Odmienne stany zła
Akty desperacji. Megan Nolan. Przełożyła
Aga Zano. Wydawnictwo Filtry. Warszawa,
2022.
Megan Nolan uderza. Wali prosto po oczach, a
boli wątroba. Dawno nie czytałem tak osobistej narracji. Nieważne jak dalece
ten zapis jest rzeczywisty, a jak bardzo fikcyjny. Na pewno przemawia do
czytelnika. Ta literatura gada!
To wycinek biografii kobiety umęczonej, poniżanej, związanej z oprawcą w
zatrważającym uścisku. Potrzeba miłości – w wielu z nas – jest tak wielka, że
nie zwracamy uwagi na ponoszone koszta.
Narracja przecinana wglądami w siebie. Ale
ten zarys, obrys jest fatalny. Jest upokarzający dla ofiary, dla bohaterki
„Aktów desperacji”.
Ta książka to Kobieta. Chociaż łatwo (sic!) mi sobie wyobrazić, że w podobnej
sytuacji mógłbym znaleźć się mężczyzna. Lecz
nie o moje fantazje tu chodzi. Muszę je porzucić w tej lawinie, prześwitującego
osadu cierpienia, któremu jest podane to pisanie.
Powietrze jest gęste. Jak w rozpalonym
piecu. Literatura krzyku.
Zaczyna się lekko. Od opisu spotkania, rozpoznania, zapoznania. A potem
konsekwencje tego jednego wypadu do muzeum są opłakane. Oddanie, podanie się
całości jeden bezdusznej osobie, przynosi ciąg zdarzeń, które rozkładają
bohaterkę na łopatki.
Rozróżnienie co w tej opowieści jest chorą fantazją, a co prawdziwym skowytem –
przychodzi z trudem. Nawet gdy sięgamy to publicznych tłumaczeń Megan Nolan, to mamy wrażenie, że nie mówi nam
wszystkiego.
Bo ta książka jest pogrążona w smutku jakby z pamiętników, jakby z gabinetu terapeutycznego. Nie wyczuwa
się w tym krzty fałszu!
Gdybym miał szukać odwołań literackich, to indywidualizm tego pisarstwa jest
zbieżny z tworzywem Doroty Kotas. To
tylko (i aż) punkty styczne. Całość się jednak nie przyciąga, bo Megan Nolan jest jeszcze bardziej bezpośrednia.
Tutaj sztuka noszenia masek jest krótkotrwała, potem mamy opowieść wprost,
opowieść jednoznaczną i przygnębiającą. Empatia wobec bohaterki to wszystko, co
możemy zrobić podczas czytania. Potem – jednak – możemy zmienić swoje
nastawienie, odmienić, to co innym w nas irytuje; „rozsadza”.
Pewnego dnia; młoda, wolna kobieta poznaje mężczyznę. Typa, który nie widzi
więcej niż czubka własnego nosa. Ale jest
piękny. Nie przystojny, zabawny, rezolutny. Dla niej – on jest jedyny. Dla niego
– ona jest kolejną. Bo wciąż „kocha” inną, patrzy w przeszłość. To fundamenty
fatalnego zauroczenia. Podwaliny z papieru, niewynikające z uczucia. Ona
walczy, on – pan i władca udaje, bo ma „towar zastępczy”, tymczasowy. Kobieta w
leasingu. Przedmiotowość do potęgi. Ona jednak jest ślepa, a potem zupełnie
zagubiona; przetrącona. Brak szacunku do potęgi. Krąg zła.
Prawdopodobieństwo, że ta historia skończy się dobrze, jest zerowe.
Szacunek wobec siebie. Miłość rozumna, ale własna. Przychylność dla innych, ale
najpierw zgoda na odbicie w lustrze. Tego zabrakło bohaterce. Tego brakuje
wielu pośród nas...
Psychologiczny łamaniec bez wyjścia.
Prawdą jest, że takie teksty, takie wyznania już były, już „to” czytaliśmy.
Jednakże ten głos brzmi inaczej. Dosadniej. Ujmująco.
A scena gwałtu przeraża. Jej sugestywność wpleciona jakby od niechcenia w
opowieść, jakby przypadkiem, jest mocna. Za mocna! Prawdziwa.
Czy ten tekst jest swojego rodzaju odmianą „broni hartowanej”? Czy dzięki
takiej jednoznaczności – my czytelnicy – wreszcie coś pojmiemy, dostrzeżemy?
Kobieta – ofiara. Pani na usługach. Ona – materac, leżanka, wycieraczka,
pojemnik! Synonimy prostactwa!
Te potworności są tu spisane i rozpisane na czynniki pierwsze.
Najgorsze jest jednak to, że niektórzy mogą lekturę „Aktów” zrozumieć opacznie.
Jako zapis sfrustrowanej, rozwiązłej „lali”. Taka powierzchowność jest
nieusprawiedliwiona. Taka interpretacja jest do bólu ułomna. Trzeba się
wczytać, wsłuchać w Ten GŁOS. Głos człowieka rozczłonkowanego.
Skowyt kobiety przetrąconej, odtrąconej, wytraconej!
„Akty desperacji” to wreszcie zapis
męskiej ignorancji, wymuszonego seksu, bestialskiego egoizmu. Nie jest to
tekst, kurwa, feministyczny, Jest to tekst rzeczywistego bólu. Pomijanego,
niedostrzeganego, wszędobylskiego.
Nie jest rolą autorki wychowywać czytelnika. Ona w sposób osobliwy pokazuje
cierpienie kobiety. Której projekcja „doskonałego
mężczyzny: doprowadziła do kresu, do ucieczki. Ale
i nowe miejsce nie staje się oazą. Tam też pojawia się typ, który chce, zatem
dostaje. Miłość to wyświechtany żargon. Hasło, które poeci odmieniają przez
przypadki. Życie nie jest poezją. A jego prozatorski zapis jest uciążliwy do
zniesienia.
Kobieta, która ulega manipulacjom, która się nim poddaje, jest stracona na
samym starcie. Tylko że bohaterka „Aktów desperacji” zbyt późno orientuje się,
że jest przedmiotem, a nie podmiotem westchnień i samczych zachcianek.
Gdy – w koncepcji miłości – jedna ze stron zamienia się w boga, to zaczyna się
piekło.
Na jednym biegunie mamy cierpienie, a drugim wściekłe zło. Te „stany” nie mają
prawa się przyciągać. Nie powinny, ale życie jest pełne pomyłek, złych,
niewłaściwych wyborów.
Cena, którą płaci bohaterka „Aktów” za
swoje decyzje, jest straszna. Bo jak się podnieść po „byciu śmieciem”?!
To jest smutne pisane, ponure czytanie. Tak musi być! Bo to jest bardzo dobrze
napisane, wspaniale przetłumaczone, a że gorzkie w odbiorze? Cóż! To nie jest
bajka. To życie!
Paradoks jest taki: - Chmurność ma to do
siebie, że mija, że jest wyleczalna. Pojedyncza prawda może i powinna mieć
wpływ na zakłamane tłumy. I taki cel ma to pisanie. Dosadna prezentacja
rozpaczy, gdy czujemy, że „w ciele nosimy bombę atomową”.
8,5/10