Poetyckie różności



Ranoc – Krzysztof Lutowski, 64 strony (JamaArt, Bydgoszcz 2017 – Bydgoska Licencja Marek)
Czytając poetów przeklętych – Krzysztof Lutowski, 62 strony (Mamiko, Nowa Ruda 2018)

Trafiły do mnie dwa tomy poezji Krzysztofa Lutowskiego.
Ranoc” i „Czytając poetów przeklętych” to książki nierówne, niekompatybilne, jakby pisało je kilku autorów. To w każdym razie nie zarzut! Te pomylone tropy, ścieżki, zakręty zachęcają do kilkukrotnego przeczytania obu tomików.
Ale po kolei.

Czytam poezję, bo daje ona oddech, pozwala na inny ogląd świata, zmusza do wielu interpretacji. Poezji nie trzeba czytać ciurkiem. Czasami jeden wiersz chodzi za nami dzień, a inny zostaje w nas na zawsze. Dzieją się cuda, które prozie zdarzają się rzadziej. Proza zazdrości poezji jej wyjątkowości, uniwersalności. I Krzysztof Lutowski to wie. Czuje to.

gdy przestajesz mieć, gdy tracisz wszystko
gdy wszelakie zdobywanie, posiadanie
odkładasz,

na bliżej nieokreślone potem…
gdy nie masz już nic,

co możnaby z bólem utracić,
co w niewysłowionym cierpieniu
mogłoby zostać ci odebrane.

co mógłbyś odczuć, jakby
odrywano gwałtem z ciebie
kawał mięsa z tego ciała…
(„Hard core” z tomu „Ranoc”, Krzysztof Lutowski)

Ten wiersz należy do moich ulubionych. Jest wizytówką autora. Niby wszystko powiedziano tu wprost, a tak naprawdę niczego nie wiemy i odczuwamy „cierpienie za miliony”.
Tom „Ranoc” jest lepszy. Jest głośniejszy. Jest pełen niedopowiedzeń i skrajności. W „Czytając poetów przeklętych” jest zbyt wiele poetyckiego mazgajstwa. Czytelnik, podobnie jak podmiot liryczny, nie radzi sobie z nagromadzeniem „czekania na słowa”. Autor wydaje się w tych wierszach dojrzalszy, ale nie jest to atut, lecz skaza. Bo widać cyzelowanie każdego słowa. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. W „Ranocy” jest inaczej, a dla mnie – odbiorcy – to znaczy lepiej.
Są jednak w „Czytając poetów przeklętych” frazy, które chce się pamiętać. Wyławiałem je niczym poławiacz pereł. Oto kilka przykładów: Żadnej metafizyki na zewnątrz; byli poeci smutni, którzy nie znali buntu; nadmiar wrażliwości jak nóż na gardle; ideałem być niestrudzonym.

Podczas tygodnia, którego sięgałem po oba tomy, natarczywie pchało mnie do „Ranocy”. Jest w tym tomiku jakiś czar, żar – coś, co uwodzi, coś lepkiego. Może wyjaśnieniem będzie fakt, że te wiersze mają swoją historię. Wydane dwa lata temu, ale napisane między rokiem 2000 a 2004. Młodość autora! Muzyk, który pisze, który gra słowem. Gdyby Krzysztof Lutowski uznał, że ta „stara” poezja do niego już nie pasuje, to przecież nie zdecydowałby się na jej wydanie, a zadziało się inaczej.
Tak bardzo uwiodła mnie „Ranoc”, że postanowiłem zabawić się tymi wierszami. Wiele lat temu proponowałem swoim studentom, by przynieśli na zajęcia „jakąkolwiek” poezję. Potem każdy, korzystając ze „swojej książki”, musiał ułożyć „swój wiersz”. Więc i ja dzisiaj „tworzę”:

Chodzi o ciszę
nie piszesz, ja czekam.
To nie jest dobre.
Wiem, to krzywda,
kiedy śpię z Nią.
Moje poranne modlitwy
widzę, co się wydarzyło
kiedy nic już nie chcesz
gdy nie masz już nic
Czy to są cykle życia?

Mam nadzieję, że autor mi wybaczy. Ale „Ranoc” robi piorunujące wrażenie, dlatego zabawa z aforyzmami z tego tomu to czysta frajda. „Czytając poetów przeklętych” – z tym tomem też można, wręcz należy się bawić, ale jego dokładność, a jednocześnie naiwność mnie nie przekonują, jakoś dziwnie odpychają. Nie czuję pulsu tych wierszy. Są pisane jakby pod publikę, a nie z trzewi, z wątroby autora.
Może jest tak, że gdy wrócę do obu tomów za miesiąc czy dwa, będę je odbierał inaczej. Inaczej żonglował tymi frazami. Ale dzisiaj jest tak, że jedna książka mnie uwiodła, a druga zawiodła. Problem leży po mojej stronie, nie autora.

Przed laty napisałem opowiadanie, w którym młody prozaik zmagał się nie tylko z pisaniem, ale także z natręctwami. Bał się kotów, zakonnic i białych samochodów. Aby przezwyciężyć swoje lęki, opisał je w jednym z tekstów. Jego opiekun literacki skradł i opublikował ten tekst. Młodzian nie przejął się tym, bo nagle zrozumiał, że jest na tyle dobry, że „kradną mu teksty”, i o tym też napisał nowelę. Pisał codziennie. O tym, co widział.
Krzysztof Lutowski w „Ranocy” też pisze o tym, co widzi, co czuje. A w drugim tomie kombinuje i zmaga się z własnymi lękami, które mocno trzymają go za nogi i ręce. Nie może się uwolnić, dlatego pisze pod dyktando strachów. Nie jest swobodny, a co za tym idzie – nie jest też przekonywający.

Cieszę się, że trafiają do mnie książki, o których istnieniu nie miałbym pojęcia. Codziennie wyglądam listonosza. Zawsze mam nadzieję, że w poczcie znajdę nowe wiersze, dzięki którym poczuję się lepiej, inaczej. Nie po swojemu.
Noty: 
Ranoc> 8/10
Czytając poetów przeklętych> 6,5/10

Ilustracja: Jarek Holden G. (c)


popularne