Rozmowy na skraju


Proces. Franz Kafka, 192 strony. Tłumaczenie: Józefina Szelińska (Bruno Schulz), 2008 - Jakub Ekier. 
(Pierwsze wydanie: 26 kwietnia 1925 roku, pierwsze polskie wydanie: 1936, Siedmioróg 2017)

Czy surrealizm wygrał ten proces? Czy karykatura cynizmu okazała się wszechpotężna, a sarkazm, a ironia - gdzie one się podziały?
Po 29 latach sięgam do Kafki, po Kafkę. Sięgam z rozmysłem i cały struchlały. Jak będzie teraz? Czy, tak jak w młodości, poczuję na sobie skórę Józefa K., prokurenta bankowego?
Pierwszy raz Kafka wlazł na mnie i we mnie, przez kobietę. Moja ukochana (która nie czuła symptomów mojej miłości) sprezentowała mi Amerykę, nieukończoną (podobnie jak Proces zresztą) powieść Kafki. Dedykacja lakoniczna, bez ozdobników literackich, z małym serduszkiem długopisowym. Co było robić. Czas na Kafkę.
Zrobił na mnie - osiemnastoletnim, pryszczatym, prawie dwumetrowym chłopaku - wrażenie idioty, człowieka chorego jeżeli nie psychicznie, to na pewno dolegało mu coś co objawiało się zwidami, demonami, chimerami, strzygami. Przewidzenia miał na pewno - tak wtedy orzekłem. Rozmowa z wykształconym, oczytanym i doświadczonym nauczycielem kazała mi zweryfikować osąd.
I po Ameryce wziąłem się za Proces. Stałem się momentalnie, nagle, ale na trwale Józefem K. , który nic nie zrobił, ale i tak był winien.
Kafka zawsze był aktualny. Jego absurd rządzi światem, od kiedy ten został urządzony, i o kiedy demokracja zaczęła uwierać tych, którzy rozkoszowali się w sprawowaniu władzy. Kafka aktualny teraz, dzisiaj, jutro jest jak cholera. A rozmowa Józefa K. z malarzem Tittorelim to jest kalka obecnej Polski. Zresztą rozmowy z żoną woźnego sądowego, z mecenasem Huldem czy klechą wieziennym też mają swój wymiar nie tyle metafizyczny co rzeczywisty. I dlatego, właśnie dlatego stanąłem na strychu w sali sądowej, wśród klakierów, ale i wrogich mi padalców. 
Dlatego, że kocham ten kraj, a ten kraj, Polskę mi psują i ciągle majstrują przy nim jak rzeźnicy we zwłokach ubitej krowy. Dlatego znowu Proces. Dlatego znowu Kafka. Ponieważ Józef K.. Ponieważ androny i bajdy opowiadane w Polsce, w 2018 roku mnie przerażają, mnie niszczą. Nie wychodzę na ulicę, ale czytam - osobiście protestując - czytam i czytać nie zaprzestanę. 
Spotkania z 18-letnim synem dają mi dobrego kopa. Moja wątroba, trzustka, śledziona i inne organy wariują i w dygocie pobudzam się, w konwulsjach sprzeczam sam ze sobą i wykładam swoje wizję synowi.
Skarżył się dzisiaj, że nakazują czytać "Wesele" Wyspiańskiego, a on to Wesele chromoli. Ma nawet je w dupie. Uspakajam, doradzam, ale czuję, że ramoleję, dziadzieje. Słucham zatem jego argumentów. Kiwam głową, szukam nerwowo chusteczki w kieszeni, ocieram, wycieram pot i szybko o klasyce, która bywa dobra: - A Proces czytałeś? - A nie czytałem, za rok na liście lektur jest, wtedy stanę przed tym zadaniem. 
Oczywiście doradziłem, by nie czekał, by udźwignął ten ciężar już dzisiaj. Przestrzegłem, że to może boleć, dodając patetycznie: - Kto chce się mienić człowiekiem, Proces przeczytać musi. 
Syn na odczepnego zaprzysiągł, że jest i będzie, i chce, i musi być człowiekiem.
I ja w to wierzę.
Nota: 10/10

popularne