Eksplozja bólu


Brud – David Vann, 256 stron. Przełożyła: Dobromiła Jankowska (Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2019)

Na moim biurku leżą dwie książki z wyjątkowymi okładkami Tomasza Majewskiego: „Legenda o samobójstwie” i „Brud”. Autor: David Vann. Tłumaczka: Dobromiła Jankowska.
Wypróbowane trio Wydawnictwa Pauza.
Wszystko ładnie, pięknie. Ale czas siąść do lektury. A wtedy zaczynają się schody. Zaczyna się dziać zbyt wiele. Trzeba mieć stalowe nerwy, by przetrwać to pisanie.

Kiedy w ubiegłym roku czytałem „Legendę o samobójstwie”, to pisałem m.in. tak: Można, a nawet należy pokusić się o analizę literacką tej prozy. Ale wszelakie odwołania np. do Hemingwaya mają krótkie nogi. A to dlatego, że literatura Vanna, mimo podobieństw, ma siłę indywidualizmu, osobności, wyjątkowości.
Luźno poskładane opowiadania dają całość, która niczym buldożer burzy wewnętrzny spokój. Ta książka nawet przez chwilę nie pozostawia czytelnika obojętnym. Wkurza, drażni, irytuje – a innym razem uwodzi i wbija w fotel. Dzieje się wiele.

Ta książka została we mnie na długo. Czasami zastanawiam się, czy w ogóle dobrze, że ją przeczytałem. Tak mocna czytelnicza ekspiacja zaburza pogląd na temat dzieła literackiego. Vann jest do bólu sugestywny, agresywnie wiarygodny. Patrząc na własne doświadczenia – swoje życie – „Legendę o samobójstwie” uznaję za jedną z najważniejszych lektur ostatnich lat.

Kiedy dowiedziałem się, że Pauza będzie wydawała kolejną powieść tego autora, to publicznie wyrażałem radość, a w zaciszu własnych lęków obawiałem się tej książki. I słusznie. Vann to pisarz depresyjny. I nie jest to zarzut.
Depresja ma różne źródła. Nie będę bawił się tutaj w domorosłego psychoterapeutę i nie odkryję Ameryki, gdy napiszę, że spaprane dzieciństwo i okres dojrzewania powodują w wieku dorosłym paskudne skutki.
Można maskować ból, lęk, ale pewnego dnia wszystko wybucha. A konsekwencje eksplozji dotykają nie tylko zainteresowanego, ale i najbliższych.

Mamy w „Brudzie” historię rodziną. W pewnym momencie orientujemy się, że zarówno bohaterowie, jak i pisarz nie mówią nam wszystkiego. Wystarczą niedopowiedzenia, by zrozumieć, że aktualne życie to gra pozorów. Udawanie podszyte lękiem. Galen to dwudziestodwuletni chłopiec, który pod parasolem matki i babki walczy ze swoimi fobiami i strachami. Podszyte jest to jego wypaczoną seksualnością i transcendentalnymi pragnieniami.
Tuż obok rozgrywa się bitwa o pieniądze między siostrami, których matka wylądowała w domu opieki. Ta walka ma wpływ na całość zdarzeń, bo jest w niej ukryta przeszłość tych kobiet. Nie mogą się zdecydować, czy za całe zło świata winić mężczyzn, czy dać sobie spokój i żyć, jakby nie było żadnych trupów ukrytych w szafie.
Przemoc domowa jest wypierana przez matkę i jedną z córek. Kolejna, przy wsparciu swojej nastoletniej pociechy, może o wszystkim „zapomnieć”, byle dostała czek na właściwą kwotę. Szantaż emocjonalny w pełnej krasie.

David Vann po mistrzowsku kreśli jestestwa swoich bohaterów. Wprawdzie najwięcej miejsca oddaje Galenowi, ale nie traci z pola widzenia pozostałych uczestniczek dramatu. Jeden niedojrzały mężczyzna i trzy kobiety oraz nastolatka. Do pewnego momentu miałem wrażenie, że czytam jedną z książek Philipa Rotha. Podobna narracja. Mistrzowski styl. Ale potem moje odniesienia zaczęły się… sypać. Jedno wydarzenie wywołało lawinę. A zresztą: czy mogło to się skończyć inaczej, lepiej?

To czytanie wymaga sporego wysiłku. Wręcz wyniszcza. Nie sposób być pasywnym czytelnikiem „Brudu”. Tak się po prostu nie da. Można tę książkę odłożyć, przeczekać. Jednak ma ona w sobie magnetyzm zła, który przyciąga, zachęca do dalszej lektury.
Ostatnie sto stron czyta się z przerażeniem. Nie wiadomo, co jest rojeniem, a co dzieje się naprawdę. Jasne jest tylko jedno: dlaczego to zło się wydarzyło. „Rozgniewany bóg”, wściekły, bezradny człowiek. Zamiast rozmowy pojawia się zagubienie, które rodzi przemoc. Przemoc bezwzględną, rozpisaną na „cząstki elementarne”.

Jak zwykle u Vanna wrażenie robi język. Oczywiście zasługa w tym także tłumaczki Dobromiły Jankowskiej. Ten duet daje popis elokwencji. Gdy trzeba być bezpośrednim, to tak się właśnie dzieje. Gdy świat realny myli się z jawą, to odczuwamy to językowo. Oddychamy słowami, które budują napięcie. Ponadto Vann jest dokładny, szczegółowy. Jego obrazy mocno działają na czytelnika – nie dlatego, że zawsze są okrutne, ale dzięki ich perfekcyjnemu przedstawieniu.

Początkowo po lekturze „Brudu” nie mogłem sięgnąć po żadną inną książkę. Pojawiła się psychologiczna blokada. Osad „Brudu” pozostanie we mnie na bardzo długo. Kolejna książka Vanna, która pokazuje, że budowanie życia opartego na tajemnicach jest złudne i kończy się katastrofą.

Nota: 9/10
Fotografia pisarza: Paris Match


popularne