Meblościanka

CZERWONE I CZARNE... Stendhal, 544 strony. Tłumaczenie: Tadeusz Boy-Żeleński (pierwsze francuskie wydanie w 1830, Wydawnictwo MG, 2015)

Ochota na romans naszła mnie nagle, ale raczej spodziewanie. Czułem, że coś się szykuje, że moje jestestwo potrzebuje np. muszkieterów, a jeżeli nie ich, to na pewno francuskiej miłości.
Wybór był jednak sprawą jasną. Wystarczyło pogrzebać w głowie. Puk, stuk i jest.
Nie wiem ile miałem lat, to zresztą nie ma żadnego znaczenia, ważne że pamiętam głos Matki i ciche O psie, który jeździł koleją. Prywatny księgozbiór miał swoje pierwsze dziecko. Potem, gdy nauczyłem się składać litery w słowa, a słowa łączyć w zdania znowu sięgnąłem po psiego wędrowca. Byłem w nim prawdziwie zakochany i opowiadałem mojemu owczarkowi niemieckiemu, który wabił się Beju, jak to dobrze być psem. On słuchał tylko przez moment, potem zasypiał, kładąc swój wielki łeb na moich kruchych udach.
Piszę o tym dlatego, że w tym czasie uparcie zawlokłem mamę do pokoju na piętrze, by wymóc na niej miejsce dla mojej lektury. W połyskującej meblościance książek było niewiele, raptem dwie (może trzy) półki. Stały niezgrabnie, w pijanym widzie pochylając, kładąc się jedna na drugiej. Mój brat książki o morzu i statkach trzymał u siebie, ja natomiast swoją knigę chciałem dołączyć do dorosłej meblościanki z dorosłymi książkami mojej dorosłej matki. 
W wielu domach nie obędzie się bez Biblii, ale u nas jej nie było. Jestem o tym święcie przekonany. Ale pamiętam dwa tytuły, które na pewno rozgościły się na półkach meblościanki, obok barku, w którym ojciec trzymał trawę do Żubrówki. 
Po pierwsze była to Pani Bovary Flauberta, a po drugie Stendhala Czerwone i czarne. Nie pamiętam czy widziałem, by mama sięgała po którąkolwiek z nich, ale nigdy nie zapomnę jej zgody, kiedy książka o psie, a potem kolejne mogły zagościć obok dorosłych książek. 
Czy pamiętać należy wszystko z dzieciństwa? Nie wiem, ale wiem, że warto zapominać. Jednak książkowe pamiątki mojego dorastania pielęgnuję i staram się ich nie pielić. Niech są we mnie, nawet jeżeli trochę w nich chwastów i dzikich, zbrodniczych krzewów dorastania.
Kalendarz życia biegnie nieubłaganie. Kartki ze ściany opadają, więdną i psują się. W tym chaosie nie sposób odnaleźć czasu, kiedy to pierwszy raz zamiast oglądania zabrałem się za czytanie dorosłych książek mamy. Było to jednak w moim pokoju, który sąsiadował z salonem dźwigającym meblościankę. Na moim półkotapczanie, za zamkniętymi drzwiami, traciłem czytelnicze dziewictwo.
Podobnie jak Julian Sorel zawsze szukałem ukojenia w ramionach dojrzałych pań. Nie pytałem o metrykę, raczej czy wysłucha moich wierszy? Panie się uśmiechały i tak też traciłem kolejne dziewictwo. 
Podobnie jak Julian nie byłem w kolejnych związkach uczciwy. Walczyłem o siebie i wciąż wracałem do tej pierwszej, bo te następne były już tylko jak znoszone rękawiczki. 
Teraz, kiedy po tak długim czasie, wróciłem do klasyki miałem kogiel mogiel wspomnień. Fikcja literacka mieszała się z prawdą przeszłości. Ale nie żałuję.
Egzemplarz z meblościanki wyparował. Zawieruszył się podczas licznych zmian adresów, ale Stendhal wydawany był, jest i będzie. Nie ma problemu by odnaleźć, jest najwyżej problem by zakochać się w nim tak samo jak ponad trzydzieści lat temu.
Czerwone i czarne, to barwy sutanny i munduru, a może także miłości i wspomnień? Może.
Nota: 9,5/10

popularne