Młynek kawowy

Prawiek i inne czasy. Olga Tokarczuk, 300 stron (Wydawnictwo Literackie 1996, 2015)

Pramatka, praojciec, pradziecko. Prarodzina wszelakiej masy naśladowców. Prawdziwych, wielkich pisarzy i rzeszy grafomanów. Tokarczuk stworzyła arcydzieło.
Książka zaczyna się jak baśń, czyta się ją jak cudowną przypowieść. Czas ma to jednak do siebie, że szczęście mija szybko, że jest zdawkowe, chwilowe, ulotne. Czas rośnie, pęcznieje, rozrasta się trudno go uchwycić, nie da się zatrzymać. A jednak!
Jednak Tokarczuk czyni niczym jubiler słowa, cudowną biżuterię, której się przyglądamy, by ją podziwiać, nawet wtedy, gdy czas jest zły i kiepski. I są szafiry, rubiny, perły. Jest i tombak.
Wybrałem Izydora, to on mnie prowadził, zamieniał w obserwatora. Wtedy, gdy wysyłał listy, gdy łaził po lesie, siedział na strychu, zaczytywał się w tym co dano i podano czy starał się o miejsce w Klasztorze. Izydor, którego niektórzy uznali za głupka, mnie przeprowadził przez strony Prawieku. 
I jest - dla mnie hazardzisty - ujmujący fragment, który da się czytać po stokroć, a oczywiście dotyczy Izydora.
"(...) Izydor odkrył, że większość ważnych rzeczy na świecie jest poczwórna. Wziął arkusz szarego papieru i narysował ołówkiem tabelę. Tabela miała cztery rubryki. W pierwszym szeregu Izydor napisał:

Zachód     Północ     Wschód     Południe.
A zaraz potem dodał:
Zima     Wiosna     Lato     Jesień.
I wydało mu się, że postawił pierwszych kilka słów jakiegoś niezwykle ważnego zdania. (...)

To oczywiście tylko cząstka o czwórkach, ale brzmi i dudni w mojej łepetynie bez ustanku. Jak dzwonki, wybudzające znudzonych wiernych podczas mszy. 
Czas idzie, biegnie, leci, zdobywa kosmos, a młynek kawowy miele ziarna wciąż. 
Nota: 10/10 

popularne