Prezent od syna


Wiele demonów, Jerzy Pilch, 479 stron (Wielka Litera, 2013) 

Był rok 2014, a dokładniej dzień ojca - 23 czerwca. Mój syn przyjechał na urodziny siostry, a potem został opisując swój obecny świat 14-latka. W prezencie on dostał książkę i ja ją dostałem.

"Kochany Tato! Życzę Ci abyś za każdym razem, gdy otworzysz tę książkę, przypominał sobie wszystkie szczęśliwe chwile, które spędziliśmy razem. Twój syn, Szymon". 
Okazało się, że ta dedykacja przez długi czas była wszystkim co wyczytałem z dzieła Pilcha. Nie mogłem się za Wiele demonów zabrać w żaden sposób. Obiecywałem sobie wiele razy, że dzisiaj, że jutro, a już na pewno za tydzień. Nic z tego.
Do dzisiaj nie rozumiem tego lenistwa, ale tak było. Nie zmienię już tego.
Ale coś z tyłu głowy podpowiadało mi: - No zacznij, no szybko, no już. Przecież lubisz Pilcha. 
Kto nie lubi Pilcha? Może są tacy, ale ja go na swój sposób wielbię. Mam do niego słabość, porównywalną jedynie z ochotą jaką pożeram czekolady z nadzieniami.
Moja słabość do autora tym razem objawiała się jednak inaczej. Jechałem za granicę. W plecaku Pilch. Wybierałem się w podróż pociągiem, oczywiście z Pilchem. Nawet na spacery go zabierałem. Ale to wszystko. Milczeliśmy obaj jak zaklęci. Plecy dziewczyny z okładki zadawały się mówić -weź nas, a jej ramiona i szyja szeptały:- szybko. Ale uparcie po każdej podróży i maksymalnie stu stronicach zaczytania, nie mogłem się przemóc. Aż do teraz.
Teraz, w roku, w którym mój syn kończy 18 lat, ja dojrzałem, by Wiele demonów pochłonąć w dwa dni. I co? I jakoś takoś, że jestem zmieszany, ale nie wstrząśnięty.
Oczywiście Jerzy Pilch pisze doskonale. Tworzy obrazy w takich barwach, jakie kocham, jakie mnie przekonują, a powiem więcej - jakie mnie pochłaniają. Ale tym razem najlepszy ewangelik polskiego pisarstwa mnie zasmucił.
Dlaczego? A co to za głupie pytanie? Może, to nie jego wina, lecz moja. A że zwlekałem, a że marudziłem, a że za duże miałem oczekiwania.
Pilcha nadal jem łyżkami, popijając dobrym trunkiem(w wyobraźni Beherovką), ale, no właśnie to ale... we mnie zostało. I czekam na kolejne miesiące lub lata, by sięgnąć po tę książkę kolejny raz.
Ponadto zachęcam do wysłuchania audiobooka w interpretacji Jerzego Radziwiłowicza. Jeżeli proza ma braki, to aktorstwo Pana Jerzego, to klasa światowa. Chapeau bas (w pas), kłaniam się. O, tak. Nota: 7,5/10

popularne