Witajcie w klubie


Polowanie na skarb. Andrea Camilleri, 210 stron. Przełożył: Maciej Brzozowski. (Noir sur Blanc, 2018) 

Mamy lato, zatem dlaczego nie sięgnąć po kryminał? 
To moja (bardzo głośna) myśl, czytelnika, który raczej stroni od tego typu literatury. Nie, że nie szanuję tego gatunku, ale sprawa jest taka, że skoro napisano tak wiele powieści, których jeszcze nie przeczytałem, to na pewno chciałbym skupić się na literaturze pięknej. Ewentualnie na książkach o książkach. I lubię i nie skąpię biografiami, bajkami, poezją.
Gdzie miejsce i czas na strzały, morderstwa, tajemnice i zagadki? No gdzie? Na ekranie. Tak, filmy tego gatunku, a owszem, ja lubię. Bo zdarzają się tam perełki godne najlepszych powieści i często adaptacji, np. Milczenie owiec czy Ojciec chrzestny. 

Książkę, która trafiła do mnie za pośrednictwem Wydawnictwa Noir sur Blanc, odkładałem, przekładałem, w końcu pożarłem (z lekkim niedosytem). I mam-y duży problem. Okazało się, że Andrea Camilleri jest płodnym pisarzem, niczym wieczny Stephen King czy nasz rodzimy młodzieniaszek Remigiusz Mróz. 
Gdy mój wzrok padł na spis dotychczas wydanych w Polsce książek autora Polowania na skarb, poczułem się nieswojo. Nie przeczytałem wcześniej żadnego z wymienionych utworów. Noir sur Blanc opublikował aż 25 kryminałów Włocha. 

Fani kryminalnej profesji komisarza Salvo Montalbano mogą mnie wykląć, przekląć. Czuję się jak nieproszony gość w "sekcie", klubie wielbicieli, którzy jako wyznawcy na pewno znają przyzwyczajenia gliniarza. Wiedzą co jada, gdzie i z kim pija. Dlaczego czyta te, a nie inne knigi. Litania ciężko zdobytej wiedzy nie może być przeze mnie podważona i zlekceważona. Jestem nowicjuszem i za takowego proszę mnie traktować. Przeczytałem opowieść, która mi się spodobała, ale nie na tyle, bym porzucił wszelakie nawyki i zaczytywał się w przeszłych wybrykach czynionych w małym włoskim miasteczku.

"Łeb ma nie od parady ten bydlak" - to nie ocena pisarskich możliwości autora. To cytat z książki. Przywołuję go dlatego, że zaskakuje. Bo w tej lekturze mamy delikatność, sporo satyry, ale i (właśnie) gro wątków nawiązujących do filmowych bohaterów z (dobrego serialu) "Dextera" czy (sagi filmów trzeciej kategorii) "Piły". Dowód?
"Oko wyłupił jej łyżką, rany zadał szydłem, do obcięcia włosów użył maszynki do golenia... potem dokładnie spuścił z niej krew, wysmarował podkładem, umalował...".

Od kilku dni męczę się wspomnieniami. Męczarnie są filmowe i  zaplanowane, mające dla mnie ważny wymiar. A wszystko za przyczyną adaptacji Ojca chrzestnego. Uwielbiam tę sagę. Kreacje aktorskie, pryncypialność reżysera, gangsterską przypowieść. Tam Włochy, tu Włochy. Z całym szacunkiem dla popularności reżysera teatralnego, poety i autora omawianej książki, "nie każde złoto co się świeci". Mario Puzo - na pewno zawdzięcza sławę kinu, ale jednak jego książki - już z taką, a nie inną metryką - mają w sobie coś ożywczego, odkrywczego. Andrea Camilleri, to inna klasa. Niższa klasa. Co nie znaczy, że znacznie gorsza i nie do zaakceptowania.

Kilka dni temu zostałem zaproszony - dołączony do grupy fanów kryminałów na Facebooku. Błędy debiutanta. Pojawiłem się tam i od razu chciałem ICH przekierować na swoją grupę. Nic z tego.
Powiem jedno, podsumowując: - chciałbym, aby czytelnicy literatury pięknej mieli w sobie tyle zapału, zapatrzenia, wigoru. Zobaczyłem (w tej grupie) entuzjazm, pasję i miłość do książek.
Czego chcieć więcej? Chyba tylko jednego: by komisarz Montalbano nie tracił fanów, by miał kolejnych. Ja na razie postoję z boku. Na uboczu.

Nota: 7/10

popularne