Lekcje wspomnień



Lekcje wspomnień

Lekcje futbolu – Paweł Mościcki, 184 strony (Wydawnictwo w Podwórku, Gdańsk 2019)

Jednym z elementów dzienników Jerzego Pilcha (których jestem zwolennikiem) są mecze Cracovii. Pilch piekli się, że nie zakodowali transmisji, gdy jego drużyna przegrywa, i cieszy, gdy ogląda remisy, z rzadka zwycięstwa.
Drużyna z Krakowa nie jest moja. Kibicuję od wielu lat Lechowi Poznań, ale podobnie jak pisarz irytuję się lub raduję.
Nigdy nie zapomnę meczu Lecha z Pogonią Szczecin. Był remis (1:1), ale tego dnia niewielu to obchodziło, wszyscy czekali na wiadomość, czy Jan Paweł II umarł. I taka informacja, przedwczesna, padła z megafonów. Kibice i piłkarze opuścili stadion. Ja pojechałem do redakcji i zacząłem pisać tekst o śmierci i kibicowaniu. O świętości od święta.

Książka Pawła Mościckiego „Lekcja futbolu” to wyjątkowa opowieść. Zarwałem przez nią noc, bo po południu zacząłem, a nad ranem skończyłem. Czyli była dogrywka i rzuty karne.
Jest tutaj cała popkultura i ogrom metafizyki. Tak, uważam, że piłka nożna należy do dziedzin wielkich. Nie chodzi tylko o zmagania facetów kopiących szmaciankę. Chodzi o to, dlaczego to robią, jak to robią, co czują, czy w ogóle odczuwają coś więcej poza zmęczeniem i bólem w momencie faulu? A gdzie w tym spektaklu jestem ja, kibic? A skoro ja, to cały mój mikrokosmos zamknięty w 90 minutach. Nie, nie tylko. To trwa dłużej, bo przerwa to już kwadrans, a wcześniej sporo czasu mi zabrało, bym dostał się na stadion, potem zaś – zależnie od wyniku – będę śmiał się lub chlipał, a to też ukradnie mi kawałek mojego życia.

Książka nie jest opasłym tomem, ale na tych niespełna dwustu stronach Paweł Mościcki zajął się historią, teraźniejszością i przyszłością. Są fragmenty, które mają dla mnie posmak nowości, a czytanie znanych mi faktów celebrowałem wspomnieniami.
W jednym z rozdziałów autor proponuje napisanie biografii, której odniesieniem jest futbol, i gdy to przeczytałem, krzyknąłem: „Eureka!”. Bo pomysł naprawdę jest przedni. I wtedy zacząłem spisywać, wspominać:

Miałem już jedenaście lat, a nadal nie potrafiłem robić balonów, żując gumy Donaldy. I wtedy to się stało. Między drugą a trzecią bramką Zbigniewa Bońka balony zaczęły robić się same. A z Belgią w hiszpańskim czempionacie wygraliśmy 3:0.

W dzieciństwie byłem pewien, że nigdy nie będę palił papierosów. Na szkolnym boisku graliśmy w „kopa”. Było nas niewielu, może pięciu. W tym ja z młodszym bratem. Nagle za siatką pojawił się dorosły. Proponował fajki. I na to fajczenie skusił się mój młodszy, a ja uderzyłem go w twarz, za karę, za wykroczenie.
On do dzisiaj nie pali, a ja kopcę jak smok. Obaj jesteśmy fanami futbolu.

Przykładowo: opisy zdjęć – których niewiele w książce – pokazują erudycję i wrażliwość autora. A gdy zerkniemy na bibliografię, to wszystko staje się jasne. Paweł Mościcki napisał już wiele książek, a ma zaledwie 38 lat. Ale to wynik dyscyplin, które uprawia: filozofia, eseistyka. Ponadto jest tłumaczem i pracuje w Instytucie Badań Literackich PAN w Warszawie. Gdybyśmy przyjęli ten biogram powierzchownie, uznalibyśmy, że taki naukowiec to zapewne niezły nudziarz.
Znam wielu pracowników naukowych. Ośmiu na dziesięciu to pyszałkowaci flegmatycy. Ale kiedy piszą, to zamieniają się w towarzyskie bestie. Gdyby Mościcki zaczął w większej grupie opowiadać to, co opisał, byłby duszą takiej ekipy. Przegadałby i zagadał wszystkich.

Struna wspomnień naprężona jak cięciwa. Rozdział „Mecz w obozie” nie tyle jest przejmujący, ile przekonuje, że piłka nożna (a także inne gry zespołowe) to świątynia takich ludzkich stanów jak wytrwałość, zawziętość, uczciwość, wiara.
Mecze rozgrywane między hitlerowcami a więźniami. Wydawałoby się, że to tylko wymysł, scenariusz filmowy. A jednak tak niestety było. Przegrani byli nie tylko na boisku. Strzały musieli przyjąć już po rozegranym spotkaniu.
Właśnie o takim meczu mówi jeden z ulubionych moich filmów: „Ucieczka do zwycięstwa” Johna Hustona. Nie ma tam popisu gry aktorskiej, ale opowiedziana historia tak bardzo porusza, że trudno ten obraz wymazać z pamięci. O filmie oczywiście także przeczytacie w „Lekcjach futbolu”.

Przez granie w piłkę poczułem kiedyś wstyd i zażenowanie. Byłem w trzeciej klasie liceum, gdy w kilku chłopaków nie poszliśmy na lekcję muzyki. W tym czasie graliśmy na szkolnym boisku w piłkę. Nauczyciel widział nas przez okna. Był to jeden z najulubieńszych belfrów w całej szkole – profesor Filarski. I gdy na boisku nie wiadomo skąd pojawiły się nasze koleżanki, wszystko stało się jasne. Posłusznie wróciliśmy do klasy, na lekcję. Byliśmy czerwoni jak buraki, ale nie ze zmęczenia, tylko z upokorzenia, które sami sobie zafundowaliśmy.

Autor też jest ekshibicjonistą. I też opowiada o swoim życiu przez pryzmat rozegranych i obejrzanych spotkań piłkarskich. Po przeczytaniu tej książki przez kilka dni nie mogły mnie opuścić obrazy z przeszłości. Wspominałem, jak to ze mną i z piłką było.
A było chociażby tak, że na turnieju międzyszkolnym trzy minuty przed końcem regulaminowego czasu nie wykorzystałem rzutu karnego. Prowadziliśmy 1:0. Minutę potem mój brat obronił jedenastkę podyktowaną tym razem przeciwko nam. Emocje, jakie mną wtedy targały, były niesamowite. Miałem trzynaście, może czternaście lat.
Gdy mój syn miał osiem, przez godzinę tłumaczyłem mu, na czym polega ofsajd. Spalony, Szymonie, to… – używałem porównań i malunków, a skończyło się to tak, że tydzień później piekliłem się na sędziego, który nie uznał gola dla Kolejorza. Siedzący obok syn uspokoił mnie w trzy sekundy: Tato, przecież był spalony. Nie widziałeś? (Widziałem!).

Książka z pogranicza filozofii, socjologii, a czyta się ją jak dobrą powieść lub zwięzły thriller.
Brawo, Autorze! Zacznę Cię czytać. To, co napisałeś i co napiszesz, musi wylądować w mojej biblioteczce.
Nota: 9/10



popularne