Escape Room
Kontrasty. Tak. Jest ich bez liku w tej
opowieści. Z mroku wywołuję książki podobne, lecz zupełnie inne w konstrukcji i
w przekazie, a jednak bliźniacze. To „Niejedno” Barbary Woźniak i „Dziwka” Anny
Mazurek. Kobiety, które patrzą na świat z perspektywy uwikłania.
Zapętlenia w przeszłość, w literaturę, w sztukę, w naukę.
Nina Weijers tworzy klimat rozdętej
monografii pewnej fikcyjnej artystki. A robi to tak, że Konsekwencje jej
działań ożywiają ten świat.
Woźniak, Mazurek i Weijers dają nam
literacki performance. Każda inny, a jednak połączony przez linię życia
tajemniczego, natrętnie wybujałego.
Minnie, główna bohaterka książki, jest jak
„Dzwoneczek” z „Piotrusia Pana”. Z tą różnicą, że Dzwoneczek spełnia funkcję
dekoracyjną, a losy Minnie są rozpisane na
części pierwsze.
Pisarka wpuszcza światło do swojej opowieści i w tych refleksach widzimy, jak
młoda artysta rozumie świat. A tak naprawdę, jak go nie pojmuje, nie ogarnia.
Gra rolę, która ją uwiera. Bo tyle niedopowiedzeń, tyle irytacji, mnogość pokoi
zagadek.
Tak, Escape Room to właściwa paralela,
by objąć całość „Konsekwencji”. Bohaterka zamknięta w swojej powłoce szuka
odpowiedzi, drąży świat sztuki i własnej przeszłości z ciągłymi odwołaniami do
zdarzeń, które przytrafiły się (chyba) innym.
Minnie jest artystką. Sukcesy, które
odnosi, zaskakują. Z czynności codziennych, z własnej specyfiki tworzy sztukę.
Interpretacje jej działań są różne, ale – co najważniejsze – przychylne.
Poszukiwanie to cel sam w sobie. Nie może przestać. Pragnie być jednocześnie w
centrum i schowaną w otchłani zapomnienia.
Jej pomysły, aby po rozpadzie związku, wyprzedać cały majątek; aby od
pierwszego zdjęcia wymiocin rozpocząć cykl zdjęć odpadów. A potem chce być
podglądana, oglądana, wyglądana.
I wraca przeszłość. Tajemniczo. Jeden list otwiera nowe wrota
percepcji.
Można zgłaszać zastrzeżenia, że książka
jest momentami naiwna, a zwłaszcza jej finał. Ale w tej narracji ukryła się moc.
Jest magnetyzm, który nie pozwala się oderwać od tej lektury.
Powiedzieć, że to inteligentne pisanie, to jakby nic nie powiedzieć.
Widać i czuć w tej powieści debiutanckie zwichrowania. Ludyczną niepewność. Czy
pisać o metafizyce, a może jednak o miłości, a potem o relacjach???!!! Wahania
formy są dostrzegalne, ale całość się broni. Całość, zasłużenie, przyniosła
pisarce sukces.
Jak bardzo jest to inspirująca
literatura, niech świadczą moje własne działania. Pod wpływem książki
rozpocząłem swój cykl „po_ślady”, na który będzie się składało ponad tysiąc
zdjęć wykonanych „w mieście” telefonem komórkowym. Potem powstanie z tego
multimedialna mozaika. Tak, takie pomysły rodzą się w głowie Minnie, mojej, a przede wszystkim Niny Weijers.
W tej książce zabrakło literackiej ekonomii. Budżet opowieści jest tak pojemny,
że autorka stara się nam opowiedzieć kilka historii naraz. To się łączy, to się
klei. Jednak czasami ma się uczucie przesytu. Mnogość jednak jest łącznikiem, by
wyrazić to, co w głównej bohaterce tkwi, rozbrzmiewa. A jest chęć to
zrozumienia samej siebie. Wędrówka w głąb. Do środka. Do wewnątrz.
Status quo istnieje. Jednak momentami przeszkadza prostolinijność. Innym razem
wadzi wydumana transcendencja.
Jednak, gdybym miał tylko takie problemy podczas czytania książek?! Ogrom
zdarzeń i wydarzeń ma swoje uzasadnienie, nawet gdy czasami jest to jedynie
cieniutka linia zatarcia dnia z nocą. Ze snów też rodzi dzień. Zdarza się, że
powidoki stają się realnym światem, nie z przeszłości, ale w przyszłości.
Nie wszystkiemu trzeba zawierzać, ale niektórych historii – nakreślonych w tej
książce – warto się trzymać. Bo mają w sobie pierwiastek nadziei. Rodzą nowe
życie.
Minnie żyje wciąż w „bezpiecznym zagrożeniu”. I
ten poblask tak rozpisanej historii pozwala na utożsamianie się z bohaterką. Są
traktaty o sztuce, o zaufaniu, o dążeniu do zrozumienia, pojęcia samej siebie.
Czego chcieć więcej.
Słabym punktem jest „fotograf”. Pełni w fabule ważną, czynną rolę, ale bycie
tylko cieniem nie spełnia do końca odpowiedniego zadania, którego czytelnik
oczekuje, żąda, pragnie.
Moje utyskiwania i tak są ograniczone,
bo jakoś – nawet nie do końca zrozumiały dla samego siebie sposób – „pokochałem
tę książkę”. Taki sposób bawienia się fikcyjnym życiorysem, który na pewno
ma swoje rzeczywiste odbicie. Minnie Panis
jest w każdym, kto tworzy. Kto rozmyśla i wymyśla. Kto dąży do zrozumienia
tego, co na zewnątrz i tego, co w głębi.
Kształtowanie się nie tylko artystki,
ale kobiety, chcącej zrozumieć; dlaczego, po co, gdzie, z kim?
Np. – dlaczego tworzy „tak”, - po co „szuka” śladów, - gdzie jest „ojciec –
mężczyzna”, - z kim „budować” przyszłość; - z kim „wyjaśnić” przeszłość?
Pytania, na które, w tek konstrukcji, wcale nie muszą padać odpowiedzi. Ważne,
że padły, że zostały sformułowane.
Mam nadzieję, że Ha! Art wyda także
drugą powieść autorki, która ma w sobie moc, bo intryguje, a polski czytelnik
zawdzięcza pozytywny odbiór „Konsekwencji” także dzięki wspaniałemu
przekładowi, autorstwa Jadwigi Jędryas.
7,5/10