Prorok


Dziennik (2010-2012). Jerzy Pilch, 464 stron (Wielka Litera, 2012)

Boże mój i Twój Pilchu, cożeś Ty uczynił. Cożeś napisał i jakże napisał, że wracam, powracam, wywracam, zawracam, odwracam. Tu i teraz. Wtedy i kiedyś. Dziś i jutro i Bóg wie jak długo jeszcze. 
Kiedyś malowałem ściany, uzupełniałem dziury wywiercone przez starość i deszcz, a w tle Krzysztof Gosztyła czytał mi to, po co wcześniej specjalnie sięgałem w Przekroju (to tam były publikowane pierwsze zapiski z fiszek tego wspaniałego Dziennika).
Gosztyła tak ujmująco mnie zajmował, że ściany nie ociekały farbą, a dziury nadal spowite były strachem. Ja siadałem i odpalałem jednego za drugim. W tym dymie słuchałem o wielkim kalendarzu, o Sklepach cynamonowych, źle ubranych pantoflach czy też bitwie o krzyż na Krakowskim Przedmieściu. 
Potem jeszcze w lesie, jeszcze w łóżku, jeszcze przy wódce, jeszcze przy tabletach łakomie trawiłem słowa Pilcha. Kawałek po kawałku. Gram, kilogram, tona - zależnie od dnia, ciężar bywał różny, ale w trzewiach bulgotało i kotłowało się. Pilchu, och Pilchu cożeś Ty ze mną uczynił. Za co to, po co to?
Wiecie dlaczego w tym roku wróciłem do tej książki? Powodów, jak dni w Dzienniku, jest wiele, ale bez przeciągania zacytuję Wam dzisiaj potężny fragment. Zapis z dnia 16 maja 2010 roku.
O, Pilchu, och Pilchu! Cożeś Ty wyczynił...
Prorok, człowiek dojrzały, pisarz spostrzegawczy, zwierz polityczny, znawca polskiej duszy czy baczny obserwator, przechodzień? Kim jesteś Pilchu?
Mamy rok 2018 i zastanówcie się jak bardzo słowa, której poniżej macie, pasują Wam do obrazu (raczej bohomazu) obecnej Polski.
Czytajcie i pomyślcie. Dobrze, po swojemu rozmyślajcie i dopiero wtedy spróbujcie zasnąć.
Niebywale ciężko będzie zmrużyć oczy, to karkołomne zadanie dla każdego, komu los tego kraju nie jest obojętny.
Zaczynam zatem:

