„Nie patrz w górę” po francusku


 

Anomalia. Hervé Le Tellier. Przełożyła: Beata Geppert. Wydawnictwo Filtry, Warszawa 2021. Posłowie: Marek Bieńczyk. 378 stron


Anomalia” jest najlepiej sprzedającą się laureatką prestiżowej Prix Goncourt od czasów opublikowanego w 1984 roku Kochanka Marguerite Duras. Ten anomalny – nawet na tak rozwiniętym rynku – sukces wydawniczy zawdzięcza być może głodowi prawdziwej fikcji w literaturze od dawna zdominowanej przez wyznania i osobiste świadectwa.

Te słowa nie są moje. To „kopiuj – wklej” z wydawniczego sloganu, który ciągnie się za książką po wszystkich mediach. Te dwa zdania są w sieci, są w druku. Są w głowach odbiorców. Pierwsze – mówiące o sukcesie książki – to fakt. Drugie – nadinterpretacja zdolnego marketingowca.

W ubiegłym roku, kiedy Wydawnictwo „Filtry” opublikowało „Anomalię”,w Polsce, zaczął się szum. Zgrzytanie zębów i zewsząd ochy i achy. Niemal we wszystkich podsumowaniach roku – od „Polityki” po ułomnych blogerów – „Anomalia” zostały dostrzeżone. Pochwalone i nazwane „odkryciem dekady”.

Trochę się wyzłośliwiam, jakby wyłaziła ze mnie jakaś uraza. Jakby kompleksy mnie zżerały. To nie tak. „Anomalia” to świetna powieść, ale sezonowa. Uważam, że Hervé Le Tellier potrafi pisać jeszcze lepsze książki. To jego kolejna prowokacja, Śmiechem kpiarza, łącząc gatunki literackie, kąśliwie wykpił i krytyków i środowisko literackie.

Hervé Le Tellier napisał czytadło. Niemal czterysta stron, które pochłonąłem w jeden dzień, ale gdy byłem szczeniakiem, tak samo szybko i sprawnie czytałem MacAllistera. Jeśli coś łatwo wchodzi, to nie dowód, że mamy do czynienia z bóstwem. Arcydziełem. Raczej z narkotykami. Wciąga się to nosem, a nie mózgiem.

Anomalia” to używka. Tylko tyle i aż tyle.


Przepadam za Markiem Bieńczykiem, ale pierwszy raz go nie rozumiem. Wspominam o tym, bo ten świetny eseista napisał do tej książki „Posłowie”. Akrobatyka literacka. Czytelnik ma się upewnić, że nie zwariował, bo „naprawdę właśnie przeczytał” dzieło wszech-dzieł. Nie zgadzam się. Jestem outsiderem, ale rozumnym. Przeczytałem świetną opowiastkę, ale z żadnym arcydziełem się nie zetknąłem. Goncourty poprzednich lat bardziej, mocniej mnie przekonują.


Ale koniec marudzenia. Przechodzimy do omówienia.

W październikowym numerze „Książek. Magazynie do czytania” rozmowa Michała Nogasia z autorem „Anomalii” jest zatytułowana: Czytadło totalne. I tu nie dyskutuje. Bardziej razi mnie ton rozmowy. Widać, że dziennikarz łyka wszystko. Zjada i wypluwa „to” na karty Magazynu. Pisarz opowiada co chce i jak chce. A przecież – wróćmy do tytułu – mamy do czynienia z „CZYTADŁEM”. W ten sposób rozumując gadzinówka, brukowiec „Fakt, też jest dla niektórych (licznych, niestety) „czytadłem”. A jednak ludzie zdrowi na umyśle, wiedzą, że się tego nie tyka, nie dotyka. Nie brudzi rąk.

Anomalia” zatem to coś więcej niż CZYTADŁO. To wydarzenie medialne. To chwyt reklamowy. To wymieszany, zmieszany i lekko wstrząśnięty James Bond dla ludzi spragnionych czytać o czymś innym.

Bo ile można pisać – czytać o tym, że świat jest do dupy w powidokach śmierci, znużenia, melancholii. Można napisać rozdmuchany kryminał z wątkami, które tak bardzo nas urzekły w filmie „Nie patrz w górę” i sukces gwarantowany.

