Gadanie czy rapowanie


Inni ludzie. Dorota Masłowska, 160 stron. (Wydawnictwo Literackie, 2018) 

Pamflet? Rap? Farsa? Hip-hop? Dorota Masłowska jest niedookreślenia. Ma swój styl (czyli stylistka), który nie każdy kupuje, ale nie da się jej pisania zlekceważyć, pominąć. Obojętność polskiego czytelnika wobec Masłowskiej jest niemal grzechem.
Grzeszę zatem. Wybaczycie mi, czy ona mi przebaczy czy zlekceważy? Oj, martwię się, naprawdę.
- Jedziemy z tym koksem, proszkiem białym i czarnym jak węgle brudem wewnętrznym bohaterów Innych ludzi. Samotnych człowieków. Co dobzi są, a źli nie mogą, co źli są, bo nie umią być dobzi. 

Powyżej macie tyle ortografów, że głowa mała i boli łeb/p, a obok lata lep na muchy-duchy. Ale staram się jak tylko mogę być jak Masłowska. Byk na byku. Ale cóż, dobzi musimy być. To takie ożywcze - podobno - aktorska metoda Stanisławskiego: wczuć się na całego, do trzewi w mózg śmiałka. 

"W domach z betonu nie ma wolnej miłości". Zawsze brał mnie ten kawałek. Dane mi było poznać córkę, a potem matkę Jakubowicz. I niezgrabnie zamiast pytania o pogodę i samopoczucie, chciałem o miłości, o betonie, o wolnym seksie, miłości w pustakach gadać. Pieśniarka wzięła mnie za fana-wariata. Złożyła trzy autografy, w tym jeden na przedramieniu, a potem wybiegła po miłość, z bloku pewnego. Był rok 1997. Warszawa.

A piszę o tym, bo marzyłby mi się kawałek literacki nawiązujący do tej pieśni, do tego wybitnego tekstu z nutami. I z takim nastawieniem zabrałem się za tworzywo Doroty Masłowskiej. 
Wydawnictwo Literackie pozycjonuje książkę jak krążek CD. Tak opakowaną prozę puszczono na rynek. Mają się na to rzucić fani rapu, pamfletów, hip-hopu, farsy i Masłowskiej. Ponadto rzucają się zgredzi tacy jak ja.
Delikatności i uwodzenia Martyny Jakubowicz brak. Jest jednak miłość, seks, zdrady, narkotyki, warszawski beton, tramwaje, Jezus Chrystus, metro, kanary, dziewczyny i chłopcy, rozpadający się czterdziestolatkowie i adidasy. 
A wszystko napisane ni to "w formie" poetyckiego manifestu lub jak kto woli zawodzącego, nieutalentowanego rapera. 
O życiu bez pieniędzy, miłości i polskości. 

Wojnę polsko-ruską kojarzycie? Może film z łysym Borysem Szycem? No, no właśnie. Film zwariowany, gdy kamienie wylatują z brzucho-gardła dziewczyny, ale da się wytrzymać w kinie, przy ekranie. Natomiast czytanie to praca w polu. Orka na ugorze. Pot i łzy. Wielu krytyków po aktach strzelistych mentora Pawła Dunina Wąsowicza uznało i okrzyknęło dzieło wówczas młodziutkiej Masłowskiej arcydziełem. Zaraz potem kilku polskich wieszczy wstało z grobu i zaczęło robić gili-gili swoimi gęsimi piórkami w stopy wielkiej Doroty Masłowskiej. Ona chichotała i przez lata pisała nadal. Nadal zwariowanie, z bykami, z wymysłami. A prawie zewsząd achy, ochy i puszczanie bąków zachwytu. Kiedyś napisałem do redakcji (sto lat temu to było) Polityki, że sam nie posiadam talentu i ogólnie głupi jestem, ale czy na pewno pisanie Doroty Masłowskiej nie jest podobne do złożonej przeze mnie samokrytyki? Nikt mi nie odpowiedział i wściekły napiłem się wódki i do dzisiaj nic mądrego nie napisałem. A oni się śmiali, a Mocny walił czołem w pięty swoich przodków... 
A Masłowska Dorota rocznik 1983, dziewczyna z Wejherowa pisze i pisze. I ostro. I daje powody do chwały lub brzydkich zawistnych tekstów. Jak ten.

Inni ludzie to znowu Wojna. Tym razem Polaki, Polki w Polsce po polskiemu zawodzą i gnoją innych i własne życie. 
Wojna. Wojna, kurwa! Ja pierdolę. Wojna. Wojna. Bagnety. Barykady. Przemoczone buty. Prezerwatywy. Narkotyki. Lego technics. Wino z Biedronki. Dziewczyna z Rossmanna czy innego Lidla. 
Wojna. Wojacy. Polacy. 

Bawi mnie Masłowska. Tak bardzo jestem zazdrosny o jej sukces, że nawet nie staram się pohamować. A mógłbym spróbować. Nazwać ją pisarką nie tyle polecaną, co wybitną. Ale co ja mogę, jak nie mogę.
Tu mamy konflikt zbrojny. Bitwa, potyczka, starcie.
Wojna, Kamil, kurwa, wojna. (Kamil to jeden z bohaterów bitewki Innych Ludzi. Zachowuje się jak dwudziestolatek, a ma ponoć lat trzydzieści dwa i chyba trzy czwarte wódki w mózgu).
Talent to talent. Nadal nie mogę się pogodzić z tym masowym krytyków puszczaniem bąków radości. A może jestem z PiS-u? Toby pasowało, dużo wyjaśniało. Nie, no to narodowiec. Narodowa szmata? Też nie? No to szkoda.
Problem człowieka z problemami. Nie dyskryminuję piszących kobiet. Nawet czytam więcej pisarek niż samczego tworzenia. Ale. Ale, zawsze będę miał wonty i worki pretensji do Masłowskiej pisarki. Jestem masochistą i szalonym człekiem. Przeczytałem alles pozycje DM. Zawsze to samo, nawet jak podobnie, to tak samo.
Znudzony jestem.

Nota: 6/10

Obok okładki Wydawnictwa Literackiego - moje zdjęcie. Fotografia wykonana techniką otworkową: camera obscura, puszka po coli, film ORWO, czas naświetlania 38 minut, Poznan 2010 rok, wschód słońca, ulica Grunwaldzka, nieopodal Dworca Zachodniego.




popularne