Bywalec
zieleni, Bolesław Leśmian. BIOGRAFIA. Piotr Łopuszański.
Wydawnictwo ISKRY, Warszawa 2021. 406 stron.
Świat
jest pełen starych mądrali. Mędrkują od rana do woli. A gdy ich
zapytasz o poezję, to mówią: Słowacki, Mickiewicz, Norwid.
Gdzieś w tle słychać głosy: Broniewski. Młodsi: Miłosz,
Szymborska, bo to przecież nobliści. A Leśmian?
Bolesław
Leśmian zawsze powinien być wymieniany. Na każdej liście.
Każdego skubańca.
I
stać się tak powinno nie dlatego, że ja tak mówię. Powód jest
prosty i merytoryczny. Leśmian wyprzedził swoją epokę. Jego
opisy przyrody, jego erotyki są jak liryczny Wzorzec
z Sèvres.
Łąka
(fragment)
Czy
pamiętasz, jak głowę wynurzyłeś z boru,
Aby
nazwać mnie Łąką pewnego wieczoru?
Zawołana
po imieniu
Raz
przejrzałam się w strumieniu -
I
odtąd poznam siebie wśród reszty przestworu.
Przyszły
do mnie motyle, utrudzone lotem,
Przyszły
pszczoły z kadzidłem i mirrą i złotem,
Przyszła
sama Nieskończoność,
By
popatrzeć w mą zieloność -
Popatrzyła
i odejść nie chciała z powrotem...
Kto
całował mak w zbożu - nie zazna niedoli!
Trawa
z ziemi wyrwana pachnie, lecz nie boli...
Kocham
stopy twoje bose,
Że
deptały kruchą rosę,
Rozróżniając
na oślep chabry od kąkoli.
Niechże
sen twój wędrowny zielenią poprzedzę!
Weź
kwiaty w jedną rękę, a w drugą weź miedzę,
Połóż
kwiaty na rozstaju,
Zwilżyj
miedzę w tym ruczaju,
Co
wie o mnie, że trawą brzeg jego nawiedzę.
Już
słońce mimochodem do rowu napływa,
Skrzy
się łopuch kosmaty i bujna pokrzywa -
Jeno
pomyśl, że ci wolno
Kochać
łątkę i mysz polną,
I
przepiórkę, co z głuchym trzepotem się zrywa!
Idzie
miłość po kwiatach - wadzi o twe ciało,
Zważaj,
by ci przed czasem w słońcu nie zemdlało.
W
mojej rosie, w moim znoju
Pod
dostatkiem masz napoju
Dla
wargi, przeciążonej purpurą dojrzałą.
Cień
twej głowy do moich przybłąkał się cieni.
Wiem,
że w oczach nie zdzierżysz tej wszystkiej zieleni,
A
co w oku się nie zmieści,
To
się w duszy rozszeleści!
Jeszcze
dusza ci nieraz żywcem się odmieni.
Parna
ziemia przez kwiaty żar dzienny wydycha,
Uschły
motyl zesztywniał wśród jaskrów kielicha -
Oczarujmy
się nawzajem,
Zaskoczeni
nagłym Majem -
Maj
się chyli ku nocy i miłość nacicha…
A
teraz; zostawmy poezję z boku i zajmijmy się pracą Piotra
Łopuszańskiego.
Nawet
Wikipedia podaje, że to specjalista twórczości
Bolesława
Leśmiana.
A
skoro koneser i praktyk, to niestety też rutyniarz. A rutyna to
częsta „siostra” pewności siebie. I niestety w „Bywalcu
zieleni” to widać. Ale po kolei.
Jeśli
„ktoś” nic nie wiedział o Leśmianie, to będzie zachwycony.
Bo jest wrażenie, że „więcej nie mogło być”. Że jest
wszystko. Jednak, gdy to pisanie podłożyć pod lupę, to zaczynają
się schody. Bo autor nie potrafi się zdecydować; czy piszę o
twórczości, czy o życiu artysty? To niezdecydowanie raczy nas
lichotą. Powierzchowność? Nie! Bałaganiarstwo. Powtórzenia
fragmentów, które wzajemnie się wykluczają. Jak na przykład
domniemamy pojedynek Juliusza Słowackiego, który raz jest,
innym razem go nie ma, a w ogóle dla całości – nie ma to
żadnego znaczenia. To samo dzieje się z plotkami na temat życia
Leśmiana. Największe zamieszanie wprowadza jednak chronologia.
Jest w przypisach uporządkowana. Jest doskonała. Ale w samej
treści „Bywalca zieleni” jest poważnym felerem. Powoduje
nieporządek w czytaniu.
W
tym tomie brakuje pasji, którą (przykładowo) czuć w pisaniu
Radosława Romaniuka, gdy ten zabrał się za biografię
Jarosława Iwaszkiewicza.
A
propos Iwaszkiewicza. W
książce Piotra Łopuszańskiego jest ciekawy ustęp, o
tym jak autor „Sławy i chwały” najpierw kpi z Leśmiana, a
potem jest „pierwszym głosem” na jego pośmiertnym pożegnaniu.
