Jakże piękno-smutne bajanie


 Czarnolas. Jaga Słowińska. Korporacja Ha!art, Kraków, 2021. 80 stron


Małe rączki”. Andrés Barba. W nastroju, w klimacie. Podchody w stronę bajek dla dorosłych. Psychika dziecka rozłożona, położona, wyłożona. A jednak „Czarnolas” jest inny. To odmienne światy i zaświaty.

W „Małych rączakach” nie ma dorosłych. Są statystami. W prozie Jagi Słowińskiej – pełnoprawnymi uczestnikami zdarzeń, wydarzeń. I są zwierzęta. Zatem gdy szukamy analogi, to jest jedna, cudowna, chociaż zupełnie nieoczywista. Otóż „Czarnolas” leży na tej samej półce co „Mały Książę”, autorstwa Antoine'a de Saint-Exupéry'ego.

Bo Tu o Odczuwanie Biega. O „filozofię dramatu”. Rozłazi się To po Zwojach. „Filozofia dramatu jako opis sytuacji granicznych”

Gdy skończyłem liceum – zatem bardzo dawno temu – dostałem od przyjaciela książkę profesora Tischnera. Ksiądz Józef, przez wydaną w Paryżu opowieść, zmienił mój ogląd i pogląd na świat. Jego „Filozofia dramatu” to rewolucyjne dzieło dla nastolatka. To jedna z najważniejszych pozycji, którą zaliczył mój umysł.

I „Czarnolas”, i „Mały Książę” znajdują swoje umocowanie w tej podstawie, w tych objaśnieniach, wyjaśnieniach, rozjaśniaczach egzystencji. Oraz balansowania na granicy życia i świadomego umierania.

Czarnolas”, zaczyna się jak wczesne pisanie Olgi Tokarczuk. Jest jak w „Prawieku”, z „Domu dziennego, domu nocnego” zaczyn. Ale to tylko paproszek, ślad kurzu. Bo Jaga Słowińska jest indywidualistką. Oczytaną, odwołująca się, ale wybiera swój szlak. Własną drogę.

Wydana w Krakowie w ubiegłym roku książka, to wydarzenie! To zwycięstwo intelektu nad masowym ociemnieniem, zaciemnieniem. Tu nie ma literackiego zwodzenia. Jest natomiast uwodzenie. W cierpieniu, w rozłące, w miłości, w śmierci. W wyobrażeniu.

Dramat, jaki się tutaj rysuje, jest błądzeniem w „żywiole” prawdy” – jak pisał Jan Wadowski o książce Tischnera. A mnie to zdanie pasuje do „Czarnolasu”. Jak ulał. Jak Ula, Urszulka Jana Kochanowskiego.


Rzecz dzieje się tam, tu, gdziekolwiek. Na wsi na pewno. W lesie. On, Ona. Potem kolejny On. W następstwie Ono. I jeszcze raz On. Brat i siostra. Narzeczony. Synek – księciunio. Pies; jeden i drugi. A tle tłum gapiów. Żywych. Ale też na wpół ożywionych. Zatem: widziała, strzygi, chimery… Ale to nie delirium. To droga ku prawdzie, w gęstwinie zagubienia i rozproszenia.

Jaga Słowińska ilustruje książki. Tak się przedstawia. Ale to półprawda. Ona przede wszystkim ilustruje ludzką duszę. Poranioną, utrąconą, cierpiącą i piekącą. Daje jej możliwość KRZYKU. I wybiera się z nią w podróż międzyplanetarną. Między snem a jawą.


Pisanie o miłości, przywiązaniu, o śmierci i tęsknotach to trap wykorzystywany niemal codziennie. Każdy przedstawia swoja wersję. Interpretuje już wcześniej zinterpretowane. A w „Czarnolesie” jest jakże inaczej, jakże zaskakująco. Czyta To się w jeden wieczór, a optycznie obraz nie schodzi z oczu, osad matowieje i jest. Pokrywa się to wszystko patyną rozmysłu, pomysłu, wymysłu. Nie można obok takiego pisania przejść obojętnie. To byłoby wykroczenie, ułomne przekroczenie dobrego smaku. To byłby błąd. Nie chcę „żyć w grzechu” i dlatego siedzi we mnie „Czarnolas”. I Ona. I oni. I ono.

