Adaptacja
Siedem lat. Peter Stamm, 240 stron. Przekład: Małgorzata Łukasiewicz. (Drzewo Babel, 2015)
Zapomnijmy - ja i Ty, Drogi Czytelniku - o Agnes.
Peter Stamm jest kojarzony przez polskiego odbiorcę z Agnes, bo to książka o miłości, szczęściu, z którą nie ma problemów. Po prostu dobrze się ją czyta. A Siedem lat? Gdy przeglądam wrażenia w rodzimej blogosferze (trudno to nazwać recenzjami), to rozumiem ten ból i cierpienie. I, oczywiście, niezrozumienie.
Oszczędzę cytatów, ale napiszę wprost: żadnej wtopy tłumacza, ani pisarza tutaj nie ma. Peter Stamm po prostu zabawił się z nami, swoimi bohaterami i (nawet) swoim pisaniem.
To jest adaptacja (moja wolna interpretacja - sic!).
A gdyby tak Holden Caulfield, śmiałek z Buszującego w zbożu dorósł? Nie piszę, że dojrzał - bo to niemożliwie, ale po prostu przybyło mu lat? Gdyby nabrał - przybrał tkanki tłuszczowej? Gdyby tak się stało, to mamy Holdena o wiele lat później, pokiereszowanego przez związki z kobietami. I żeby było zabawniej, znalazł on sobie kobietę, zapożyczoną z pisania Witolda Gombrowicza.
Iwona jest Polką, pochodzi z Poznania. Iwona jest z 1938 roku i to (uwaga!): Iwona, księżniczka Burgunda.
I Gombrowicz i Salinger kpią z konwenansów, popełniają satyrę społeczeństwa, w której pojedynczy człowiek ginie. Jednostka sobie nie radzi. Jest zbyt słaba. Ale literacko okazuje się górą!
Jeżeli ktoś ma na tyle cierpliwości i nie porzuci tej książki, to dostrzeże znane od stuleci w powieściach - "przemieszczenia. Takie same były i są u Cervantesa i Joyce'a." Jest to upór skoczka szachowego, widoczny np. u Q. Tarantino. Tak jak było w filmie Pulp Fiction. Wątki się mieszają, mylą, krążą. Ale - zapewniam Was - jest zgrabna całość. Tu nie ma zbyt wielu używek, zapadających w pamięć piosenek, ale jest ten sam sposób narracji; byle opowiedzieć, byle zaskoczyć.
Może znajdą się czytelnicy, którzy wypomną autorowi niesamowite bałaganiarstwo. Jednak ten nieporządek, to radość życia, która ma w sobie smutki, zdrady i uwodzenie.
Iwona - niby jest monosylabowa - tak ją na od początku widzi narrator. Ale i pisarzowi można poczynić taki zarzut. Tak, naprawdę, to stylizowana na monosylabiczność lektura. I stąd tyle szczegółów, które zdają się zbędne. Opis aktu seksualnego czasami zajmuje mniej miejsca, niż wyjście bohatera do wychodka, lub spożywanie przez niego kebaba.
Według zasady "pieśczcie szczegóły" Vladimira Nabokova.
Student architektury ma wiele problemów. Z tworzeniem, ale i odroczeniem wyroków życia. A najczęściej świadkami takich zmagań mężczyzny są kobiety. Tutaj liczba mnoga jest jak najbardziej właściwa. A dokładniej: na scenie mamy co najmniej trio.
Żeby sprowadzić to do definicji, zacytuję fragment rozważań bohatera:
"Musi być jakiś sposób, żeby tworzyć przestrzennie, które wywołują uczucia, jakiś sposób, żeby przedstawić i przekazać tę wolność i otwartość, które w sobie czułem. Widziałem wysokie, przejrzyste sale, otwarte klatki schodowe, grę światłocienia. Nie byłem pewien, czy to sen, czy jawa, ale naraz wiedziałem wszystko bardzo jasno i wyraźnie."
To naprawdę nie jest tylko o zmaganiach z architekturą! To jest "ponadczasowa aura tej sceny".
Życie w trójkącie wystawione na pokaz.
Nota: 7,5/10
Zdjęcia autora, obok okładki Drzewa Babel (Michał Batory) - strona MF Opowiadanie