Gala. Miłość to człowiek niedokończony...
Gala. Niebezpieczna muza. Dominique Bona. Przełożyła Maria Żurkowska. Noir Sur
Blanc. Warszawa, 2022. 536 stron
Spodziewałem się opowieści o Femme
Fatale. Kobiecie fatalnej z wielkich liter, a dostałem opowieść o człowieku
zagubionym, niezwykłym, twórczym, samotnym, rozczłonkowanym.
„Gala” nie jest biografią wprost. Jest oceanem odwołań, źródłowej, mrówczej
pracy pisarki, która opowiada całość w konwencji dramatu. Publikacja obszerna,
a po jej lekturze, pada pytanie: - To już koniec?
Jeśli poczujecie niedosyt, to się sięgnijcie po poezję Paula Eluarda, pracę Salvadora Dalego i poszukajcie screenów
„wycinanek” Maxa Ernsta. W tym
bogactwie jest ona. Jelena Iwanowna Djakonowna.
Gala.
Dominique Bona swoją tytaniczną robotę
przedstawia lekko i powabnie. Można zastanawiać się; czy można było To napisać
inaczej, bez tej całej surrealistycznej otoczki? Pójść pod rękę z nagimi
faktami i relacjonować kronikarsko, zderzając z obrazami stulecia?!
Gdy, a zdarzają się takie momenty, pisarka zamienia się w historyka, to mamy
wrażenie „straty”. Lepiej jest z „tą pełną otoczką” miłości, złości, żałości,
twórczości. Otoczką życia wyobrażonego.
Bo warstwa żródłostanu jest wybitna, ale
gdyby nie była utkana w literacką narrację, doznalibyśmy uczucia zawodu. A tak
jest ujmująco, zajmująco. Uwodząco.
Bo przecież Gala, nawet gdy już nie radzi sobie ze starzeniem, to nadal wydaje
się interesująca.
Może to nieadekwatne i zwodnicze odwołanie, ale jeśli jesteście zwolennikami
narracji, którą proponuje Kamil Janicki,
to nie nie będziecie zawiedzeni. Jego
pisanie o kobietach np. Jagiełły ma swoje podłoże faktograficzne, ale jest
rozpisane jako czytadło. Pop-historia.
Stąd sukces tego pisania. Nie wchodząc w opis twórczości Janickiego, ogłaszam,
że pisanie francuskiej pisarki jest jeszcze lepsze. Stopniując zachwyt: jest
świetne, bo czytelnik nie czuje potrzeby sporu z autorem.
Dominique Bona ma niewątpliwy dar
bycia naturalną w tym, co i jak pisze. Nie przekonuje czytelnika, by koniecznie
zaprzyjaźnił się z „Galą”. Jelena Iwanowna Djakonowna, gdy jest nieznośna, rozrzutna,
natrętna, wredna to widzimy to, dostrzegamy jej ułomności, ale na wierzch
wypływa jednak rzecz zasadnicza; jak zasadniczy wpływ miała na twórczość
mężczyzn, których spotkała na swojej drodze.
Czy Paul Eluard, czy Salvador Dali
byliby tacy sami, gdyby nie ONA? Gala prowadzi swoich kochanków, mężów za rękę.
Wydobywa z nich odwagę i oddaje nam, światu niewątpliwą przysługę. Dzięki niej
rozkoszujemy się poezją i wariactwem malarstwa.
Do tego dochodzą „rulony” Maxa Ernsta. Jego
zapatrzenie w kobietę, która „należała” do innego, pozwoliło mu rozwinąć się
warsztatowo. Jako facet dostaje to, czego, pożądał. A ona nie jest lalką,
kukłą. Jest uczestnikiem zdarzeń i wydarzeń. Jest muzą. Lista jej wyznawców
jest długa.
Paul Eluard, Salvador Dali, Max Ernst, ale także Louis Aragon, Andre Breton –
oni wszyscy w pewien sposób zawdzięczają Gali swoje twórcze istnienie,
zaistnienie. Zachowując umiar i proporcje; bez tej Kobiety bylibyśmy ubożsi. Mniej
doświadczeni przez słowa i obrazy.
