„Zgaśnij księżycu”


 

Lato, gdy mama miała zielone oczy. Tatiana Țîbuleac. Przełożył: Dominik Małecki. Książkowe Klimaty. Wrocław, 2021. 152 strony


Posmak. Czuję. Nastrój. Jest. „Lato, gdy mama miała zielone oczy” i „Duchy Jeremiego” (Wielka Litera, Warszawa 2017) żyją w czytelniczej symbiozie.

Pamiętam, że napisałem do Roberta Rienta, autora „Duchów”. Byłem tak zachwycony jego formą, że nie mogłem się powstrzymać. Nieporadnie, ale emocjonalnie (a jakże!) zacząłem korespondencję, w której pisarz pewnie czuł się niezręcznie. Dorosły facet zachowujący się jak psychofan.

Nie żałuję swojej reakcji. Nadal uważam, że „Duchy Jeremiego” to świetna powieść. Ale pisanie Tatiany Țîbuleac jest jeszcze lepsze. Bo dziecko dorasta. Bo nie dojrzewa. W tej powieści Rany Się Nie Zabliźniają. Stety i niestety.

Lato, gdy mama miała zielone oczy” to lektura obowiązkowa dla wszystkich wrażliwców.


Jeżeli nerwica ma polegać na tym, że człowiek pragnie dwóch, zupełnie sprzecznych ze sobą rzeczy naraz, to, owszem, w takim razie jestem wariatką! Wiem, że przez całe życie będę się miotała pomiędzy różnymi , wykluczającymi się nawzajem pragnieniami!

(Sylvia Plath, Szklany klosz)

Tak, to jest TEN cytat!

Te słowa depresyjne, depresyjnej, wielkiej poetki są kanwą, przesłaniem doskonałej książki mołdowsko-rumuńskiej pisarki. Tatiana Țîbuleac w swoim debiucie prezentuje formę godną profesorek. To z jaką swadą, lekkością, dystansem… To z jaką bliskością, z jakim ostrzem pióra, opisuje historię miłości Syna do Matki.


(Jak to możliwe, że ostatnio czytam tyle dobrych książek?!!)


SPRZECZNOŚCI DUCHA. Sprzeczności w oddychaniu.

To jest siła przekazu tej książki.

Zaczyna się z rozmachem szczeniaka, który kąsa, szczeka, nienawidzi, pragnienie. Aleksy chce do Amsterdamu. Do kobiet, taniego zioła, innych halucynogennych wywarów. Chce i będzie to miał! On zaplanował, bo obiecał. A poza tym co innego miałby robić?!

Mama Aleksego zmienia wakacyjne plany syna. Zmienia całe życie. Przestrzeń.

I dlatego jeszcze jeden cudzysłów: 

Podstawowy wymóg miłości to poczucie dowartościowania przez to, że druga osoba zgłasza zapotrzebowanie właśnie na nas.

(Elfriede Jelinek, Pianistka)


Tak, tych kilka słów; pragnienie, zapotrzebowanie, przestrzeń – robią tu całą pisarska robotę.

W tle mamy śmierć. A jednak hołd dla życia jest ważniejszy. Wyraźniejszy. Myślę, że powieść Țîbuleac zrobiła karierę, ponieważ dotyka:

Pragnień, których nie potrafimy wyrazić; które nas tłamszą, niszczą, upodlają. Zapotrzebowań, których nie potrafimy wyrazić, nazwać, określić, wykrzyczeć.

Przestrzeni na nowy start, na kolejne próby, na porzucenie przeszłości, na wyrzucenie śmieci z trzewi; gdziekolwiek, byle się uwolnić. Byle być zrozumianym, wysłuchanym, przytulonym, potrzebnym.

Aleksy cierpi. Przez ojca (Polaka), który jest chujem, chamem, pijakiem.

Aleksy cierpi. Po śmierci siostry. Po nieudanym dzieciństwie. Po depresji, po odtrąceniu matki (Polka), przez matkę. Jest w nim złość, bunt, zniechęceni, wkurwienie. Jest w nim choroba. Wariactwo zdiagnozowane, ale – niemal przez wszystkich – nieakceptowalne.