"W oparciu o losy moich przodków oraz obserwacje życia współczesnego, ułożyłem ma się rozumieć na wskroś subiektywny dekalog prawdziwego Europejczyka. Ponieważ zabrakło mi spostrzeżeń na pełną dychę, jest to, jak mawiał pewien mój przyjaciel z czasów heroicznych, dekalog w siedmiu punktach.
1) Nie podróżuj – szkoda czasu, pieniędzy i zachodu wszędzie jest tak samo, a już „w samej istocie” (o dekoracjach nie wspominając) wszędzie jest identycznie. Trzymaj się tego nie tak w końcu dalekiego od prawdy frazesu. Elementów „wszędzie takich samych” przybywa, rychło zasłonią wszelkie różnice. Jechać gdzieś, by w panice zdążyć odnotować „jeszcze istniejące różnice”? Wolne żarty. Sto razy bezpieczniej poczekać, identyczność ogarnie wszystko – wtedy nie będzie żadnych, nawet pozornych powodów do jeżdżenia, wtedy będzie to, co jest najważniejsze w życiu święty spokój mianowicie.
2) Nie tylko nie podróżuj – najlepiej w ogóle nie wychodź z domu. Jazda, i to wieloraka, i tak może ci być dana. Moja babka praktycznie przez cały wiek XX nie wychodziła z domu i mimo tej nieruchawości, a może dzięki niej, była kolejno obywatelką CK Austro-Węgier, Czech (dwukrotnie), II Rzeczpospolitej, III Rzeszy, Polski Ludowej i III RP. Zasypiała w Polsce, budziła się w Niemczech, granica z Czechami, która dwa dni temu biegła szczytem przylegającej do domu góry, dziś szła przez odległy o pięćdziesiąt metrów most i była jak się po bliższym zapoznaniu okazywało granicą z Polską. Babka moja nigdy nie wybrała się za granicę to granice rozmaitych krajów i potęg europejskich fruwały nad dachem naszej starej chałupy, jak chciały. Domownikom wtajemniczenie europejskie było dane jak mało komu. I nie ma co opowiadać szlachetnych bajek, że teoretycznie niby jest lepiej, kiedy człowiek wybiera, jaką chce przekroczyć granicę, niż na odwrót.
Najważniejsze, żebyś mógł korzystać z jakiego chcesz przywileju, na przykład z fundamentalnego przywileju niewychodzenia z domu. Moja babka z przywileju tego korzystałaby nawet w pozbawionej granic, ergo bezgranicznej Unii Europejskiej. Miała szczęście nie dożyła tej bezbarwnej monotonii.
3) Nie ucz się języków – nie szukaj nauczycieli. Jak zajdzie konieczność, oni sami cię znajdą i nauczą o wiele lepiej od tych, których ty byś znalazł. Mój ojciec absolutnie doskonale mówił po niemiecku nie był to wynik pracy żadnej guwernantki czy innych lektoratów. Wcielony do Wehrmachtu nauczył się, sam nie wiedząc kiedy. Jako człowiek dwujęzyczny w sensie ścisłym był Europejczykiem co się zowie. Po wojnie wprawdzie, korzystając z licznych przewag swej europejskości, musiał zarazem nieco ukrywać jej źródła, miewał kłopoty, ale jakoś sobie poradził; poza wszystkim na Śląsku, z którego się ród nasz wywodzi, jego (ojca, choć Śląska też) los nie był odosobniony. Opanowawszy niemczyznę podczas pełnych ekscytującego napięcia strzelanin w okopach i innych wesołych gier i zabaw w koszarach, mnie oczywiście kitował, że obcego języka można się nauczyć tylko nadludzką pracą i wkuwaniem słówek. Traumę i przeświadczenie, że dostać się do Europy można tylko kuciem, osładza mi duma, że jestem Europejczykiem po ojcu, i kłopotliwe poczucie wyższości, którego przypływy miewam, gdy w kraju pada fraza: „dziadek w Wehrmachcie”.
4) Przypisuj wszystko, co najgorsze, krajom ościennym, lżyj je, wyśmiewaj, wypominaj wszystkie historyczne i wszystkie wymyślone winy, przypisuj im wyłącznie złe intencje i zaborcze zamiary i równocześnie domagaj się od nich permanentnych przeprosin. Nieustannie podkreślając karlość i nikczemność sąsiadów, miej równocześnie do nich nieustanne pretensje, nie dość naszą wielkość podziwiają i za mało hołdów jej składają.
Każdy jednak gest pojednawczy z ich strony traktuj jako nieszczery, a tych w kraju, którzy taki gest przyjmują i wzajemnie wykonują, miej za zdrajców i łajdaków. Co taka postawa da? Jak to co? Wzmocnienie w Europie. Szalone wprost wzmocnienie naszej pozycji w Europie.
