Za mało basu
Głośnik w głowie. O leczeniu psychiatrycznym w Polsce. Aneta Pawłowska-Krać. Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2022. Seria: REPORTAŻ; 232 strony
Niektórzy
dowodzą, że mamy nadprodukcję reportaży. Że jak grzyby po lichym
deszczu rodzą się teksty nijakie, miałkie i bez znaczenia.
Utyskiwania słuszne, ale to nie powinno prowadzić nas do konkluzji:
reportaży już dość! Ten
gatunek nie może wyginąć!
Wolę
reportaż literacki, bo pozwala mi – czytelnikowi docenić warsztat
piszącego. Natomiast reportaż dziennikarski – zwłaszcza prasowy
– jest zasadniczo w odwrocie. W tumulcie i w pośpiechu powstają
teksty miałkie i nijakie. Masówka, która podobno jest reakcją na
„zapotrzebowanie rynku”.
W tym roku przeczytałem dwa niezłe teksty, które są z pozoru reportażami, ale ich nadbudowa pozwala także nazwać te narracje zaangażowanymi esejami.
Wspomniane książki wydało Wydawnictwo Filtry; „Potosí. Góra, która zjada ludzi” (Ander Izagirre) oraz „Młody z Hollywood. Skąd wziął się najokrutniejszy gang świata Mara Salvatrucha13” (Juan José Martinez, Oscar Martinez). To się czyta, to się broni. To dowodzi, że lata pracy włożone w przygotowanie opowieści przynoszą efekty.
W tym roku przeczytałem dwa niezłe teksty, które są z pozoru reportażami, ale ich nadbudowa pozwala także nazwać te narracje zaangażowanymi esejami.
Wspomniane książki wydało Wydawnictwo Filtry; „Potosí. Góra, która zjada ludzi” (Ander Izagirre) oraz „Młody z Hollywood. Skąd wziął się najokrutniejszy gang świata Mara Salvatrucha13” (Juan José Martinez, Oscar Martinez). To się czyta, to się broni. To dowodzi, że lata pracy włożone w przygotowanie opowieści przynoszą efekty.
Wydawnictwo
Czarne od dawna przyodziało szaty lidera. To ta oficyna wyznacza
kierunki działania. Także
Wydawnictwo
Poznańskie drukuje sporo tekstów sygnowanych słowem „reportaż”,
jednak mamy tutaj – w obu wypadkach – coraz większe pomieszanie
z
poplątaniem.
Są „kawałki” wybitne, dobre, ale większość (niestety) to szkice, które nie miałyby szans na druk w przyzwoitej gazecie.
Są „kawałki” wybitne, dobre, ale większość (niestety) to szkice, które nie miałyby szans na druk w przyzwoitej gazecie.
„Głośnik
w głowie. O leczeniu psychiatrycznym w Polsce” Anety
Pawłowskiej-Krać to książka, która ma rewelacyjny tytuł,
pojemny, lecz nieprawdziwy podtytuł. Niezłą fotografię na
okładce, rzetelne przypisy i empatyczną narrację. I to byłoby na
tyle, bo to nie jest REPORTAŻ na książkę. To jest mozaika tekstów
od Sasa do
Lasa.
Niby ma to dowodzić wszechstronności autorki, niby ma to pokazywać
nakład pracy, ale to zmyłka, pomyłka. Zabawka blaszana.
Ten tekst – jako całość – jest co najmniej średni. Tylko tyle i aż tyle.
Autorka nie zachowuje proporcji w trójkącie: świadectwo – wyznanie – wyzwanie. Dla niej „świadectwo” jest równoznaczne z „wyznaniem”, a wyzwaniem są najczęściej suche relacje lekarzy, które stoją w nieznacznej kontrze do opowieści pacjentów.
Jeśli w mojej głowie, która przez ponad 25 lat mieliła teksty dziennikarskie, pojawia się myśl, że „takie opowieści” można napisać, zapisać zza biurka, to kaplica, to grobowiec…
Ten tekst – jako całość – jest co najmniej średni. Tylko tyle i aż tyle.
Autorka nie zachowuje proporcji w trójkącie: świadectwo – wyznanie – wyzwanie. Dla niej „świadectwo” jest równoznaczne z „wyznaniem”, a wyzwaniem są najczęściej suche relacje lekarzy, które stoją w nieznacznej kontrze do opowieści pacjentów.
