A gdyby tak narysować komiks?


 

Rzeszot, biografia romantyczna. Bartosz Sadulski. Książkowe Klimaty, Wrocław 2021. 232 strony

Hervé Le Tellier w 2013 otrzymał Nagrodę Czarnego Humoru za sfingowane tłumaczenie Płynnych opowieści Jaime Montestreli – portugalskiego autora, którego istnienie, dzieło i biografię wymyślił. Wydał też książkę Moi et François Mitterand, która jest zbiorem listów między postacią noszącą imię i nazwisko pisarza a prezydentem Republiki. Czyli wszystko zmysł, zamysł, wymysł. Wyobraźnia wyzwolona. Fantazja rozpuszczona i rozpasana. Hervé Le Tellier święci obecnie w Polsce triumf-Y, bo jego Anomalia (Filtry, Warszawa 2021) została okrzyknięta arcydziełem. Ja w chórze wielbicieli nie jestem, ale o francuskim pisarzu nadmieniam, bo cudze chwalicie, a swojego nie znacie.

Bartosz Sadulski w Rzeszocie* też zmyśla, rozmyśla. W zdarzeniach prawdziwych umieszcza ludzi z utopii, z przewidzeń. Wspaniały esprit. Duch polski. Gnuśny, narcystyczny, z fantazją narodowego cwaniaczka.

Małgorzata Rejmer ma rację; „czegoś takiego jeszcze nie czytaliście”. W blubrze potwierdza, to co i ja czuję, po przeczytaniu tej książki. Wyjątkowość, intelektualny rechot. Aż cieknie po mnie melasa zachwytu. Tak, Rzeszot jest jedyny w swoim rodzaju.

Tuż po otwarciu książki, uśmiecha się do nasPan Podedworny. Fotos, to krzyżówka wizerunku Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego i Cypriana Kamila Norwida. A tak na serio, to zdjęcie „nieznanego mężczyzny” autorstwa Otto Schmidta, które spoczywa w wiedeńskim muzeum. Ale gość jest tak urzekający, że czytając wracamy do początku i gapimy się jak ciele w obraz. Ożywiamy Podedwornego. Bo jego zmyślona historia staje się nagle… prawdziwa. Kpina z polaczka? Historyczny majstersztyk? Odpowiedzi nieważne. Istotne jest to, że książkę czyta się gorliwie i z sympatią.

Rzeszot, to książka napisana doskonałą polszczyzną. Historia, która stanowi oś fabuły czasami drażni. Bo pomieszanie z poplątaniem gubi czytelnika. Nakazuje sprawdzać wiedzę powszechną. Co było rzeczywiście, a co jest pisarską fantazją?

Sam popełniłem kardynalny błąd. Otóż; czytałem Rzeszot na zmianę z biografią Bolesława Leśmiana (Iskry, Warszawa 2021). Pełen galimatias. W nocnym napadach, nachodzili mnie zarówno Słowacki z Mickiewiczem, jak i Chopin z Leśmianem. A Norwid ze mnie kpił i mówił o rychłej śmierci. Swojej.

Bartosz Sadulski wymyślił karierowicza, co się zwał Pan Podedworny. Musiałem sprawdzić, poszukać. No gościa jak nie ma, tak nie było. Wujek Google wprawdzie wskazał mi chłopskiego polityka, trenera piłki nożnej, jakieś ślusarza i stolarza o tym samym nazwisku. Ale żaden nie przeżył przygód opisanych w Rzeszocie.

Wymyślanie książki w książce to zabawa znana od lat. Ale tutaj nie mamy nowego „Cienia wiatru” lub „Nocnego pociągu do Lizbony”. Żadnej trywialności. Historyczna groteska? Tak bym tego nie ujął. To coś nieopisanego, nienazwanego. Ale niewątpliwe powieść jest pełna kpiny, szyderstwa i swoistego nonsensu.

Pan Podedworny to trochę Nikodem Dyzma, trochę Pan Ogrodnik z „Wystarczy być” Jerzego Kosińskiego, tylko, że (niby) wykształcony, oblatany w świecie, znawca literatury, walczący za wolność naszą i waszą. I do tego polityczny wagabunda.

Mgnienia, w których pojawia się bohater mają swój pejzaż, swoje tło. Sporo jest nazwisk historycznie rzeczywistych; zdarzeń, które na pewno się zadziały. Tylko Podedwornego tam nie było, a jednak był… Skomplikowane? Tylko z pozoru. Bo mamy faceta, który żyje gdzieś w latach 1800 któregoś do któregoś tam.. i walczy, i biega, zabiega, ubiega. Jest tłumaczem, politykiem, żołnierzem, panem pól i dóbr wszelakich. Jest biedny jak mysz kościelna, ale to tylko domysły, pomówienia, złych ludzi oskarżenia.

