Paradoks

Rdza. Jakub Małecki, 288 stron (Sine Qua Non, 2017) 

Czy na przełomie roku wiedziałem o istnieniu Jakuba Małeckiego? Tak, tylko że mój JM, to kartka z kalendarza przeszłości. Brat lub kuzyn kobiety, z którą onegdaj pracowałem. Aż tyle i tylko tyle. On, a nie on.
Dlaczego sięgnąłem po słowa Małeckiego? Z nudów, roztargnienia, z pauzy między powszedniością a stanem uniesienia? Może. Gdy zacząłem szukać śladów Małeckiego, gdy zacząłem go tropić, odkryłem że jest z Wielkopolski. Otóż niemal wszystko co pochodzi z Pyrlandii (lub z Kaszub) musi być przeze mnie zbadane lub co najmniej posmakowane.
Rdza. Rewelacyjna okładka, wartka żonglerka słowem i rozkoszne miejsce akcji. Starczy? Nie. Zdecydowanie nie.
lubimyczytac.pl dowiedziałem się, że książka kolegi z Wielkopolski była nominowana do tytułu Książki Roku. Ta wiedza mnie rozproszyła. Jestem zwolennikiem popularnego portalu z Poznania, ale rodzinna nominacja, to lekka przesada. Dlaczego? Otóż (o czym niebawem) przeczytałem trzy utwory Małeckiego i wiem co piszę: Rdza jest najsłabszym ogniwem. 
Pomysł jest i był, ale autor po prostu nie udźwignął wyznaczonego ciężaru. Za dużo zaordynował. Nie był w stanie? Nie potrafił? To gdybanie, ale mam książkę, mam efekt i on grzęźnie, topi się.
Mocnych punktów jest sporo, ale pomysł (niczym z Nataszy Sochy, też Wielkopolanki) z Biurem przesyłek niedoręczonych jest po prostu infantylny. Kładzie całą pozycję, jednym strzałem z kapiszona. Szkoda. Cholernie szkoda. Właśnie od momentu, gdy główny bohater zamiast studiów wybiera posadę, zdobytą z protekcji wuja, książka się kończy. Zaczyna być jak zupa mleczna. Nijaka. Chociaż autor stara się za wszelką cenę ratować siebie przed lawiną słów, to niestety traci mowę (jak Budzik, jeden z aktorów drugiego planu).
Mam jednak dobrą nowinę. Małecki potrafi pisać i wydostał się spod zwałów lawiny, ponieważ stworzył perłę i perełki, ale o tym za jakiś czas. Dobry czas. 
Nota: 7/10

popularne