Uczciwość nakazuje wspomnieć, że dawno nie wpadłem w taki stan hipnotyczny. Chyba ostatni raz czułem podobny stan nieważkości, gdy Synowi czytałem Baśnie Barda Beedle’a. I gdy To wspominam, to mam jeszcze w sobie, na sobie także rdzę wschodniego bajania. Z morałem i bez morału. Ale z włączonym myśleniem.

Za dużo skojarzeń jak na jedną, krótką opowieść? Zachęcam was do lektury „Czarnolasu”. Wodzę fantazji poprowadzą same. Będą niczym winorośl na ścianie, pięły się i rozwijały. Wiły i kręciły, zakręcały.


W książce Jagi Słowińskiej mamy zjawiska fonetyczne. Jest wręcz wokalizacja. Nawet słowa jednoznaczne podlegają zmiękczeniu. Jest forma, która ujmuje, zajmuje. Dlatego nie ukrywam, że „Czarnolas” przeczytałem dwa razy.

Może obudził się we mnie „Książę”. A obok moje psy z przeszłości, powidoki lisów w lasach kaszubskich z dzieciństwa. Mój „wuj” miał na imię Teresa. Babcia, której jedynej ufałem, jako chłopiec i jako mężczyzna. Z Nią poszedłbym na skraj, na bagna, na wrzosowiska, by zapomnieć wszystko…

Pierwsze czytanie jest jak infekcja. Drugie już jak choroba. Rozbudza, pobudza wirusy wspomnień, napomnień. Zaszłych pragnień i zagubień. Jaga Słowińska odczarowuje sny. Na jawie dzieją się rzeczy niewyobrażalne. Zapisane gdzieś na starych fiszkach, jak zaklęcia, jak wróżby.

Oj. gdybym tak pisać potrafił…

Don Kichot z La Manchy ginie tutaj w natłoku dziecięcych fantazji. Cervantes bajał o miłości, o podległości wobec tęsknot. A Słowińska jest konkretna, kreatywna, a jej proza ściska i uciska za gardło.

Nie popłakałem się, ale mój duch się wzruszał. Moje jestestwo zostało naruszone, poruszone.

Moja Babcia mieszkała w lesie. Nie na skraju, nie – nieopodal, ale w lesie. Mojej krainie, w moim azylu. Dlatego „Czarnolas” traktuje jako opowieść dla mnie, trochę o mnie. I ze mną ta książka zostanie na bardzo długo.

Dorośli, podstarzali nie robią się sentymentalni z wyboru. Raczej z nabytego doświadczenia. I suma summarum doprowadza to do tego, że takie opowieści trafiają na podatny grunt. To osjaniczny wgląd w siebie.

Nie trzeba zapisywać, nadpisywać stron, by osiągnąć cel literacki. Autorka powinna znowu nas zaskoczyć, podzielić się tym jak i co jej w duszy gra.

Bo uroczy to zaśpiew. Pisarka użyła pięknych nut i instrumentów, by wydobyć z siebie – dla nas – tak cudowną, oniryczną opowieść.

Tęsknota dziecka za matką, za ojcem, za wujem zamienia się w tej narracji w coś co ma charakter wielowymiarowy. I nie tylko dlatego, że przechodzimy przez granicę życia i śmierci. Dzieje się COŚ większego. Transcendentalnego. W magii zawsze jest tajemnica. Ale ta ma posmak metaliczny. Coś co czujemy między nocą, a dniem. W tej jednej chwili, której nie omiatamy myślą, ani uczynkiem. Mikrosekunda trwania i niby udawania. Zawieszenie w próżni, która jest rzeczywista, a jednak senna.

Czytajcie „Czarnolas”. To jest lektura obowiązkowa dla duszy!


9/10


popularne