Obierki

Ślady. Jakub Małecki, 304 strony (Sine Qua Non, 2016) 

Obierki, liście, pióra, nici. Ślady. Kawałek po kawałku. Mozaika. Witraż. Lustro. Części poparzonego ciała.
Co ja piszę? Nie mogę się zdecydować? Co to za opisywanie grafomańskimi skrótami książki Małeckiego?
Stop!
Mam mętlik w łepetynie, niby nie jestem na kacu, ale prędko szukam szklanki wody, by napić się, zapić tę suchość. Mam pragnienie, by moje ciało zalała woda.
Stop!
Mam problem ze Śladami. Początek, gdy kula rozrywa twarz, gdy chwilę potem ktoś niszczy piękny flet, a kura bawi się w żałobnika, to wtedy jestem zdekoncentrowany. Ale potem dzieje się.
DUŻO. Jest zamieć, są zaspy, następnie lawina. Każda historia szuka swojej zębatki, szuka połączenia. I czytelnik staje się coraz bardziej wciągnięty w tę intrygę. Chłonie ją. Ma ochotę, by dołączyć.
Kilka tygodni, które minęły od przeczytania Śladów, to dobry czas na przetrawienie i przespanie się z kombinacjami Małeckiego. Czas pracuje na korzyść autora. Bo Ślady zostawiają ślad. Nie jest to po prostu kolejna przeczytana książka, jest to ważna lektura. 
Ostatnie sceny, które znajdują swoje odwołanie do wcześniejszych wydarzeń, pozwalają na postawienie hipotezy, że przygoda Małeckiego z pisarstwem science - fiction była potrzebna. Małecki wciąż zaskakuje i uwodzi. I o to (właśnie) chodzi. 
Stop!
Nota: 8,5/10

popularne