Złotko

Mam na imię Lucy. Elizabeth Strout, 224 strony (Wielka Litera, 2016)

Tak, jestem człowiekiem na którego działa reklama. Gdy mam wybrać jednorazowe maszynki do golenia, sugeruję się ceną, bo zaraz i tak wyrzucę. Ale wiele przedmiotów mnie otaczających, oblegających trafiło tutaj, bo tak chciał jakiś copywriter. Ze mną to jeszcze nie tak wielka bieda, ale moje dzieci (pewnie nie tylko moje) mają w sobie magnes, który przyciąga do nich reklamowane zabawki, lizaki, czekoladki, gry i watę cukrową. Z nimi jest coś nie tak, bo to nie reklama ich zdobywa, lecz one ją.
Ale do rzeczy.
Gdy przeczytałem na obwolucie, że Elizabeth Strout, to laureatka nagrody Pulitzera, pomyślałem: - Dobra moja, będzie się działo. 
Zachęt było więcej. W kilku miejscach obwieścili, zgodnie z cytatem: "Najnowsza, doskonała powieść jednej z najważniejszych pisarek ostatnich lat, nagrodzonej Pulitzerem autorki powieści Olive Kitteridge, przeniesionej na ekran w serialu HBO."  Co było robić? Czytać, czytać, czytać.
Naprawdę byłem zanęcony, niczym ryba. Naprawdę byłem napalony, niczym młodzian.
I powoli, roztropnie miałem przed sobą dwie kobiety, które po latach spotkają się i zaczynają ze sobą rozmawiać. Córka i matka. Ich rozmowy nie są ani przebojowe, ani tragiczne. Płyną powoli, woda powoli obmywa kamienie ich wspólnej przeszłości. Ich trudnej relacji. To mocna strona tej książki. To pomysł, który kupuję. Ale co dalej, jak dalej? Otóż krucho. Licho.
Może brakuje mi amerykańskiego optymizmu i całościowego przeglądu twórczości Elizabeth Strout, ale jestem tak kompletnie rozczarowany, że mam tej autorki na dłuższy czas po dziurki w nozdrzach.
Nie pojmuję tych pobocznych scen, tej narracji bieduli, która w dzieciństwie nie miała telewizora, a teraz trafiona słodkim zapachem Nowego Jorku, przytacza fragmenty swojego życia bez składu i ładu. Żeby nie było: to nie czyta się źle, ale to się czyta niepotrzebnie. Bo rozmowa z matką staję się poboczna. Tak, wiem, że ma wpływ na to co dalej, a brak rozmowy miał wpływ na to co wcześniej, ale mnie to osłabia, nie wzmacnia.
Zły jestem. Na siebie. Reklama traci powoli siłę przyciągania, tylko moje dzieci wciąż ją magnesują (ale to też kiedyś minie, tak jak moje wspomnienia po lekturze tej książeczki). 
Nota: 6/10

popularne