Jeśli w mojej głowie, która przez ponad 25 lat mieliła teksty dziennikarskie, pojawia się myśl, że „takie opowieści” można napisać, zapisać zza biurka, to kaplica, to grobowiec…
Autentyczność,
której hołduje autorka, staje się po prostu sztuczna, a przez co
mało wiarygodna. Nie piszę tego, by dopiec, by się wyzłośliwiać
i tupać nóżką: - To ja mam rację, bo jest redaktorem z
wieloletnim doświadczeniem. To byłby kpiny!
Mój osobisty coming out polega na tym, że jestem wieloletnim pacjentem „leczenia psychiatrycznego w Polsce”. Mam zdiagnozowaną depresję i pewnie będę miał ją do usranej śmierci. Z pozycji chorego człowieka, a nie adiustatora, oświadczam: ta książka jest skąpa, uboga, jednostronna, niemal licha.
Skąpa w barwę statystyk. Uboga językowo. Jednostronna, bo idea, by bohaterowie się nie obrazili, zatem trzymamy ich stronę, jest zawodowo wątpliwa. A licha, bo nie dowiedziałem się z tej książki kompletnie niczego czego bym nie „ogarnął” już wcześniej.
„Zobaczyć-Opisać – Zrozumieć” i stanąć z boku?!
Mój osobisty coming out polega na tym, że jestem wieloletnim pacjentem „leczenia psychiatrycznego w Polsce”. Mam zdiagnozowaną depresję i pewnie będę miał ją do usranej śmierci. Z pozycji chorego człowieka, a nie adiustatora, oświadczam: ta książka jest skąpa, uboga, jednostronna, niemal licha.
Skąpa w barwę statystyk. Uboga językowo. Jednostronna, bo idea, by bohaterowie się nie obrazili, zatem trzymamy ich stronę, jest zawodowo wątpliwa. A licha, bo nie dowiedziałem się z tej książki kompletnie niczego czego bym nie „ogarnął” już wcześniej.
„Zobaczyć-Opisać – Zrozumieć” i stanąć z boku?!
Definicja
jest prosta i ogólnie znana. „Reportaż jest gatunkiem
dziennikarskim o cechach literackich i publicystycznych. Te składowe decydują o jego stylu i treści”.
Należy jeszcze przywołać formułę „świadka” i „uczestnika”. W „Głośniku” autorka niestety jest jest statystą i dlatego ten tekst tak mi nie leży, tak mnie, uwiera.
Oczywiście konwencja „biernego słuchacza”, gdy podejmuje się tak delikatny temat, jest rozwiązaniem, ale kronikarz powinien w reportażu być stroną czynną, a nie bierną (zupełnie).
Opisywanie poszczególnych historii i konfrontowanie ich z opiniami lekarzy jest po prostu miałkie. W żaden sposób nie angażuje czytelnika. Odbiorca jest empatyczny wobec chorych, ale są oni przedstawieni (najczęściej) jako ofiary, a to nieusprawiedliwione podejście do tematu.
Należy jeszcze przywołać formułę „świadka” i „uczestnika”. W „Głośniku” autorka niestety jest jest statystą i dlatego ten tekst tak mi nie leży, tak mnie, uwiera.
Oczywiście konwencja „biernego słuchacza”, gdy podejmuje się tak delikatny temat, jest rozwiązaniem, ale kronikarz powinien w reportażu być stroną czynną, a nie bierną (zupełnie).
Opisywanie poszczególnych historii i konfrontowanie ich z opiniami lekarzy jest po prostu miałkie. W żaden sposób nie angażuje czytelnika. Odbiorca jest empatyczny wobec chorych, ale są oni przedstawieni (najczęściej) jako ofiary, a to nieusprawiedliwione podejście do tematu.
Znaczenie
szczegółów to jest zasada numer jeden w każdym pisaniu. A w
tekście Anety Pawłowskiej-Krać te szczegóły są wypaczone i
zniekształcone. Opowiadanie się po jednej ze stron, to naturalne i
dopuszczalne rozwiązanie. Pisanie
„okrakiem” rozsadza ten tekst od środka.
Pojedyncze opowieści ludzi trapionych przez chorobę mają walor krótkotrwały. Nagle następuje KROPKA. I koniec. To jak widokówka. A całość jak klaser ze znaczkami. Nie ma obudowy, nie ma opakowania. Są urywki, wycinki, fiszki.