Takich
„ciekawostek’ w książce jest bez liku. Kontakty Leśmiana z
Tuwimem są kolejnym ciekawym przykładem. Ale fragmentaryczność
tych historii drażni. Bo – osobiście – jestem ciekaw bardziej
tych relacji, niż ciągłym sprostowań, odwołujących się do
wspomnień córek poety. Jedna mówi tamto-owamto, druga
pamięta to inaczej. A jeszcze inaczej patrzy na to Piotr
Łopuszański. To cenne spostrzeżenia, ale jest ich zbyt wiele. A
nie ma na przykład wnikliwszej oceny (z przywołaniami) krytycznych
tekstów Leśmiana.
Pada
wyjaśnienie dlaczego autor „Łąki” pisał pobieżnie o
grafomańskich bzdetach i dlaczego przykładał się
się do rzeczy wielkich. „Wyjaśnienie” to jednak za mało.
Chciałoby się więcej. „Wciąż
powtarzać dla własnej dziwoty”.
Najmocniej
zaciekawiło mnie leśmianowskie umiłowanie do teatru. Pisał
recenzje, teksty wręcz monograficzne, reżyserował,
założył scenę w stolicy, w Łodzi był kierownikiem literackim.
To fragmenty ważne i poważne w życiu Leśmiana. A w jego
biografii jest więcej o pociotkach, niż o istocie jego
działalności.
Marudzenie
jest pewnie na wyprost (to mój paskudny charakter się odzywa), bo
gdybym
biografii nie przeczytał, nie wiedziałbym o kobietach Leśmiana.
Od matki do kochanki (nie jednej). Przebieg zdarzeń i wydarzeń
obyczajowych jest mocną stroną tego tomu. Czasami wręcz mam
wrażenie, że włazimy razem z Leśmianem do alkowy. A w tym pokoju
rozpacz spowodowana brakiem pieniędzy, pragnienia wygranej w
kasynie w Monte Carlo. Zmiany adresów, kobiet, pracy. Obyczajowość
codzienna wymieszana z rozterkami i pragnieniami literackimi.
Spory,
które toczył Leśmian (głównie z wydawcą) są rozpisane
dokładnie, ale jednak ułomnie. Bo na przód wyłazi teza, że
wszystko rozbijało się o pieniądze. Czy dotyczyło to poezji, czy
leśmianowskiej interpretacji perskich bajek – zawsze na wierzch
wychodzą rozliczenia. Finanse.
Największym
odkryciem tej lektury jest postać
Zenona Przesmyckiego (Miriama). Człowiek
wielki, a wciąż – co słusznie zauważa Piotr
Łopuszański – nierozpisany
należycie, był mentorem Leśmiana. Twórca „Chimery” pisma
artystycznego, znawca twórczości Cypriana Kamila Norwida, mecenas,
mister kultury, członek licznych związków literackich . Długo
można wymieniać. Jest dobrym duchem całej książki. To on w
końcu decydował o układzie pierwszego tomu poezji autora „Nie
obiecuję ci prawie nic”.
Ten
ślad skłania, by o Przesmyckim dowiedzieć się więcej i więcej.
Praca
Piotra
Łopuszańskiego wciąga
i rozciąga naszą wiedzę o tereny wcześniej nieznane. Jednak
rozłożenie akceptów czasami drażni, innym razem powoduje, że
sami zaczynamy szukać, gmerać w otchłani Internetu. Ciekawość
została pobudzona, ale czy tak powinno być? Czy od autora, który
na Leśmianie „zjadł zęby” nie należałoby oczekiwać
więcej?! Pytanie pozostawiam otwarte. Bo mam wrażenie, że dla
wielu Bolesław Leśmian jest znany „tyle o ile”. Kilka wierszy
zapamiętanych ze szkoły. Kilka wspaniałych cytatów z „Łąki”, „W
malinowym
chruśniaku”. Ten
człowiek stworzył o wiele więcej. Był twórcą wszechstronnym,
który miotał się
w
życiu prywatnym, który nie potrafił się przepychać łakociami,
dlatego przez wiele lat dla wielu pozostawał prowincjonalnym
notariuszem.
Po
lekturze „Bywalca zieleni” warto sięgnąć po książki tego
samego biografa.
Bo o
Leśmianie
pisze od lat. Zdaje się, że wie o nim najwięcej, dlatego
zajrzyjcie do przypisów, tam padają dokładnie tytuły poprzednich
prac,
poświęconych życiu i twórczości „Bolka”.
Niesamowite
jest to, że wiele utworów Leśmiana zostało opublikowanych wiele
lat po jego śmierci. Niektóre niekompletne, inne z różniącą
się od siebie redakcją, ale pokazuje to
jak nadal mało wiemy o tym małym,
wielkim człowieku.
Mrówcza
praca Piotra Łopuszańskiego to przykład oddania, wręcz
zakochania się. Tylko, ze miłość bywa czasami ślepa. Poważam
i szanuję autora, ale nie mogę mu wybaczyć bałaganiarskiego
stylu w opisie, rozpisie, zapisie tej biografii.
Dlaczego
tak się stało? Wyjaśnień nie będzie… Oczekuję
więcej i więcej, bo o twórczości i życiu Leśmiana warto rozmawiać.