Rezonujący kontekst


 

Historia zapisana na drzwiach i dwie inne opowieści. Christine Lavant. Przełożyła Małgorzata Łukaszewicz. Wydawnictwo Ossolineum, Wrocław 2021. Posłowie: Piotr Paziński. Seria: Z Kraju i ze Świata. 120 stron


Lavantgmina w Austrii, w kraju związkowym Tyrol, w powiecie Lienz.

Christine Lavant – właściwie Christine Habernig, z domu Thonhauser (4 lipca 1915 w Groß-Edling, - 7 lipca 1973 w Wolfsbergu). Zodiakalny rak.

Poetka, pisarka, kobieta z nizin społecznych, depresyjna, porzucona, zdobywana, zapomniana, odkrywana, mocna, słaba, pacjentka internistów i psychiatrów…

________________________________________________________________________

Stary śnie, gdzieś podział swoich synów?

Młodych, silnych synów ci potrzeba,

takich chłopów, co więcej potrafią

niż wejść tylko i lampę zagasić.


Jeden niech przy lęku moim legnie,

drugi niech klęknie na mej tęsknocie,

mocne pięści niechaj mają obaj,

by sąsiadów żaden krzyk nie doszedł.


A cóż chcesz mi w oczy sypnąć? Piasek?

Śmiechu warte! — ja całą pustynię

oddać mogę ci chętnie dla oczu,

którym taka ilość już wystarczy.


Moje oczy — wiesz? — dwa ognia słupy,

kiedyś od nich niebo zapłonie!

Tylko przedtem wyspać bym się chciała.

Stary, stary, czy ty nie masz synów?

(Stary śnie, gdzieś podział swoich, Christine Lavant. Przełożyła Maria Kurecka)

___________________________________________________________________________

Można dowodzić, że sam talent wystarczy. Ale to obłudne i kłamliwe stwierdzenie.

Christine Lavant, wiecznie chora i zgnębiona wyszła do światła, bo miała szczęście w nieszczęściu. We właściwym momencie pojawili się obok niej ludzie, którym zaufała, bo dali jej COŚ, czego wcześniej nie zaznała; zrozumienie, dotyk, czułość, rozmowę. Opiekę. Bliskość. Troskliwość.

Jakby to, po seksistowsku, nie zabrzmiało, ale spotkała właściwych mężczyzn. Lekarza, malarzy, partnerów, poetów i prozaików.

A świat powinien pokłonić się Thomasowi Bernhardowi. To ten, ekscentryczny, wspaniały pisarz był piewcą talentu Lavant. A jego słowa, działania – to wystarczająca rekomendacja. Resztą – interpretacją dzieł pisarki – musimy zająć się samodzielnie.

Nagradzana głównie za poezję, której reedycję trzeba postulować, Lavant ma swoich fanów, wśród czytelników krótkich nowel. Bolesnych, lustrzanych zapisów choroby. Depresji, ale także innych przewlekłych przekleństw.

Paradoks, a może przeznaczenie sprawiło, że „Zapiski z domu wariatów” Lavant czytałem… w domu wariatów. W Poznaniu. Ok, mogę być delikatniejszy. Odział psychiatryczny, afektywny męski. Depresja, dusza na łopatkach. Dość szczegółów. To nie tekst o mnie.

Jednak chichot we mnie pozostał. Bo kto, do diabła, przyniósł do psychiatryka „Zapiski”. Pytałem wśród personelu. Chcieli mi zabrać książkę. Zatem… szatańskie to manewry. A poważnie.

Bez lektury „Zapisków” nie ma sensu czytać „Historii zapisanych na drzwiach…”. To znaczy można zacząć od drugiej książki, ale te skąpe nowele są naczyniami połączonymi. Symbioza faktów, czucia. Zarys, nie tylko życia, ale przede wszystkim traum, które dręczyły pisarkę od zawsze.

Nie będę streszczał życiorysu i wgłębiał w psychoterapeutyczne treści jej utworów. Wystarczająco dobrze zrobili to Piotr Paziński i Adam Lipszyc w Posłowiach do książek wydanych przez Ossolineum. Panowie, nie tyle zgrabnie, co dosadnie piszą o aspektach drogi życiowej Christine Lavant, która rezonuje w jej twórczości.

Ale są słowa klucze, które ciążą na tym pisarstwie i na odbiorze twórczości austriackiej pisarki. To „wstyd albo lęk”. Wszystkie trzy mają znaczenie. Także spójnik „albo”. To niby pytanie, to niby odpowiedź, to jednak przede wszystkim wykładnia. To wręcz eksplikacja.

Unica Zürn w swoich „Trąbach jerychońskich” (Wydawnictwo Drzazgi, 2021) też wszystko stawia na tym rusztowaniu. Wstyd ALBO lęk determinują działanie, ale też je uniemożliwia. Zaklęty krąg.

Historia zapisana na drzwiach i dwie inne opowieści” to nie tyle surrealistyczny wgląd w siebie, to wspominkowe, ociekające bólem i natręctwem zapisy umęczonej duszy.

Tekst „Chłopak” (trzeci w tym zestawie) jest jednym z najlepszych, które przeczytałem kiedykolwiek. To wiązka bajania i refleksji nad ludzką kondycją. Są wyobrażenia, napomnienia, ekscentryczne i oniryczne refleksy. Odbicie tego co w duszy gra, co w tej psyche swędzi.