Mnie to drażni. Gdyby przyjąć, że autorka przyjęła rolę „tłumacza”, to konkluzja jest taka, że jest to tekst tak sobie przełożony.
„Autentyzm – literatura faktu”, to najczęstsze synonimy reportażu. A w tym tekście autentyzm jest zbyt powierzchowny, a fakty „bardzo papierowe”.
Zastosowana periodyzacja jest tak mocno szkolna, że z każdą stroną książki robi się bardziej duszno.
Pojedyncze opowieści ludzi trapionych przez chorobę mają walor krótkotrwały. Nagle następuje KROPKA. I koniec. To jak widokówka. A całość jak klaser ze znaczkami. Nie ma obudowy, nie ma opakowania. Są urywki, wycinki, fiszki.
Mnie to drażni. Gdyby przyjąć, że autorka przyjęła rolę „tłumacza”, to konkluzja jest taka, że jest to tekst tak sobie przełożony.
„Autentyzm – literatura faktu”, to najczęstsze synonimy reportażu. A w tym tekście autentyzm jest zbyt powierzchowny, a fakty „bardzo papierowe”.
Zastosowana periodyzacja jest tak mocno szkolna, że z każdą stroną książki robi się bardziej duszno.
Punktem
wyjściowym jest „opieka” ludzi udręczonych. O kondycji polskiej
służby zdrowia, o nastawieniu społeczeństwa do chorujących
psychicznie. Jednak z zamiaru opisania całości problemu zostaje
falsyfikat szczerości. Jest
pin-pong. Mówi chory – odpowiada zdrowy lekarz. W środku jest
tłum, składający się z bliskich i dalszych, ale ich głos jest
słaby, ledwo słyszalny.
Dlatego mamy imitacje reportażu?!
Moja krytyka wynika na pewno z „przywiązania do tematu”. Do empirycznego nastawienia. Do dotykalnego zrozumienia rzeczy.
Może jest tak, że tych, których problem nie dotyczy, uznają książkę za wydarzenie, bo powszechnie temat jest grząski, zatem samo wejście na to terytorium trzeba uznać za sukces. Mam zasadniczo większe oczekiwania i stąd moje marudzenie i utyskiwanie.
Dlatego mamy imitacje reportażu?!
Moja krytyka wynika na pewno z „przywiązania do tematu”. Do empirycznego nastawienia. Do dotykalnego zrozumienia rzeczy.
Może jest tak, że tych, których problem nie dotyczy, uznają książkę za wydarzenie, bo powszechnie temat jest grząski, zatem samo wejście na to terytorium trzeba uznać za sukces. Mam zasadniczo większe oczekiwania i stąd moje marudzenie i utyskiwanie.
Nie
lubię naiwności Mariusza Szczygła, ale jest to twórca, który
czuje, rozumie. Mistrz. Ryszard Kapuściński może i zmyślał, ale
był panem swoich czasów i potrafił mnie zachwycić stylem, wiedzą,
rekonesansem zdobywcy. Wojciech Tochman
ma
to „coś”, czym ujmuje, bo pojmuje właściwie rolę, jaką ma do
wypełnienia. Wojciech Jagielski – Mistrz Mistrzów nad Mistrzami…
Mógłbym tak mnożyć nazwiska starych i nowych. Przede
wszystkim
powinienem wymienić Kobiety, które od lat ożywiają i dożywiają
starca, którym
zwie się Reportaż.
Panie w Polsce ratują pisarstwo i dziennikarstwo. A, że tych nazwisk jest bez liku, to nie wymienię… żadnego; z obawy o moją „niepamięć”, o moje wybiórcze „zapomnienie”. Składam Im Hołd Zbiorowy.
A Aneta Pawłowska-Krać napisała książkę potrzebną, ale źle pomyślaną. Tyle!
6/10
Panie w Polsce ratują pisarstwo i dziennikarstwo. A, że tych nazwisk jest bez liku, to nie wymienię… żadnego; z obawy o moją „niepamięć”, o moje wybiórcze „zapomnienie”. Składam Im Hołd Zbiorowy.
A Aneta Pawłowska-Krać napisała książkę potrzebną, ale źle pomyślaną. Tyle!
6/10