Rozłączone
Dziewczyny
z północy. Sheng Keyi.
Przełożyła Kinga Kubicka. Wydawnictwo Akademickie Dialog, Warszawa
2022. 392 strony.
Czy
obfity biust może być paralelą ciężaru życia, samotności
przeszywającej i zniewalającej? Okazuje się, że tak!
Okazuje
się, że gdy ma się dar opowiadania, to codzienność, powszedniość
można zamienić w kawałek dobrej literatury.
Niby
to proste. Żadne odkrycie, a jednak w „Dziewczynach
z północy” Sheng Keyi prowadzi
czytelnika za rękę w głąb zwyczajnej – niezwyczajnej przygody
kobiet napiętnowanych, odrzuconych, „odstawionych”.
Pozostawionych samym sobie. Robi to językiem prostym, ale właśnie
to ujmuje, zajmuje. Powoduje, że od tego czytadła trudno się
oderwać.
Jeśli
ktoś zarzuci całości płycizny i naiwności, porzucone i
rozrzucone wątki – to będzie miał rację. Paradoksalnie w takim
sposobie opowiadania kryje się siła tej opowieści.
Qian Xiaohong,
narratorka – główna bohaterka powieści to zwykła chińska
dziewczyna. Tak zwykła, że niezwykła. Tak pospolita, że możemy
jej nie zauważyć. Gdyby nie umiejętności pisarskie Sheng Keyi,
to nie dostrzeglibyśmy tego bólu, tej przemożnej walki o
przetrwanie. O zauważenie, o dostrzeżenie.
Wydana
przez Wydawnictwo Dialog powieść jest tym cenniejsza, że zbliża
nas do świata, którego nie znamy, a z drugiej strony do tego,
czego nie
zauważamy. Co pomijamy, co obchodzimy szerokim łukiem.
Podział
na klasy, na grupy społeczne jest tworem socjologicznym. Zdawałoby
się, że świat się wymieszał, pomieszał i segregacja
odchodzi do lamusa. To pozory. Gradacja na lepszych i gorszych
właśnie teraz święci triumfy. Jest wszędobylska i panoszy się
wśród nas niczym covid-19.
Zaufać
losowi – to takie szalone, a tak naprawdę takie szaleństwo życia
zdaje się jedynym wyjściem. Rozsądek to zgrana płyta. Wchodzimy w
wir wydarzeń, poddajemy się jemu i ponosimy konsekwencje życia bez
tchu, na krawędzi.
Księgarnie
powinny stać otworem przed takimi książkami. Bo z jednej strony to
przyswajalne pisarstwo, a z drugiej jego złożoność skłania do
poważnych refleksji.
Plemienne
rozwarstwienie jest pełne uprzedzeń. Od pokoleń dokonuje podziałów
na lepszych i gorszych. Niektórzy rodzą się już ze stygmatami.
Inni błądzą, ale ich błędy młodości stają się jak blizny,
tatuaże. Piętno, które bije po oczach, które zostaje w ciele, w
umyśle. Są tacy, którzy machają ręką na tłum i idą dalej, ale
większość popada w depresję i czuje się
gorsza.
Qian Xiaohong to
„zwykła” dziewczyna ze wsi. Jej obciążeniem są nie tylko duże
piersi. Jej bliznami jest pochodzenie, są skazy rozwiązłości.
Nastoletnia dziewczyna postanawia się „od tego” uwolnić.
Porzuca rodzinę. Rusza przed siebie i za siebie. Podejmuje próbę
ratowania się. Zakład fryzjerski, nieświadoma rola „pani do
towarzystwa”, pracownica fabryki zabawek, recepcjonistka w hotelu,
szpitalne „popychadło”, które jest ustawiane i rozstawiane jak
mebel, po kątach.
Jest
przyjaciółka. Są inne towarzyszki niedoli. W tej
nierównej walce wciąż są mężczyźni, lgnący do bohaterki,
ogólnie do „Dziewczyn z północy”.