Gala swojego pierwszego męża poznaje jakby przypadkiem. W szwajcarskim
kurorcie. Paula Eluarda męczy wiele chorób, ją duszności, migreny. Powoli
niemal „wszystko przemija”. Zaczyna się miłość. Przerwa na wojnę. Wytrwałość
obojga przynosi efekty. Są razem, wbrew rodzinie, wbrew geopolityce. Z tego
związku, w 1918 roku, zrodziła się córka. Cecile. O ile Gala jest wyjątkową
muzą, to matką jest żadną. Kiepsko radzi sobie z macierzyństwem. Są sprawy
ważne i ważniejsze. Te ważniejsze, to książki, perfumy, szycie strojów,
wystawy, odczyty, marketing... „Potrzeba bycia” jest przeogromna, ale rola
matki Gali nie będzie odpowiadała nigdy...
Dziecko dorasta, a dla ojca i matki ważniejszy staje się Max Ernst...
A Galę odnajduje Salvador Dali. Ślub cywilny w 1934 roku, kościelny – po
zgodzie papieża – dopiero w 1958.
Świat – według wielu, w tym autorki „Gali” – zawdzięcza Rosjance – odratowanie,
ocalenie surrealistycznego oglądu, poglądu, którym zaraził nas Salvador Dali.
Ona była dla niego źródłem natchnień i westchnień, on dla niej kochankiem,
mężem, chłopcem, który wciąż potrzebuje, oczekuje wsparcia i pomocy.
Co zaskakujące, ale romantyczne, Gala nadal widziała w oddali swojego
pierwszego męża i oboje przyciągali się, a gdy mogli, wspierali. Romantyzm
wymieszany z dadaizmem i surrealizmem.
Skracam, a wręcz streszczam opowieść, do
czytania, której zachęcam. Spokojnie! To dane rozpisane, które sami odszukacie
w sieci. Natomiast w internecie nie odnajdziecie niebywałego stylu, którym
raczy nas Dominique Bona.
Pewna kobieta, która zobaczyła na moim biurku książkę, zapytała wprost; - A co
cię wzięło na czytanie o romansach? Zły trop! Alkowy jest tłem. Najważniejsza
jest SZTUKA i wpływ Gali na twórców niezwykłych. Ekscentryków, których trzeba
było okiełznać, zrozumieć, poznać, rozłożyć na molekuły. Można śmiało
powiedzieć, że Gala była „kreatorką geniuszy”. Zapożyczony to cudzysłów, ale
pokazujący prawdę o tej kobiecie. Była marszandem, marketingowcem, zarządcą,
władczynią sztuki.
Nie da się więcej odkryć, zdradzić. Nie chcę odbierać Wam radości czytania.
Książkowa „Gala” nie jest zmyśleniem, wyobrażeniem. Anturaż jest fikcyjny,
rozmowy są oniryczne, ale ten świat istniał, jest namacalny. Nie jest to zakurzony
eksponat w muzeum figur woskowych. Gala nadal rozbudza i pobudza. Bo jak nie
być zafascynowanym takim życiorysem, taką Kobietą!?
W tekście wymieniłem kilka znanych, rozpoznawalnych nazwisk, ale ta książka
jest wręcz encyklopedycznie naszpikowana osobistościami, które podziwiamy do
dzisiaj. To historia tworzenia od kuchni. Kuchnia tworzenia otwarta na oścież.
Finał życia Gali pokazuje, że cena,
którą płaci się za władczość, za kreacje własnego życia, jest ogromna. Że to,
co jeszcze wczoraj było „jedyne i wspaniałe” w efekcie zmieniło się w ułudę.
Szukanie utraconego czasu w modlitwach i kreacjach ikonicznych bożków...
Jelena Iwanowna Djakonowna, bo pod takim nazwiskiem Gala przyszła
na świat, była kobietą wyjątkową, to jednak... Nie dla mnie... Zbyt wiele w niej i
obok niej blichtru i sztuczności. Ale nikt nam nie nakazuje poznawać Takich Kobiet.
Czytać o nich, o niej? A, jakże! Natychmiast!
„Język mojej miłości nie należy do języka
ludzkiego. Moje ludzkie ciało nie dotyka ciała mojej miłości”.
Ten pasjonujący ustęp z twórczości Paula
odnajdujemy na ponad pięciuset stronach „Gali”. Mamy miłość ludzką, literacką,
zobrazowaną latami wielkiej fascynacji światem wyobrażonym. Wytwory, przetwory,
potwory... Konfiguracja ówczesnego marketingu, jakby nie patrzeć.
„Gala” to lektura na kilka wieczorów. Nie można i nie należy połykać tej
książki. Trzeba się nią rozkoszować. Jest napisana i przetłumaczona Pico Belo.
8/10