Bez makijażu
Proszę mnie nie budzić. Wojciech Kuczok, 224 strony. (W. A. B. 2016)
Kuczok mi się skończył. Jak wódka w butelce. Sporej krowie.
Nie wiem jak dawno to było, ale kiedyś zaczytałem się w Gnoju. Obejrzałem też adaptację, czyli Pręgi. Film podobał mi się znaczniej. Może rok, może dziesięć lat później zagościł u mnie Widmokrąg. Potem o Wojciechu K. zapomniałem.
Aż tu nagle...
W tym roku dopadła mnie Czarna, Obscenariusz. Wypisy z ksiąg wieczystych. Co robić? Co dalej? W ofercie Legimi odnalazłem zbiór onirycznych zapisów, zatytułowanych: Proszę mnie nie budzić. Odpaliłem e-booka i z górki. A pazurki? No cóż...
Eksperyment pisarz podjął oto taki: spisywanie zapamiętanych snów. Sny podobno są bez mejkapu. Ale autor zaprzecza sam sobie. Po to jest pisarzem, by pudrować, podkreślać linię ust, wyrazić usta szminką, a brwi kredką. Tak też to opisuje Michałowi Witkowskiemu, Misi.
Misia słucha, nie słucha. I na pewno nie wybucha. Para buch, koła w ruch.
Ze snami jest tak jak z przepisami kulinarnymi. Zapisać można niemal wszystko, ale czy gotowa całość będzie nam smakowała?
Gdy zacząłem czytać, obok położyłem notatnik. Kredka, długopis, ołówek, mazak. Nie miałem zamiaru malować, ale po chwili się rozbestwiłem. Na całość poszedłem. Hasła snów jak chemiczne czy matematyczne regułki zaczęły wypełniać zeszyt w kratkę. Zapisałem 33 sny, i jeszcze 48. i 54.
I tak , w snach wylądowały nazwiska znane, pominięte i zapomniane. Za pewnik można uznać obecność Agaty Passent (Żony Wojciecha Kuczoka) i Agnieszki Osieckiej (Matki Agaty P.).
Panie mają swoje role w snach, ale pani Passent została obarczona także zadaniem zapamiętywania snów tuż po przebudzeniu Kuczoka (Męża Agaty P.).
"To nie ja napisałem tę książkę. Napisała się sama" - chyba tak pisarz tłumaczy zbiór opowiastek nocnych i uzbieranych podczas popołudniowej drzemki.
Kuczok jeszcze coś tam plecie o młodzieńczym stylu i braku obróbki ze skrawaniem. To daję sumę usprawiedliwień i zaklęć niepotrzebnych.
A jeżeli autor zaczyna się tłumaczyć, to czy nie wpada we własne sidła? Sidła wydania czegoś na siłę. Ja to tak czytam, tak pojmuję. Kilka lat suszy, ale z Proszę mnie nie budzić nie ma ulewy. Jest kapuśniaczek.
Wiosenny, letni to deszczyk Taki lubię. Nie będę też ukrywał, że nie raz, ani dwa Kuczok mnie pozytywnie puentą zaskoczył. Nie raz, ani dwa oplułem czytnik, parskając ze śmiechu.
W książce pojawia się nazwisko Henryka Berezy. Ten pomnikowy krytyk literacki i pisarz zaszczycił mnie kiedyś dwudziestominutową rozmową. A potem jeszcze kilkoma oczu spojrzeniami. Zawdzięczam to mojemu nauczycielowi. On mnie wysłał do pana Henryka. Bereza zapisywał swoje wizje senne przez wiele lat.To było danie główne. Kuczok to przystawka. Strawna, smaczna, ale kto by się tym najadał i nie czuł spragniony? U mnie pozostał głód i niedosyt.
Śmieszył mnie pojawiający się w snach pisarza Krzysztof Zanussi. Sam pytam: to koszmar czy normalna kolej nocy?
Rechotałem też z grotołazów, śląskich pisarzy, poetów i samurajów próbujących zaszlachtować parę Passent-Kuczok. A gdy teściowa w rocznicę śmierci chce karmelków, to poczułem tę lepkość i słodycz w ustach.
Wojciech Kuczok zawsze sugestywny. To jedna z jego mocnych stron. Ma ich więcej.
Rozumie, ze poczucie humoru musi występować w powieści czy opowiadaniach, by czytelnik nie cierpiał z nudów. A jeszcze rzecz zasadnicza, ten pisarz - o czym już kiedyś pisałem - to inteligentna bestia. Naprawdę nie sądzę, by o każdym gryzipiórku można to samo napisać czy powiedzieć. A ta inteligencja Wojciecha Kuczoka obradza często w pyszne frazy i puenty.
Po przeczytaniu czegokolwiek i jakkolwiek Kuczoka, to w naszej pamięci nie ma czarnych plam, wypalonych dziur. Są zapamiętania, rozpamiętywania.
Jest z czego czerpać, brać. Dlatego Kuczoka-pisarza lubię. Kuczoka-felietonisty nie znoszę, a Kuczoka- kibica piłkarskiego rozumiem.
To takie męskie. Jak przyjaźń.
Nota: 7,5/10
Fotografia Wojciecha Kuczoka - VIVA.pl