Historie miłosne
Tak sobie myślę.... Jerzy Stuhr, 212 stron. (Wydawnictwo Literackie, 2012)
- Ja rozróżniam sny. Czytam, znaczy się je - jakoś nieporadnie Mama głosiła swój dar, tuż po przebudzeniu. Po latach dodawała: - Znam się na snach, ale ty je przewidujesz.
Oj, mamo, Mamo. To nie tak. Snów nie ucieram w makutrze, lecz prawdą jest, że zdarza mi się przewidywać rzeczy niepojęte i nieobjęte dla innych i przez innych.
Wprowadzenia o intuicji dość! Basta, to nie przepis na wyrabianie ciasta (a po co mi ten rym? - dym!)
Otóż, gdy zabieram się za aktorskie pisanie, to wychodzi mi recytowanie (fałszowanie?małpowanie?).
I tak: 18 kwietnia 2018 roku, w godzinach popołudniowych nie mając pojęcia co zrobić z oczami, uszami i percepcją, odpaliłem smartphone i zacząłem SŁUCHAĆ urokliwego głosu Aktora Wawelskiego, Wybitnego z Krakowa.
Jerzy Stuhr obok Janusza Gajosa i Franciszka Pieczki, to moi żyjący wybrańcy sceny i taśmy celuloidowej.
Wróćmy do historii 18 kwietnia.
Godzina 20. 04. Jedna córka śpi, druga zastanawia się czy grać w karty czy czytać Mikołajka. Do obu czynności jestem potrzebny jako tata-sałata-łata. Pojawiam się obok Anny, a tu powiadomienie z Instagramu: Wyborcza składa najserdeczniejsze życzenia wielkiemu aktorowi. Jerzy Stuhr kończy 71 lat.
Oj, tak, mama miała rację. To nie sen, ale wstrzeliłem się ze słuchaniem audiobooka. Przewidziałem dla uszu urodzinowe danie (leciutkie mlaskanie).
Tak sobie myślę...,że to książka niedopracowana. Jak to określam: "Fiszkowa". Bo składa się z pojedynczych fiszek, karteluszek niekoniecznie pasujących do siebie. Nici z powieści. Włóczka pamiętnika.
Wydawnictwo Literackie wymogło na bardzo chorym wówczas aktorze pisanie. I fragmenty, w których opisuje swoje zmaganie z chorobą, a także te w których szydzi z krytyków - przypadły mi do gustu. Ale czy te zapiski kalendarzowo-notatnikowe powinny przybrać formę książkową? Otóż, wielkim wolno więcej, wielkim wawelskim wolno niemal wszystko.
Pan Jerzy to wrażliwa Istota. Mam nadzieję - graniczącą z pewnością - że nigdy nie przeczyta moich recenzenckich zmagań. Bo ja nie chcę drażnić Wawelskiego Smoka. Już wolałbym siarki beczkę spożyć i winem tanim popić.
Gdy brzmi mi gdzieś wokół, czyli w radiu, telewizji, w rozmowach nazwisko Stuhr, to otwieram niewidzialny (do użytku własnego) ranking jego dokonań. I tak, tak, tak. Podzielę się z Państwem, moim prywatnym podium, rozszerzonym do granic liczb dziesięciu. Oto mój panteon Jerzego Stuhra:
1. Dekalog X, 2. Historie miłosne 3. Amator 4. Wodzirej 5. Obywatel Piszczyk, 6. Wielkie zwierzę, 7. Trzy kolory. Biały 8. Habemus papam 9. Seksmisja 10. Tydzień z życia mężczyzny.
Koniec. W dziesiątce nie ma miejsca na twórczość literacką.
Kilka książek, pamiętników, wywiadów-rzek. Ok. Rozumiem. Godzę się. Ale wybieram inną rolę dla Jerzego Stuhra. I tak sobie myślę, że mój wybór jest przemyślany i odpowiedni. Pewny, bo w aktorskich i reżyserskich wyczynach Pan Jerzy nie zwiódł mnie przenigdy. To mu się po prostu nie zdarza.
Nota: 7/10