Włoski sen


Po Rzymie, szkice włoskie - Piotr Kępiński, 210 stron; Seria 15. (Wydawnictwo FORMA, Szczecin, Bezrzecze 2019).

"Bo sen we Włoszech jest równie ważny jak Madonna." - to cytat z książki Piotra Kępińskiego, i to te słowa posłużyły mi do zbudowania tytułu tego tekstu. A tak naprawdę ten tytuł powinien brzmieć: "Włoski sen, polski koszmar".
Bo w czasach, gdy potężna "Agora" wydaje szmirę zatytułowaną "Kolejne 365 dni" Blanki Lipińskiej; gdy zacna oficyna "Czarne" ma w ofercie "Nadwiślańskie serca" czy nomen omen "Pewnej nocy we Włoszech", a "Czerwone i Czarne" szczyci się serią poradników Lwa Starowicza i biografią Maleńczuka, gdzie na okładce stoi "ćpałem, chlałem i przetrwałem", to w tych czasach wychodzi w niewielkim wydawnictwie "Forma" książka niemal wybitna.
"Po Rzymie, szkice włoskie", jeśli nie zostanie zauważona szerzej, przynajmniej w kilku literackich konkursach, to znaczy, że - jak mówiła ostatnio (u mnie) Dobromiła Jankowska - "w Polsce jest za dużo słabej literatury". A ja dopowiadam: a ta dobra jest niezauważana.

Ale po kolei.
Szkice włoskie, to jak kto woli - eseje, felietony Piotra Kępińskiego spisane w latach 2016 - 2018. Część z nich znalazła już swojego czytelnika, bo były drukowane w Rzepie i Wyborczej. Ale jak stoi w stopce - większość, to nowości. I to nowości znakomite.
Dawno nie czytałem książki o mieście, kulturze, ludziach, filmie, gospodarce, polityce w takim ujęciu. Nie biega mi li tylko o erudycje autora. Ale widza (bo na To Się Patrzy) ujmuje przede wszystkim styl bacznego, srogiego obserwatora codzienności w Rzymie.
Wieczne miasto - nie to z letniej widokówki, ani to z przewodników, także nie to z telewizyjnych programów geopolitycznych. Wieczne miasto Kępińskiego jest z krwi, kości i śmieci. Zbudowane z wulgarności, z poezji, prozy przedmieść.

Byłem niby w Watykanie, niby w Rzymie. Bo cel nie zawsze był skonkretyzowany, zaledwie cztery razy. Dwa ostatnie - zabrały mi więcej czasu. Spałem w klasztorze przez czternaście dni, potem w dobrym hotelu przez dwanaście dób. Łaziłem, zwiedzałem, jadłem, piłem, a nawet tańczyłem i udawałem mima. Zdarzało się, że się modliłem. Jeździłem metrem, skuterem, autobusami, taksówkami, pociągami. Napisałem pięć reportaży z Rzymu, a może z Watykanu. Nie ma czego wspominać, bo przy tekstach Kępińskiego - który na stałe zamieszkał w Rzymie - moja dłubanina to zwykła pańszczyźniana robota.

W tych esejach najmocniej urzeka mnie życie codzienne przeplecione z odniesieniami do kultury, zwłaszcza tej celuloidowej. Takie filmy jak "Przerwane pocałunki", "Złodzieje rowerów", "Sacro GRA" to nie tylko rzymska klasyka gatunku, to oddech tego - opisywanego miasta. A to jak na to patrzy autor "Po Rzymie", pozwala i czytelnikowi inaczej interpretować te obrazy, własne wspomnienia, wyobrażenia. Wszystko (niemal) dzieje się od nowa, jak w odpustowej zabawce - lunecie.
Zresztą w mojej opinii Kępiński po trosze przypomina bohatera "Złodziei rowerów". I nie trzeba zbytnio zgłębiać biogramu autora, by postawić taką tezę. Wystarczy przeczytać tę książkę. A to trzeba zrobić bezwzględnie.

Z Piotrem Kępińskim w tym samym czasie pracowałem w "Dzienniku". On szefował "Kulturze", ja "Warszawie", potem "Magazynowi". Poza "cześć" na redakcyjnych korytarzach, nic nas nie łączyło. Teraz tego żałuję. Żałuję dlatego, bo czytając - słucha się tego autora jasno i wyraźnie. Dokładnie słychać dźwięk jego słów. Jest nad wyraz przekonywający. Może dlatego, że Kępiński jest poetą, a (ja) poetów staram się pojmować, zrozumieć.  
Ale czy decydując się zamieszkać we Włoszech, o takim Rzymie śnił? Bo jak sam pisze: "Kiedy sen się kończy , Włosi budzą się w kraju przesiąkniętym hipokryzją, cynizmem i egoizmem". 
Ale Kępiński Włochem nie jest, zatem niech sen trwa. Nawet jeśli czasami przeplata go koszmar. 

W tym (własnym) zadęciu muszę napisać, to co mnie boli. Otóż umieszczenie tej książki w Serii Piętnastka, uważam za nieporozumienie. Chodzi mi o format wydawniczy. Czyta to się źle i karkołomnie. Taką literaturę trzeba i należy wydawać inaczej. Dostojniej. Z całym szacunkiem dla "Formy", także wybór zdjęcia na okładkę jest przestrzelony. Rozumiem przeinaczenie, paralele, nieodpowiedzenie, czy wręcz przerysowanie, ale to niczego nie tłumaczy. To powinno być wydane lepiej. To pisanie na to zasługuje.
Dlatego zamiast dychy, nota... (i dlatego pisząc ten tekst słuchałem presto <<o freunde, nicht diese tone!<< Beethovena)
Nota: 9/10


popularne