Pomieszane światy



Magrodden – Jerzy Alski, 532 strony (Wydawnictwo Literackie ATENA, Poznań 2018)

Same truizmy mnie nachodzą. Kuszą akademickie pytania. Bo jak się zachować po takiej lekturze? Jak zrozumieć sens tego tworzywa?

Po co i dlaczego Jerzy Alski napisał tę książkę? By się wypisać, rozpisać? By coś udowodnić? Ale komu poza sobą? By świadectwo erudycji poszło w świat?

Michel Houellebecq pisze tak, by w gęstwinie fabuły czytelnik odnalazł jego recepty na bolączki świata. Bo Houellebecq nie chce tylko opowiadać. On pragnie przemawiać. W ten sposób pisze niemal każdą książkę, w ten sposób gromadzi kolejnych fanów lub adwersarzy. A wspominam o tym dlatego, że Jerzy Alski stara się iść tą samą drogą.
Gdyby nie wtrącenia, napomnienia autora, „Magrodden” byłby klasycznym kryminałem. A jednak taki nie jest. Zaszufladkować tę literaturę bardzo trudno.
Bo to, co ma przykuć uwagę czytelnika, szybko staje się drugorzędne. Na pierwszy plan wychodzą przypisy. Alski popisuje się, a tym samym popełnia grzech pychy.
Jego eseistyczne zapędy można nawet pochwalić, ale czy aby na pewno powinny znaleźć się w tej książce? Bo mamy tu pomieszanie gatunków: esej, traktat, pamflet, thriller i opowieść kryminalną. Za dużo jak na jeden raz. Ogólnie odczuwałem podczas czytania przesyt. Męczyłem się, bo niezdecydowanie co do formy przygniata, nie pozwala się skupić na fabule.

Poza pisaniem, recenzowaniem, kleceniem poezji zajmuję się redagowaniem. Dlatego łatwiej mi stwierdzić, że w książce Alskiego – pewnie na wyraźne życzenie autora – redakcji tekstu zabrakło.
Książka jest przegadana co najmniej o sto stron. Źle złożona – brak marginesów drażni i irytuje. Ponadto kilkoma prostymi zabiegami redakcyjnymi można by tę książkę uporządkować. Stworzyć coś odrębnego, wyraźnego. Bo mój główny zarzut wobec tego pisania brzmi: bałagan.
Wygląda to tak, jakby autor miał w głowie dokładną wizję historii, którą chce opowiedzieć, a w trakcie pisania dokładał do wiodącego wątku publicystyczne wtręty.

Główny bohater zaczyna książkę wyśmienicie: Mając trzydzieści sześć lat, doszedłem do wniosku, że mógłbym zostać bogiem. Fraza mistrzowska, ale potem tej boskości brakuje. Jest rzemieślnicza dłubanina.
Dopiero na stronie 273 autor wyjaśnia oczywiste. Że nazwisko Magrodden jest nawiązaniem do Armageddonu. Nie lubię podawania czytelnikowi wszystkiego na tacy. Niech pomyśli, niech się domyśli, niech nad tekstem pracuje.
Zwłaszcza że tam, gdzie konkrety powinny być – brakuje ich. W rozważaniach wręcz mistycznych myśli są urwane, porwane. Nie kleją się z całością.

Zacząłem się podczas czytania bawić tym tekstem i przestawiać poszczególne rozdziały, niektóre usuwać, a próby eseistyczne wyraźniej oddzielać, jakby były onirycznymi napomnieniami. Nie twierdzę, że taki zabieg ratuje ten tekst, ale jestem pewien, że przed publikacją zabrakło nad nim pracy.
Powtarzam: autor uznał, że stworzył ważny tekst, który nie podlega dyskusji. A przecież każde tworzywo wymaga ugniatania, rozgniatania. Wymaga porządnej wymiany ognia na linii wydawca–redaktor–autor.

Postaci zbudowane przez Alskiego są literacko nakreślone przyzwoicie. Sceneria ich działań obejmuje tak wielkie terytorium, że czytelnik zwiedza wraz z bohaterami nie tylko Europę, ale też kraje, do których nigdy nie dotrze. I wszystko byłoby właściwie poukładane, gdyby autor tak często nie odpływał.

Czesław Markiewicz w blurbie – w mojej opinii – na siłę usprawiedliwia takie zabiegi, rozbiegi tego tekstu. Pisze m.in. tak: "Magodden eksperymentuje z własną wyobraźnią bez ograniczeń. W powieści Alskiego czuć posmak „Możliwości wyspy” Houellebecqa, pojawia się atmosfera z „Emire V” Pielewina. […] Gatunkowo łączy te powieści eseistyczny żywioł narracji pozaprzedstawieniowej – z odesłaniem do doświadczeń Hochhutha. Jednak przede wszystkim powieść Alskiego urzeka precyzją szczegółów „agenturalnej roboty”, z całym sztafażem zwyczajowych zachowań, ponadto tempo, „wielowystrzałowy język”, przenoszenie akcji w różne części świata, ale zawsze o sympatycznym znaczeniu”(...) Jednak na istotniejsze „akcje” dzieją się w głowie Christophera Magroddena. On zabija myśląc. Dwa niebezpieczeństwa w jednym. Czy to jest realne? Być może tylko racjonalne?”

W słowa można ubrać wszystko. Słowa potrafią wiele. Zranić, ale i przyozdobić. Ja jednak nadal marzę, by tę książkę napisać od początku, by głosy eseistyczne i publicystyczne były głosami z offu. By dla fabuły pojawiło się zjednoczenie czasu, miejsca i akcji. By Alski przestał być tak bardzo zmanierowany i zaufał komuś z boku. Bo naiwnością jest wiara, że można napisać traktat o życiu z elementami historycznymi w kryminalnym gorsecie.

Nie poznałem osobiście pisarza, a zdaje się, że takie spotkanie byłoby dla mnie przeżyciem istotnym. Bo – podkreślam – erudycja autora robi wrażenie. Szkoda, tylko, że została tak ułomnie wykorzystana. Za dużo tu rejestrów fałszywych, za mało fortepianu…

Nota: 6/10

Fot: Jarek Holden G. (c).



popularne