Zabiegi, którym Bartosz Sadulski poddaje swojego bohatera to wirtuozeria formy. Formy do nieznanej i nierozpoznanej. Bo do tej pory nikt tak nie pisał, nie bawił się słowem, fantazją i historią.

Twarz Franciszka Józefa wyrażała nieskończone zdziwienie.” To zdanie już niemal z finału książki, ale uprzedzam, podczas czytania nie będziecie mieli i wy innych twarzy. Mim nie powstydziłby się waszej mimiki. Bo łamańce, kuksańce, grymasy – towarzyszą temu czytaniu bez ustanku.

Bartosz Sadulski pisze niezbornie. Ale tylko z pozoru. Bo niby skacze po faktach, po ludziach, wydarzeniach, to ma to swoją chronologię; swój rytm. To niewątpliwie wina Pana Podedwornego, który „lata po Europie”. To z Łukaszewiczem, to ze Słowackim, a innym razem Mickiewiczowi relacjonuje jak było na pogrzebie Napoleona. A i gdy Chopin umierał to nasz bohater był gdzieś w pobliżu, gdzież za rogiem. A zawsze miał przy sobie pamięć o jego czułej przyjaźni z Dickensem. Urocze, prawda? Jazda bez trzymanki. Ale dla wytrwałych. Bo tak jak książka wciąga, tak też momentami nudzi. Wszystkiego jest za dużo. Za wiele. Ogrom ludzi, zdarzeń, miejsc. Pisarz dobrze się bawi, to niewątpliwe, ale czytelnik krzyczy: basta! Mija trzydzieści minut i znowu czytelnik (ja) z nosem w książce, by Pana Podedwornego śledzić, śmiać się z niego.

Tak, śmiech jest dobrym doradcą dla tej lektury. Bo niefrasobliwość, głupota, cwaniactwo i mitomaństwo TO przecież nie tylko cechy głównego bohatera powieści. To cechy narodowe. Nasze, polskie. Jedyne, wspaniałe.

Pan Podedworny jest misjonarzem zidiocenia. A z drugiej strony jest piewcą romantycznej duszy, która w nim, i w nas, drzemie. Marzycielem o bogactwie, o odkryciu w skałach czarnej, tryskającej masy.

Historia pokazana w Rzeszocie, jest mydłem-powidłem, ale świadomym, by łatwiej było obśmiać Pana P. Z drugiej strony – co nie stoi wcale w sprzeczności z poprzednim zdaniem – historia tu ukazana jest utkana z literacką dyscypliną. Bo autor nie gubi się wcale, pogubiony, zagubiony i rozmieniony na drobne jest Podedworny. Taki właśnie jest Polak. Wtedy, wczoraj i dziś. Taki z kpiarskiego żurnala. „Patriotyzm” jak najbardziej pisany w cudzysłowie. „Empatia”, naturalnie podszyta cynizmem.

Dzisiaj, łażąc po Wrocławiu, widziałem mężczyznę podobnego do tego gościa ze zdjęcia; Podedwornego. I gapię się, i wiercę w tym gościu sztylety, a on się do mnie uśmiecha, on mnie zaprasza, on się naprasza. Uciekam, a potem żałuję. Ale wpadam – wpadłem na pomysł. Rzeszot mógłby być genialnym komiksem. To jest materiał na świetną, graficzną historię.

Instytut Pamięci Narodowej współfinansuje nie tylko badania nad prawdą, zatem dlaczego nie miałby zapłacić za komiks z Podedwornym? Jestem orędownikiem takiego przedsięwzięcia. O, tak!

Rzeszot to elegancko i finezyjnie podana historia. Świetnie, że ludzie wpadają na takie pomysły i mają siły na ich realizacje. Genialnie, że są Wydawcy, którzy dają papier i honorarium na publikowanie historycznych fantasmagorii. Pytanie tylko: czy lud to zauważy, czy lud to kupi?

Zawsze można wrócić do mojego pomysłu z komiksem.

Podedworny miał hopla na punkcie ropy, ja na punkcie obrazków z panem P.


8/10


* Mówi mianowicie, że chłopi na takie miejsce, gdzie szyb obok szybu dziurawi ziemię jak sito, że nawet szpilki by się nie wbiło między otwory, wykopane dwa, trzy metry obok siebie, mówią "rzeszot".


popularne