupa, którego już znamy jadą na pielgrzymkę, bo liczą na odmienienie swojego życia. Czyli mają dziać się cuda.
Wydawca o tym pisze, zatem i ja: - Prawie wszyscy uczestnicy tej wycieczki giną. Śmierć w katastrofie komunikacyjnej. Tak, ależ oczywiście - autorka wcześniej napisała o Smoleńsku. Każda polska głupota, która Wam przyjdzie do głowy w tej książce jest.
Ostra jak brzytwa, tnie nam autorka nie tylko bohaterów, ale także pojęcie o dobrym smaku.
Ja też nie znoszę takich ludzi - takich typów, ale jeszcze bardziej nie cierpię uproszczeń i banałów.
A teraz - szybki koniec się dzisiaj zbliża, bo już nie daję rady - o scenie kabaretowej miało być.
Tak, ta książka jest do uratowania. Ale tylko w jednym wypadku. Otóż, pisarka porzuca na jakiś czas pióro, maszynę do pisania i laptopa. Swoje przemyślenia nagrywa na dyktafon, a potem na... na scenę.
Wiecie co to stad-up? Wiecie. To ludzie z poczuciem humoru, ale bez tzw. trzymanki. Nie ma dla nich tematów tabu, ani zwrotów, których nie mogliby użyć na scenie. Za oceanem ta forma rozrywki święci tryumf od dziesięcioleci, bo dobrze się tego słucha zwłaszcza w barach z wódką, a czasami striptizem.
W Polsce jest grupa ludzi fascynatów tej formy zabawy, sam spędziłem kilka wieczorów by posłuchać, zrozumieć. Nie powiem - byłem trzeźwy, a jednak się śmiałem. Można? Można. Ale czy trzeba, to już inna para butów. Chyba ta sama, w której chodzi Agnieszka Szpila.
Niektórzy będą zachwyceni, inni rozżaleni. A ja za Bursą, nadal ulubionym poetą, cytuję: Mam w dupie małe miasteczka.
3/10