Wyobrażenia prawdy


Wady snu. Radka Denemarkova. Przełożyła: Olga Czernikow. Książkowe Klimaty, Wrocław 2020. Seria: Czeskie Klimaty, 246 stron.

Są książki, które pożera się w jedno popołudnie. Nie zrobiłem tego w styczniu 2020 roku, kiedy książka się ukazała, ale jestem syty od poniedziałku.

Śmiałem się, dumałem, wierciłem, kręciłem. W tle leciała muzyka. Nie mogłem się zdecydować. One nie mogły. Bo Sylvia Plath słucha innych utworów niż ja, Virginia Woolf marudna, co rusz zmieniała zdanie, a Ivana Trump zażyczyła sobie Karela Gotta.

Przy trzech odmiennych głosach trudno o powagę, roztropność. Skupić też się nie można. Trzeba stanąć z boku i czytać, czytać. Uwierzyć w realność czyśćca.

Dawno nie czułem takiej radochy podczas czytania. „Wady snu” to drwina z konwenansów, ceregieli życia na pokaz.

Radka Denemarková wpadła na sposób genialny w swojej prostocie. Na jednej scenie umieściła dwie potężne postaci światowej literatury. Obie panie popełniły samobójstwo, męczą się zatem w zaświatach. Sylvia Plath i Virginia Woolf. Jedna przekonuje jak trudno było być jednocześnie żoną, matką i poetką. Druga, egzaltowanie mówi, że nadal jest niezrozumiana. Bliskość odczuwa tylko wobec bohaterów własnych książek. Do tej wyjątkowej pary w pewnym momencie dołącza Ivana Trump, rodaczka autorki „Wad snu”. Była żona, byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych uśmiercona literacko na potrzeby pokazania odmiany pisarki- celebrytki.

To zderzenie kobiecych ułomności, artystycznych zmagań, nieporadności w relacjonowaniu wspomnień – to wszystko daje obraz pewnej hecy. Ale tylko pozornie. Bo można ten tekst potraktować lekko i przyjemnie. Nie wyciągając wniosków, spędzając miło wieczór; z kawą, papierosem, muzyką. A można też spojrzeć szerzej. I wtedy zaczynają się schody. W tym jak postrzegamy, jak widzimy Innych. Że nasz obraz jest wypaczony to pewne, ale że aż tak silnie; do tego dochodzimy dopiero po lekturze „Wad snu”.

Zwłaszcza, że zaraz potem kończyłem „Małe rączki” Andrésa Barby i  zacząłem”Trąby jerychońskie” Unici Zürn (ale o tym za kilka dni).

Sylvia Plath, głównie jest znana ze swojej poezji. I samobójczej śmierci. Wcale nie dokonuję skrótu myślowego. Przedstawiam fakty, a one, w świadomości zbiorowej, zwykle są akronimem. I takimi ogólnikami operuje też Radka Denemarkova. Z rozmysłem podaje nam na tacy, to co już znamy, co wiemy. Dopiero dialogi poetki z Virginią Woolf, pokazują, że nasza obserwacja, powierzchowność to pył, to pozory, które Innych męczą, nawet po śmierci.

Za co cenię Woolf? Chyba naj… za „Pokój Jakuba”. Ale w „Wadach snu” pisarka usilnie wraca do „Orlanda”, bo rozpisanie na głosy cierpienie wraca i tutaj. Jest jak „szklana drzazga wbita w stopę”.

Czeska pisarka z tryumfującym sprytem rozpisała to co boli, uwiera, rozwarstwia wszystkie ambitne kobiety na świecie. Aby nie być odtwórczą, pospolitą i manifestującą prostacki feminizm (bo taki także bywa!), użyła figur ważnych, ale jakże tragicznych. Bo nie tylko Plath odebrała sobie życie, to samo zrobiła Woolf. I dlatego jedna teraz – między niebem, a piekłem – śpi w piekarniku, a druga moczy swe ciało w pełnej wannie. Co robi w tym zestawie Ivana Trump? Jest groteską groteski. Konsumpcyjnym figlem. Figlarną damą, która próbuję rozruszać dwie zblazowane damulki? Może? Ale czy na pewno…

Panie literatki rozmawiają o swoje twórczości, przyrządzają z nich kulinarne pyszności; połykają słowa i wspomnienia. Spierają się o swoje miejsce w historii. W życiu. Która była dobrą kobietą, nie tylko w pisaniu, ale w codziennych, zwykłych zmaganiach. A finał finałów jest prosty: - Nie poradziły sobie z życiem, z niezrozumieniem. Z pustką, z samotnością, z odrzuceniem. Dlatego są w czyśćcu. Ivana Trump stara się koleżankom wytłumaczyć, żeby „wyluzowały”, że ona nauczy je „żyć, pisać, rozumieć”. Ale jest już za późno. Wszystkie trzy panie mają „wady snu”. Ich życie niby wielkie, ale tak naprawdę było ułomne. Pewnego rodzaju upośledzenie nie wynikało z problemów psychicznych, ale z braku czułości, dotyku, rozmowy, bliskości. Ale czy gdyby to „wszystko” miałby, to potrafiłby tworzyć tak jak to robiły? Z taką wirtuozerią jak Plath i Woolf!

Mankamentem dramatu „Wady snu” jest powierzchowność.” Tak wyczytałem – naprawdę nie pamiętam gdzie – jakieś półtora roku temu. I gdybym w to uwierzył, oparł się o te słowa, to nie otworzyłbym tego pliku e-booka i byłbym stratny. Byłbym uboższy. Bo jeśli ktoś w tej lekturze dostrzega „płaskość – banalność”, to znaczy, że niewiele wie o pisarstwie, o duszach kobiet. O ekspiacji, którą ja odczuwałem czytając tę książkę.

Z drugiej strony myślę, że takie pisanie nie wyszłoby spod pióra polskiej pisarki. Wciąż brakuje im dystansu. Powagi w rechocie. Natomiast w czeskim pisarstwie często natrafiam na wyśmiewanie, obśmiewanie – a kończy się to z powagą. Puentą, która daje „po wątrobie”; która „z tej wątroby wypływa”. Radka Denemarkova robi to nie pierwszy raz. Jej książki zwykle mają w sobie ukryty dystans, spowite są tajemnicą. Tłumaczka z niemieckiego, która widzi, że świat trzeba wyśmiać, by spoważniał.

W „Wadach snu” – nie potrafię się zdecydować – ujmują mnie debaty o literaturze, czy wtręty o życiu codziennym? A może ta historia z guwernantką, która miała tak obfity biust, że nosiła na nim tacę z posiłkami, by potem na ciele znajdować cały, żywy jadłospis? A może wieczne próby ponownego samobójstwa Woolf? Czy raczej opowieść Ivany o plagiatach, których miała się dopuścić? I o tym, że wszystko można kupić, poza szczęściem, radością, miłością, prawdziwą bliskością?

Paleta tej opowieści jest złożona, ale i prosta. To kolejny poemat o tym, że wyobrażenia mają się nijak do prawdy. Zwłaszcza, gdy kobiety grają „swoich” mężczyzn, gdy wspominają zakłamaną prawdę. Gdy nic nie jest takim jakim się nam zdaje.

7,5/10



popularne