Czy ja bluźnię? Czuję się lekko oszukany. Subtelnie zdziwiony, że tyle osób pokochało własne krzywe zwierciadło.

A wystarczyłoby sięgnąć do opowiadań Stanisława Lema i też mógłby być zachwyt. Ale co było, to było. Teraz ożywczy zdaje się być „ogrzewany” futuryzm z molekułami psychologiczno – filozoficznego dreszczowca w rytm politycznej intrygi i romansu. Galimatias zręcznie poskładany.

Moja metryka jest na tyle długa, że nie nabieram się na każde świecidełka. Nie jestem zwykłą sroką. Czytam zbyt wiele i zbyt długo. Docenia „Anomalię”, ale na spokojnie, na luzie.

Hervé Le Tellier to drugi Quentin Tarantino. Sprytny, uwodzicielki, ale jednak zwodniczy. Enfant terrible współczesnego kina wie jak wkurwić, by zachwycić. Na atak odpowiada kolejnym atakiem. Na milczenie wybuchem. Musi być głośno, inaczej. Ale „inaczej” nie zawsze oznacza „doskonale”. To samo jest u Francuza. Prowokacja ma swoje prawa.


Anomalia” na kilku płaszczyznach opowiada, że jesteśmy elementami gry komputerowej. Że niewiele rozumiemy, bo mamy zaledwie symboliczny wpływ na losy świata (sic!). Donald Trump (Joe Biden), Emmanuel Macron oraz Putin i Xi Jinping też tego nie kumają. Sztaby naukowców wymyślają wzory na „podwójne życie”. Pisarz, architekt, prawniczka, aktorka i inni stają się w swoim naturalnym zagubieniu jeszcze bardziej pokręceni, wykręceni, odmóżdżeni. To wszystko jest napisane sprawnie, z darem wszechwiedzącego erudyty. Jak takiej narracji nie pokochać? Można, gdy stanie się z boku, stawiając pytanie. Główne, centralne, ale z pozoru błahe: - Czy ta książka jest żartem, czy poważną analizą naszej  współczesnej konfuzji? I okazuje się, że nie jest ani jednym, ani drugim. To literacka zaczepka. Prowokacja!

Autor czuje, że potrzebne jest spojrzenie „w dal”, że bez groteski nie ogarniemy obecnego stanu. Musimy (wszyscy) nabrać dystansu – tak czytam te złożone do kupy - wątki „Anomalii”.

Sprytnie i z biglem podane, ale nie jest to dzieło przełomowe, obrazoburcze. To pastisz. Deformacja obecnego człowieczeństwa. Utwór naśladujący innych pisarzy, nawet jeśli znowu zmyślonych. To zupa „nic” ze wszystkiego. Dobrze doprawiona polewka.

Okazało się, że bomba (!), że świat – podobnie jak przed produkcją Netfixa – padł na kolana. - To smakuje. To pyszne (!)– krzyknęli krytycy.

Kolejny raz powtarzam: - I mnie również podoba mi się ta powieść, ale nie zwariowałem na jej punkcie. Naukowo-kryminalny-polityczny romans jest wart czytania, ale nie szaleństwa.


Wspomniany Marek Bieńczyk, jest m.in. tłumaczem literatury francuskiej, i może dlatego jego objaśnienia tej powieści nabierają sensu większego, ogólnego. Ale porównań, których się doszukuje, które ukazuje są dla mnie łamańcami nad łamańce. Inteligencki wywód na glinianych nogach. Sorry, ale po co i dlaczego to wszystko? Aby czytelnik zrozumiał, że „głupi jest”, że bez posłowia nie zrozumie tego dzieła?

Czepiam się? Mam ku temu powody. Codziennie czytam i codziennie sam myślę. Jestem otwarty na innych. Ale nie kupuję wszystkiego jak leci, jak obleci. Lubię dyskutować. Stawiać się i tupać (chorą) nóżką.

W moim starczym gniewie znajduję jednak uznanie dla fragmentów „Anomalii”, które dotyczą religii, bogów, kapłanów, dostojników. Ten tumult hipokryzji, szaleńczego ogłupienia jest rozpisany – po prostu – bosko. Dlatego – jednak – ochoczo polecam pisarstwo francuskiego dostojnika. Literackiego celebryty.


7,5 /10



popularne