Prochy

Dygot. Jakub Małecki, 320 stron (Sine Qua Non, 2015)

Niektórzy mówią o Myśliwskim, ja szepczę bez odwagi, jakby sepleniąc: - To - ka - r - czuuuk. 
Inne podpowiedzi? Sugestie, wnioski, ostre riposty i spostrzeżenia? A miejcie ich do woli.
Ta książka zasługuje na peany, zatem rozmawiajmy, dyskutujmy, krzyczmy, kłóćmy się. Dajmy sobie po pysku, a potem setka wódki i elegancki papieros w lufce. Odpoczynek. Długi odpoczynek, po wyprawie, po podróży w głąb Dygotu.
Kilka dni temu utyskiwałem nad Rdzą Małeckiego. Strzeliłem focha i ocenzurowałem infantylizm. Dzisiaj Rdzę widziałem dumnie wypiętą na księgarskiej półce. Dotknąłem, ale czarów nie było. Czary zdarzają się rzadko, nawet jeżeli czyta się codziennie i słowa waży się na wadzę oddechów westchnień i napomnień. Moja waga jest delikatna. Reaguję na każde potknięcie, każdą ułomność. Moja waga oszalała w Dygocie, po Dygocie. Ma dygot. Stały się czary.
Rdza została wydana w 2017 roku, Dygot dwa lata wcześniej. Przytaczam te daty nie bez powodu. Wydaję się bowiem, że Dygot napisał pisarz dojrzalszy, wytrawny i sprawny. Czarownik. A Rdzę, zagubiony debiutant, który zasiadł do biurka z pomysłem na pierwsze sto stron, a potem niech się dzieje wola piekła i nieba. 
Wyjaśniona sprawa. Rok 2015 jest dla mnie, i dla Małeckiego zdecydowanie lepszy. Niemal doskonały.
Dygot urzeka. Nawet, gdy drażni, to inspirująco i twórczo. Nawet, gdy wkurza, to jakże dosadnie krzyczę w reakcji: - O rzesz Ty, kurwa jego mać! I napędzony, nakręcony zdobywam, poznaje  kolejne historie łączące się w całość.
Sam pomysł, by Wiktora uczynić albinosem jest trafiony. Bo każda odmienność budzi strach i zło. Dla tej książki to nie ratunek, to ukazanie naszych ludzkich demonów. Tkwią w każdym. Tego jestem pewien.
Pewnie przyjdzie czas, że w dygocie Dygot przeczytam ponownie. Nie wiem jak wtedy się będę czuł. Jak bardzo klął lub zawodził. Wiem jak czuję się dzisiaj; literacko doskonale.
Nota: 10/10

popularne