Męski
świat nie jest zarysowany tylko czarną kredką. Są pojedynczy
faceci, w których jest opamiętanie i rozwaga. To rodzynki w
serniku. Niewielu ich. Męska masa wchłania kobiety. Bardzo gorzka
melasa spływa na naiwność, łatwowierność, na kobiecą
samotność.
„Dziewczyny
z północy” ze swoim bagażem pochodzenia nie są czystą kartką,
którą dopiero można zapisać, uzupełnić jak krzyżówkę.
„Dziewczyny z północy” mają wroga w postaci męskiej chuci,
męskiego myślenia rozporkiem. „Dziewczyny z północy” stają
się łatwym celem jak ryby
podczas tarła. Niby zakazuje się „wtedy łowić”, ale kogo by
to obchodziło, skoro wtedy jest najłatwiej,
najszybciej!
Przesłanie
tej książki jest okrutne: - Świat pochłonie cię, nawet wtedy,
gdy walczysz, gdy jesteś odważna, cierpliwa i
przebojowa.
Znalezienie
oparcia na męskim ramieniu kończy się wykorzystywanie, przemocą,
zdradą. Kobieta zostaje sama. Z niechcianą ciążą, z rozrzuconymi
marzeniami i aspiracjami.
„Dziewczyny
z Północy” są… zapodziane. Pogubienie w zaplątaniu. Świat to
licha wydmuszka. Pełna haseł reklamowych. A za nimi stoją tanie i
łatwo zniszczalne produkty.
Szaleństwo
całej narracji czyni z tej opowieści pozycję wydawniczą, która
powinna się sprzedać, bo jest spisana wprost i językiem
niewymagającym umysłowej akrobacji. To jednakże zbyt powierzchowna
ocena. To krzywdząca cenzurka.
Sheng Keyi jest
obdarzona talentem opowiadaczki, które trudne historie „sprzedaje”
w tanim opakowaniu, ale zawartość jest bogata, warta dostrzeżenia
i czytelniczej konsumpcji.
Blask,
optymizm fabuły jest zwodniczy. Jest bardzo osobliwy. Cienie,
zachodzące słońca to jest pejzaż dominujący. A smutek finału
pozostawia czytelnika bezbronnym, podobnie jak „Dziewczyny z
północy”.
Te
kobiety nie cierpią na hipochondrię. Ich ból jest rzeczywisty.
Bardzo prawdziwy. Są jednocześnie poza światem i w jego centrum.
Wyrazy twarzy nie zawsze wyrażają prawdę. Bo „Dziewczyny z
północy” próbują się dostosować, wpasować w ramy. Cała ich
seksualna i intelektualna energia co rusz się wypala, spala,
płowieje.
Sheng Keyi to
autorka także „Tęczującego
popiołu”.
Gęstej prozy wydanej na Tajwanie, a zakazanej w Chinach. „To
opowieść o miasteczku Ewengelia, które Minzhu odwiedza,
i jej osobliwych mieszkańców. Pojawia się też panujący w
zaświatach Król Yama, a wszystkie wątki mieszają się ze
sobą, doprawione odrobiną cytatów, ogłoszeń i szkatułkowych
opowieści” (Państwowy
Instytut Wydawniczy, Przełożyła Joanna Krenz, Warszawa, 2021).
Nie
czytałem! A powinienem. Bo „Dziewczyny z Północy”
jednoznacznie podpowiadają, że i ta powieść to niezły kawałek
literatury.
Książki Sheng Keyi są
dobrze przyjmowane przez czytelniczki. To obłęd. Taką prozę
powinni czytać głównie mężczyźni, by się opamiętać, by
zrozumieć, by podjąć trud empatii.
Język
powieści jest tak „prosty”, że każdy samiec alfa pojmie
złożoność tej narracji.
8/10