5) Pamiętaj, że prawdziwy Europejczyk tym się różni od fałszywego, albo tylko nieprawdziwego, że zna odpowiedź na każde pytanie. Prawdziwy Europejczyk to jest człowiek nieźle zorientowany wie mianowicie wszystko. Musisz przeto wiedzieć, co czyją jest robotą, a zwłaszcza musisz wiedzieć, że nic nie jest przypadkowe. Wszystko jest sterowane itd. Nawet jak nie jesteś jeszcze całkiem wdrożony, wiesz, o co chodzi. O teorie spiskowe? Tak jest. Nie tyle teorie, ile prawdy. Musisz pamiętać, że niektóre są fałszywe. Wiadomi szydercy twierdzą, że istnieją na przykład spiskowe teorie chemii czy geometrii to kłamstwo. Ale już spiskowa teoria geografii ma podstawy bardzo mocne. Trzeba uważać. Generalna dyrektywa jest oczywista: we wszystkim widząc spisek, domagaj się zarazem niezbitych dowodów, że nie jest to spisek, i z góry wiedz, iż jakkolwiek niezbite dowody niespiskowości otrzymasz, tym dobitniej świadczyć one będą o głębokości spisku i perfekcyjności spiskowców.
Przykład niedawnej katastrofy nasuwa się tu sam. Otóż niepodobna nie pomyśleć, że jakkolwiek pewne, niezbite i jakkolwiek niepodważalne przyczyny tej katastrofy zostaną ustalone i ogłoszone, Europejczycy, których mam na myśli, jedną perfekcję będą w tych dowodach podziwiać – perfekcję mianowicie wykonania tych dowodów przez KGB, a może nawet NKWD to zależy, na jakim kto jest etapie, powiedzmy, ewolucyjno-historiozoficznym. Swoją drogą, nikt nie ma takiej nabożności dla służb specjalnych jak aspirujący do bycia ich ofiarami.
6) Unieważniaj wszelką wolność. Ekonomiczną, obywatelską, osobistą wszelką. Głoś wyzysk, złodziejstwo i wyprzedaż, ma się rozumieć, za bezcen. Głoś zabory, okupację i podział. Ponieważ nie masz pojęcia, jak wyglądały zabory, twierdź, że to, co jest obecnie, to zabory. Przebiegle skrywając swoje tęsknoty, emanuj je brawuro: ponieważ zwierzęco tęsknisz za PRL-em, głoś, że PRL trwa nadal, ergo utrzymuj, że dalej trwa okupacja. W końcu argument, że PRL (z jego szkołami, uniwersytetami, teatrami i wydawnictwami) był inną (w znaczeniu: pod wieloma względami gorszą) postacią okupacji, to jest jeden z twoich królewskich argumentów.
Jeśli da się powiedzieć o twoim kraju, że jest wolny i podzielony, kładź akcent na „podzielony”. Kładź ten akcent w taki sposób, by było jasne: podzielony na złych i dobrych, prawych i nieprawych, świętych i łotrów. Kwestionuj każdą wolność, strzeż tej zasady jak oka w głowie. Wolność, czyli stan, w którym coś zależy od ciebie, jest największym dopustem, jaki może ci się zdarzyć. Jedno, na czym ci naprawdę zależy,powiedzmy, ewolucyjno-historiozoficznym. Swoją drogą, nikt nie ma takiej nabożności dla służb specjalnych jak aspirujący do bycia ich ofiarami.
6) Unieważniaj wszelką wolność. Ekonomiczną, obywatelską, osobistą wszelką. Głoś wyzysk, złodziejstwo i wyprzedaż, ma się rozumieć, za bezcen. Głoś zabory, okupację i podział. Ponieważ nie masz pojęcia, jak wyglądały zabory, twierdź, że to, co jest obecnie, to zabory. Przebiegle skrywając swoje tęsknoty, emanuj je brawuro: ponieważ zwierzęco tęsknisz za PRL-em, głoś, że PRL trwa nadal, ergo utrzymuj, że dalej trwa okupacja. W końcu argument, że PRL (z jego szkołami, uniwersytetami, teatrami i wydawnictwami) był inną (w znaczeniu: pod wieloma względami gorszą) postacią okupacji, to jest jeden z twoich królewskich argumentów.
Jeśli da się powiedzieć o twoim kraju, że jest wolny i podzielony, kładź akcent na „podzielony”. Kładź ten akcent w taki sposób, by było jasne: podzielony na złych i dobrych, prawych i nieprawych, świętych i łotrów. Kwestionuj każdą wolność, strzeż tej zasady jak oka w głowie. Wolność, czyli stan, w którym coś zależy od ciebie, jest największym dopustem, jaki może ci się zdarzyć. Jedno, na czym ci naprawdę zależy, to znalezienie winnych, którzy doprowadzili cię do takiego jak przystało wolności opłakanego stanu.
7) Miej absolutną pewność, że kraj twój władany przez obce i ciemne siły, niewolony przez zaborców i okupantów, okradany przez szalbierzy i złodziei, oszukiwany przez zwłaszcza medialnych oszustów, zdradzany przez zdrajców, postkomunizowany przez postkomunistów, okupowany przez Moskwę, Brukselę i „Gazetę Wyborczą”, opleciony szczelną pajęczyną obecnych i byłych agentów etc., etc. jest zarazem krajem wybranym przez Pana Boga, niezliczonymi nie tak niezliczonymi, jak byli ubecy, ale licznymi łaskami przezeń obsypanym; krajem, którego specjalną opiekunką i Królową jest nie tak wpływowa jak królujący u nas Mosad, ale wpływowa Matka Boska; krajem, o którego dobro wszyscy święci, aniołowie i inni niebiescy funkcjonariusze dzień w dzień z powodzeniem (i to jakim!) dbają. Ciekawą i prawdziwie twórczą problematyką teologiczną, która z tego połączenia wynika, nie turbuj się wcale gdyby cię kto do muru nadto zaczął przypierać, zawsze możesz dać mu po ryju."

KONIEC CYTATU. 
Nota: 8,5/10  

popularne