Nie sposób zapomnieć

 
Lata. Annie Ernaux. Przekład: Krzysztof Jarosz i Magdalena Budzińska. Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2022. 240 stron.


Zacznę od końca. Na stronie 234 padają takie słowa: „W tym, czemu chce nadać formę bezosobowej autobiografii, nie będzie żadnego »ja« – tylko »się« i »my« – jakby teraz była kolej snucia opowieści o minionych dniach”.
To nie wszystko; trzy strony dalej Annie Ernaux pisze tak:
„Uratować coś z czasu, w którym się już nigdy nie będzie”. To finałowa fraza całej opowieści.
Przepraszam za spoiler, ale cudzysłowy zachęcą Was do czytania, a nie odwiodą od przygody w przeszłość. Usłyszycie, zobaczycie, dostrzeżecie historię pokolenia rodziców i dziadków. Warto wybrać się na takie „bezkosztowe, historyczne, wakacje”.

„Lata” to album. Otwieramy i zamiast czytać, oglądamy. Bo opisy, wypisy, rozpisy mają odpowiednią siłę rażenia. Słowa, które gadają, które wydzierają się z książki i lecą, lecą... przed oczy. Slajdy, odbitki, zatrzymane kadry.

Ciekawy byłem czy w Polsce w ogóle Annie Ernaux jest rozpoznawana i czytana. Zacząłem jej przeszłych książek szukać w składnicach księgarskich i na internetowych aukcjach. I co? I szok! Książki są, opinie bywają, ceny rosną.
To dobrze, bo to wytrawne pisanie. Wymagające od czytelnika rozwagi, powagi i uwagi. Nie radzę „Lat” czytać w środkach komunikacji publicznej. Nie skupicie się; zaczniecie nerwowo i wprost gapić się na współpasażerów. Może wzrastać w Was agresja; więc po co?! Czytajcie indywidualnie, a potem wychwalajcie Panią Annie Ernaux.

Przygotujcie się na niebywałe czytanie. Zaczyna się od mgnień. Od wyrywków, urywków. Spostrzeżeń. Widokówek. A potem jest jeszcze ciekawiej. Od lat czterdziestych ubiegłego wieku, a później raz cwałem, innym razem galopem przez cały wiek w nowe tysiąclecie. Rewolucje domowe, kuchenne, wojenne. Są ofiary pojedyncze i zbiorowe wrzaski, Jednak – co budzi respekt – styl tej opowieści chwyta za serce, za wątrobę. Ogólnie za trzewia. Samouczek historyczny dla rozumnych...
Annie Ernaux niby pisze „my” i „się”, ale jej „ja” bije po oczach, porusza klatkę piersiową. To ona opowiada, to ona widzi, ona się miota i staje na baczność. Kobieta, nie pisarka.
Kobiecość od zawsze byłą mocną i w pewien sposób przewidywalną, stroną tego pisarstwa. Pisarka nigdy nie bała się nazywać rzeczy po imieniu i głosić swoich poglądów; wygłaszać osądów wprost i zdecydowanie. Tym razem jest „lżej” jakby „z boku”. Bo TO „my”, bo TO „się”.
Trochę według zasady „Historia zawsze dzieje się na naszych oczach, tylko nie zawsze te oczy chciałyby być nasze” (Wiesław Myśliwski).
Czytanie tej książki TERAZ ma swoją zasadność. Bo wydaje się, że takie spoglądanie z boku, obcym okiem daje nam większe możliwości nazwania i poznania.
„Pragnienie, by być dorosłym”, uważamy dzisiaj za głupotę i naiwność. Za niepotrzebną kolej rzeczy. Bo nasze życie jest „nie takie”, „inne od planów, marzeń, założeń, obietnic”. Nie miało być zdrad, kłamstw, obłudy i wojen. A jest jak... zwykle tak jak z naszymi rodzicami, dziadkami . Pejzaż się zmienił, aktorzy nieco inni, ale „szaroburo” i „wrednie” znowu i znowu.
Krytyka życia w wykonaniu Annie Ernaux nie jest symboliczna. Jest rozpisana na zdarzenia, wydarzenia prawdziwe. To historia jej, Francji, Europy. W tej narracji odnajdziemy, to co mogło nam umknąć, to co znaliśmy tylko z gazet, z podręczników, z telewizyjnych fleszy.
Osobista reasumpcja XX wieku.
Pisarka całą narrację „uwalnia od wymyślonych słów”. Jest konkretna, subiektywna i często depresyjna, a przez to bardzo wiarygodna.

„Lata” to – jak kto woli – kolaż ułożony ze zdarzeń, wydarzeń i zwierzeń, albo puzzle, ale z różnych pudełek. Niektórych elementów wprawdzie brakuje, ale to wcale nie przeszkadza, by rozkoszować się tym czytaniem.
Książka była wydarzeniem w 2008 roku. Ale jej obecne, polskie wydanie nie zwietrzało. Nie ma potrzeby utyskiwania. Jest zachwyt nad formą, nad zaangażowaniem w pamięć.

Są opisy sprawczości emancypacji, wyzwolenia seksualnego, rewolucji politycznych, ewolucji społecznych. Młynek, który mieli ziarna powoli, ale skutecznie, pod okiem bacznej, wytrawnej obserwatorki.
Są fragmenty – w „Latach” – które czytałem po kilka razy. Nie z niezrozumienia, ale z osobliwego zachwytu dla formy i stylu przekazu. Nie są to wybrane opisy demonstracji, politycznych wibracji. Mocniej i usilnie chciałem w tym rozpisie poznać samą pisarkę. I gdy pokazuje – opisuje zdjęcia z albumów, to wtedy należy się zatrzymać. Namaszczać słowa własnymi odwołaniami i wspomnieniami. Bo warto. Ona mówi o sobie, Ty myślisz i jesteś we własnej przeszłości. Ten zabieg jest skuteczny, możliwy i twórczy. Polecam!
Bo rozpiskę własnej „kuchni” Annie Ernaux traktuje z powagą. Wprowadza nas na pokoje, do wnętrz, do środka samej siebie. I nie jest to tani ekshibicjonizm. To raczej bolesne i trudne podsumowanie „wczoraj”, które ma wpływ na „dzisiaj”.

Lubię dzienniki. Ich osobliwość, niepowtarzalność, osobistość. Tym razem jednak jest TO podane w innej formie. Formie, która upoważnia mnie do „nakazania” Wam przeczytania tej książki.
„Lata” to zbiór obrazów, których nie da się wymazać, bo i po co dlaczego? Warto się im przyjrzeć, by ocenić własne postępy życia. Własne odstępstwa, podstępy. Zgniłe kompromisy, które zawieramy z sami sobą, albo publicznie w obliczu durnie rozumianej potrzeby chwili. Są rzeczy istotne i zbędne. Na selekcje i nazwanie własnych wyborów nigdy nie jest za późno.
A lata lecą.

8,5/10

 

popularne