I dzieją się cuda. Tak, Amsterdamu nie ma. Ale jest francuska wieś. To tam kolejne dni, tygodnie, trzy miesiące z nakładem - wywracają całe życie chłopaka, a potem mężczyzny – do góry nogami. Koziołkuje między snem a jawą. Zakochuje się w dziewczynie, w kobiecie. W matce. Odzyskuje coś, co wydawało się stracone, utracone, nieodzyskiwane.

Mama w zamian za pakiet obietnic „porywa” syna w miejsce, które każdemu z nas się marzy. Do realnej-nierealnej Atlantydy. Mityczna kraina tworzy się powoli. Przy pomocy spacerów, zakupów, rozmów, piwa, tabletek. Przy okazji umierania matki. Rak zabójca, rak wybawiciel. Nowotwór czułości i okropieństw.

W moim pisaniu jest sporo chaosu. Zamierzonego. Bo Tatiana Țîbuleac pokazuje, że z bezładu mogą się rodzić rzeczy wspaniałe.

Tylko, że wszystko ma swoją cenę. I gdy Ona umiera pośród jabłoni, w Nim rodzi się pasja malowania. Swój ból wyraża najpierw w psychiatryku, a potem w ich wspólnym, francuskim domu. Aleksy staje się sławny, bogaty. A jednak wracamy do początku. Klamra. Zacisk. Splot wydarzeń dusi i uciska.

Coś za coś. Wszystko ma swoją taksę. Zwłaszcza miłość. Podarowana i tak szybko odebrana, zabrana, uśmiercona.

Opisywanie relacji między matką i synem nie jest niczym nowym w literaturze. W o obrzękłych kostkach u nóg” żył Edyp. Jeremi w „Duchach”. Żeromski, Baczyński, Słowacki, Gajcy, Prus, Bursa, Dehnel, Różewicz, Rudan, Varga, Gwiazda – Elmerych - ile mam jeszcze wymieniać? Te przykłady urzeczowiłem na jednym oddechu, bo tych twórców czytałem – do nich wracałem w ostatnich miesiącach. Jednak kogokolwiek bym nie przywołał i nie wspomniał, to mam wrażenie, że Țîbuleac znalazła swój sposób by mnie uwieść, zwieść, zachwycić. Że jej pisanie jest jednak osobne. Ma pierwiastek Innego.

Jest euforyczne w swoim smutku.

Depresja – separacja – opresja – desperacja!!! Te słowa brzmią podobnie. Są jak bomba, jak granat. Wrzucone w mrowisko opowieści czynią spustoszenie w czytelniku. Powodują drgawki. Pojawia się refleksja na temat empatii. Poufność relacji wymieszana z łzami, z krwią, narkotykami, kikutami kończyn.

Lej, który – to czytanie - zostawia w odbiorcy; trudno zasypać, wypełnić. Podczas lektury odczuwa się fizyczny ból. A jednak nie można przestać czytać i czytać. Nie mogłem przełożyć tej lektury na następny dzień. Skoro zacząłem, musiałem skończyć. Poczuć się jak rozbita o ścianę szklanka. Kawałki tworzywa, woda, plamy na dłoniach, w oczach. W sercu i głowie. W całym sobie.

To jest proza, której nie da się zapomnieć. Która robi spustoszenie w zamku pamięci. Zaczynamy wspominać. Napominać samych siebie. Szukać rozwiązań dla spraw niedokończonych i tych (zdawałoby się) zamkniętych.

Zadaniem literatury nie jest (tylko) przynosić sławę piszącej, piszącemu. Jej zadanie to: rozmontowanie naszego – czytelniczego – postępowania. Jestestwa.

Codziennie chwytam się słów. Swoich, Innych. Codziennie zastanawiam się co z tym „zbiorem” zrobić; jak go wykorzystać, by nie skończyło się tylko na taniej ekspiacji. Po wchłonięciu, pochłonięciu tej książki wiem, że budowanie na zgliszczach nie przyniesie efektów, ale samo uświadomienie sobie tej oczywistości, warte jest sloganu:

Celem nie jest bycie lepszym od kogoś innego, lecz bycie lepszym od tego kim się samemu było wcześniej.”

Wstań mamusiu zasłoń okno kocem

Zgaśnij zgaśnij księżycu

(Andrzej Bursa, Zgaśnij księżycu)


10/10

popularne