Historia zapisana na drzwiach” i „Dziecko” mają wręcz charakter monograficzny. W sennej narracji odnajdziemy odwołania do faktów z życia pisarki. Są to kreskówki dla dorosłych, których narratorem jest „maleństwo”. Wstydzące się, zlęknione. Fantazja, która prowadzi do ułudy lub rozpaczy. Bajda dziecka cierpiącego, samotnego. Zlęknionego.

W trakcie czytania dopadła mnie myśl natrętna. Że nie tylko Unica Zürn, której pisarstwo odkryłem niedawno, ale także Virgilio Piñera (szerzej w Polsce nieznany) odnajduje się w podobnej przestrzeni. W zbiorze „Zimne opowiadania” (Universitas, Kraków 2014) są teksty, które wyzwalają ducha osobliwego. Pogranicze realności i snu. Virgilio Piñera nie był pensjonariuszem szpitali na nerwowo chorych (z tego co wiem), ale potrafił pisać tak, że prawdziwe zdarzenia zamieniał w teatr… Jerzego Grotowskiego. Wieczne laboratorium formy. Awangarda niedopowiedzeń. Rozpusta fantazji i skrótów stylistycznych. „Bunt przeciw klasycyzmowi, realizmowi, empiryzmowi, racjonalizmowi, utylitaryzmowi i konwencjom w sztuce.

W odbiorze sztuki przez „zwykłego zjadacza chleba”.


Christine Lavant pisała – powiedzą niektórzy – jakby była wciąż i wciąż na haju. Czy to farmakologicznym, czy psychicznym. Można to pisanie odrzucić. Uznać za niezrozumiałe. Nie pociągające, wciągające. Ale – na litość boską – ważny jest kontekst. Czytelnik rozumny musi go znać, rozpoznać, nazwać. Bez tego lektura jej noweli jest próżnym działaniem. Czytaniem dla zabicia czasu, dla przymknięcia powiek.

Tak jest i powinno być zawsze. Bo jak czytać bez kontekstu takich autorów np. jak: Guillaume Apollinaire, Tristan Tzara czy Ludvík Kundera? A zwłaszcza Louis-Ferdinand Céline.

Bo nie tylko surrealizm może być manifestem, może być i jest szkołą, nurtem, ale nikt nigdy nie ucieknie od egzystencjalizmu. A ten ma oblicza wszelakie. Każdy człowiek; inna droga; inny cel; inny kontekst.

W tym pisaniu – przekładając to na prostotę działań Jerzego Grotowskiego – nie ma podziału na scenę i widownię. Jest współistnienie. Współegzystując twórca i odbiorca uczestniczą momentami w działaniach onirycznych, by szybko przejść do tramy realności. Wymieszanie, pomieszanie. Ale należy szukać zrozumienia i odwołań, odnośników. Dlaczego, po co, gdzie, kiedy, jak?! Wejść za kulisy. Rozpytać garderobianego, suflera, całą ekipę.

W obecnych czasach zdobywanie wiedzy jest jak obieranie cebuli. Łatwe, ale trzeba włożyć minimalny wysiłek i ponosić konsekwencje uczenia. Są łzy, ale i radość.

Nie da się, nie można czytać prozy, ale i poezji Christine Lavant bez przygotowania? Wszystko można, ale po co?

Autorka „Zapisków”, gdy zaczynała je spisywać „miała za sobą 30 lat życia naznaczonego cierpieniami. Przyszła na świat w odciętej od świata dolinie jako dziewiąte dziecko w rodzinie górniczej”.

Jakub Zgierski na łamach „Dwutygodnika” pisał trafnie:

«Siła Lavant płynie stąd, że jest gotowa w swoim pisaniu „ponieść wszystkie konsekwencje aż do końca”. To oznacza nie tylko odwagę spojrzenia w nagie twarze szalonych biedaczek, opuszczonych przez XIX-wiecznego Boga Ojca, ale także gotowość skonfrontowania się z nim samym, kiedy „przechadza się lasem i pozwala się opiewać w domu wariatów”. Lavant nie boi się ostatecznie „zdać na ducha”, choć jest to dla niej duch wrogi. „Będziesz musiał na mnie popatrzeć” – pisze. „Zobaczyć taką, jaka tu jestem, w pasiastym zakładowym uniformie do kostek”. »

Te słowa mają jeszcze dodatkowy wydźwięk – a wszystko w oparciu o kontekst – że, gdy napłynęła euforia po napisaniu przez Olgę Hund – „Psów rasy drobnej” (Korporacja Ha!art, 2018), to powinna przyjść refleksja. Od początku byłem nastawiony negatywnie do „Psów”, ale dzisiaj patrzę inaczej. Bo każda LITERACKA SYTUACJA MA SWÓJ CZAS, moment i właśnie – co?! - kontekst. W zderzeniu z pisarstwem Lavant, Olga Hund też na swoje racje, swoje obiekcje, swoje przesłanie.

Teraz po przeczytaniu „Historii zapisanych na drzwiach” dociera TO do mnie i dlatego, niemal jednocześnie, przeczytałem „Psy”. Po czterech latach doszedłem do siebie właściwego, bardziej – mocniej rozumnego, rozumiejącego.

Żeby „TO” pojąć wcale nie jest potrzebna szpitalna autopsja. Należy odrzucić narcyzm i zdobyć się na empatię. Choćby literacką, czytelniczą.


9/10

popularne