Portrety


Odgłosy rosnących bananów - Ece Temelkuran, 400 stron. Przełożyła: Anna Mizrahi. Seria: Tureckie Klimaty. (Książkowe Klimaty, Wrocław 2016)

Po przeczytaniu, w czerwcu ubiegłego roku, bardzo dobrego książkowego reportażu "MERHABA..." Witolda Szabłowskiego, zapragnąłem "Turcji w swoim czytelniczym życiu". Z prośbą o pomoc zwróciłem się do wydawnictwa Książkowe Klimaty. I tak trafiły do mnie dwie książki: "Stambuł, Stambuł" mistrzowsko spisany przez Burhana Sonmeza i (właśnie) "Odgłosy rosnących bananów".
Rok 2018 przeorał moje życie wzdłuż i wszerz, o czym - pozwólcie - że nie będę się rozpisywał, ale miało to wpływ na terminy wyborów literackich.
"Stambuł" przeczytałem  poznańskim szpitalu dopiero na przełomie listopada i grudnia. A na "Banany" wzrósł mi apetyt... przed tygodniem (sic!). I napiszę śmiało, że tak gorzkich, a zarówno wyśmienitych i wytrawnych w smaku bananów nie spożywałem do tej pory.

Wspominałem o Turcji, bo Ece Temelkuran pochodzi z Izmiru, ale jej pisanie jest na wskroś geopolityczne, a centrum nurtu tej opowieści jest (głównie) Bejrut. Miasto, które "przyłożyło ucho do własnego serca", śledzone od wewnątrz, zewnątrz, ale także oniryczne odkrywane przez pewnego stróża, taksówkarza i innych zwykłych-niezwykłych.
Siedlisko widziane przez dzieci, karaluchy, kobiety smutne i roztargnione, mężczyzn złych i mniej skomplikowanych. A dalej świat dzieje się przecież wszędzie, a więc w Oxfordzie, a czasami w Paryżu, a dlaczego też nie w Petersburgu. Poza tym lotniska dzisiaj są nawet w szczerych polach Europy czy Azji.

Siłą tej opowieści, poszatkowanej na fotograficzne slajdy, jest socjologiczna wirtuozeria pisarki. Portrety jej bohaterów, czasami kreślone styropianem po szkle, innym razem delikatnym pędzlem, są tak wyraźne, tak prawdziwe, że aż dziw bierze, że tekst nie jest wzbogacony ilustracjami.

Charakterystyka ludzkich zachowań i cech zewnętrznych to zadanie, z którym w zadawanych wypracowaniach spotyka się każdy licealista. I radzi sobie różnie, bo nasi belfrzy odsyłają dziwacznie, często niecelnie. Sam zawsze mam i miałem słabość do pisania Bolesława Prusa, mistrza portretów. Teraz - po tylu latach - natrafiłem na podobną (ale w jakże innym stylu) umiejętność pisania o ludziach. O ich emocjach, które widać nie tylko na twarzy, w spoconych dłoniach, nerwowej gestykulacji. Ich życie nie jest wydumane, nie jest sztuczne - jest wyraźne i pobudzające do... zamknięcia oczu. Bo gdy Ece Temelkuran opisuje, to jakby czytelnika prowadziła za rękę, a tą ręką pozwalała dotykać ciał swoich bohaterów. 

W nocie biograficznej stoi, że Ece Temelkuran mieszkała tu i ówdzie, czyli poza Turcją jest Liban, Tunezja. Pewnikiem jest, że nowe miejsca pozwalały pisarce na zdobywanie doświadczenia w sztuce obserwacji. Bo nie tylko ludzie, ale i miejsca oddychają w tej prozie.
Powieści - jak wspomniałem - poszatkowanej niczym u Tarantino, ale zarówno u filmowca, jak i pisarki nie ma zagubienia narratora. Jest natomiast zagmatwanie ludzkich losów i jasny wyraźny głos krytykujący polityków, lobbystów i liderów think tanków.
Ale nie ma mowy o sztucznym manifeście antyglobalistki. Pisarka stawia na indywidualizm, na życie jednostek.
Są splecione losy Filipiny, Deniz, Zeynab i innych (ci Inni są równie ważni dla całości).  I tak: niektórzy mogliby się skupić jedynie na sztuce epistolarnej miłosnych listów; inni na wątku obrazów wojny, a pozostałych mógłby uwieść karaluch decydujący o "losach świata". Ale ta powieść to nie jest zwykła szatkownica czy durszlak z dużymi dziurami, gdzie każdy polubi "jakiś tam" fragment. Tu całość czyta się wybornie - i dlatego zgadzam się ze słowami Jarosława Czechowicza - który w blubrze podkreśla, że "to niezwykła książka, w której poetyckie metafory łączą się z błyskotliwą ironią i bolesnym naturalizmem."
Bo "jeśli mamy zmieniać ten świat, od czegoś trzeba zacząć". 
Nota:8,5/10


popularne