A gdy zamieszkasz w budzie...



Dropie – Natalka Suszczyńska, 164 strony (Korporacja ha!art, Kraków 2019)

Pamiętacie „Delicatessen”, francuską czarną komedię z 1991 roku? Możecie nie pamiętać. Zatem w skrócie kilka kadrów: bieda, wszystko szare lub w kolorach żywności. A żywność to ludzkie mięso dozorcy zatrudnionego na krótki termin ważności. Każdy czeka na śmierć, każdy czeka na jedzenie. Ci, którym kanibalizm jest obcy, zajadają się ślimakami. Na śniadanie, obiad, kolację, a i na podwieczorek. Ile można?! Trzeba nam cynaderek, karkówki, wątróbki. Ale zabijanie tym razem nie wychodzi, a co gorsza, pojawia się coś tak dziwacznego jak miłość i to ona bierze górę nad gorszącym konsumpcjonizmem.
Czy o tym są „Dropie”? Nie, ależ skąd. Ale poziom absurdu jest podobny. To, co zwyczajnie wydaje się nam niemożliwie, tu jest powszechne. Spanie po podnajmowanych piwnicach, kioskach ruchu z gazetami i duperelami. Podnająć można też antresolę, szafę dwudrzwiową lub można w te pędy pobiec do lasu, by tam się skryć. Trzeba jednak uważać na helikoptery. Każdy nasz ruch jest śledzony, także gdy zamieszkamy w budzie i zakumplujemy się z dużym, fajnym psem, z którym można wyjść na piwo lub drinka.
A jeśli nie pies lub chomik, to wszystkie nadzieje można złożyć na skrzydła ptaków. One nas ochronią, zbawią i wyjaśnią, jak sprawy się mają.
Nie żartuję, te cytowane obrazki istnieją naprawdę. Pisarka ma na tyle bujną wyobraźnię, że posługując się absurdem, stworzyła obraz współczesnego świata.
Świata umów śmieciowych, wszędobylskiego hazardu, wyobcowania jednostki, pożądania i pragnienia posiadania za wszelką cenę, po trupach.
Scena, w której bohaterka wychodzi z biedy, bo wcześniej pracowała „w bankomacie”, a teraz cierpi na chroniczny kaszel, co kończy się wypluwaniem setek banknotów, jest przednia. Ale finał tej opowieści okazuje się druzgocąco smutny. Bo bieda niczego nie uczy dorobkiewiczów. Oni też stają się pazernymi hienami, no bo co? Marzenia o bogactwie się ziściły, zatem hulaj dusza – piekła nie ma. Nie, piekło jest. Ale tu, na ziemi.

Wypaczony obraz liberalnej rzeczywistości śmieszy, pobudza do refleksji, literacko zaskakuje. Ale brakuje w tym zestawie opowiadań na chwilę powagi, zatrzymania się. Umieszczenia pośród tego wyboru jednej perły, która by się różniła, która wyjaśniałaby zamysł autorki lepiej. O co mi chodzi? O pauzę w tej lawinie żartów. Bo nie ukrywam, że mimo nieschodzącego z twarzy uśmiechu dopadło mnie znużenie. Ile można kpić i przerysowywać? Na przykładzie „Dropi” widać, że można przez całe ponad 160 stron.

Nie czytałem wcześniejszych prób literackich Natalki Suszczyńskiej, a z jej biogramu wynika, że publikowała tu i ówdzie. Nie wiem, czy „Dropie” są jednorazowym popisem, czy też kontynuacją literackiego żartu. Zakładając jednak, że są osobne, to powtarzam, brakuje mi jednej noweli na poważnie.
Po części moje chciejstwo jest zrealizowane w tekście „Pankracy”, opowieści o samotnej kobiecie i youtuberze rozpisanej na głosy, która bardzo szybko przestaje być odrealnionym opowiadaniem, bo gdyby nie niektóre frazy, to można by uznać, że dawno nie czytałem tak wzruszającego utworu o potrzebie bliskości. A poza tym „Pankracy” bardzo mi przypomniał książkę Nataszy Sochy – „Ketchup”. Wydana w 2005 roku opowieść pokazuje współczesnego Nikodema Dyzmę, który zostaje „artystą z własnym butkiem”. W „Dropiach” – książce napisanej wiele lat później – za okno wystawowe robi YouTube.
Jednym słowem „wszystko jest na sprzedaż”, nawet to, co do niedawna uznawaliśmy za dogmat intymności wobec hałaśliwego tłumu. Tak! Można upchnąć ludziom lęki, fobie. Bo dlaczego nie? Za kilka energetyków, pendrive’ów czy innych błyskotek warto powiedzieć: Śmiejcie się ze mnie. Moim największym przyjacielem jest frotowa skarpeta.

Dropie” na pewno zostaną zauważone, bo warto chwalić dobre pisanie, a że spodziewałem się więcej? Już tak mam, że wyobrażam sobie wielkie rzeczy, które są ukryte w drobiazgach.
Książka Suszczyńskiej to słodko-gorzkie literackie maleństwo pokazujące, jak bardzo się zagubiliśmy, jak bardzo oderwaliśmy się od rzeczywistości.
Dlatego zacząłem czytać tę książkę w autobusie, a skończyłem, siedząc na leśnym pniu w niewielkim zagajniku. A nad głową latały mi dropie. Tokowały, że jeszcze „Będzie Przepięknie”.
Nota: 7,5/10



popularne