Rozgadani milczeniem


Kronika widzeń złudnych - Jakub Winiarski. E-book (Graph-Sign, Warszawa 2019) Wydanie papierowe - (Zielona Sowa, Warszawa 2004) 

Babcia Teresa wyznawała zasadę, że zaproszonych gości nie obgaduje się po ich wyjściu. Karciła wszystkich, i dużych, i małych. Wystarczył jej wzrok. Kiedyś zasada Babci przydała mi się pracy. Otóż pewnego dnia do redakcji w Poznaniu zawitał biskup - na moje zaproszenie. Była rozmowa, kawa, kremówki. Następnego dnia wyjechałem do Monachium, a w gazecie kierowanej przeze mnie, ukazał się nieprzychylny biskupowi tekst. Byłem wściekły. Nie o tekst (był bardzo dobry), ale o termin. Tak się nie robi, tak nie wypada. Konwenanse? Nie! Przyzwoitość.

A cały ten wstęp służy mi po to, by się usprawiedliwić. Bo kilka dni temu gościem "Siódemki 7. Holdena" był Jakub Winiarski, a dzisiaj piszę tekst o jego książce. Czy to/tak wypada? Myślę, że zasada babci Teresy nie obejmuje literatury. Mam - przynajmniej - taką nadzieję, że pisarz mi wybaczy. I ukochana Babcia też.

Nie znam na tyle twórczości Winiarskiego, by stawiać oświecone tezy. Ale nie ukrywam, że przy poprzedniej jego powieści poległem. Nie przebrnąłem do końca. "Loquela", bo o niej wspominam, jest jednak podobna do "Kroniki widzeń złudnych". Te same rejestry, podobna konstrukcja. Więcej nie mam prawa napisać, bo przeczytałem zaledwie sto stron. (Skończę, gdy uznam, że przyszedł czas właściwy - dla mnie i dla książki, dla nas...)
"Kronikę" przeczytałem w całości, ale trwało to ponad grubo miesiąc. Nie jest to jakaś ułomność powieści, tylko mój sposób na niektóre książki. Przykładowo biografię Józefa Czapskiego czytałem niemal przez trzy miesiące, a potem uznałem ją - w zestawieniach internetowych - za jedną z najlepszych książek tego roku.

"Chichot i gra ból na lepie mucha.
Duś duś ojczyzna synek duś duś.
Wszędzie sieć pająk ciemność siwucha.
To będzie co będzie i ty mnie nie kuś. 

- O rany! Nie można prościej - jęknąłem i aż uniosłem się na fotelu z wrażenia, wystraszony, ale i
pewien, że to już wreszcie koniec."

To cytat - nie pierwszy dzisiaj - z "Kroniki widzeń złudnych". Ale stosuję go dlatego, że retorycznie pytam Autora: - Czy nie można było prościej napisać tej książki?
I niby na retoryczne pytania się nie odpowiada, to ja jednak spróbuję: - Tak, wiem. Teraz już wiem, że nie można było prościej, szybciej i łatwiej.
A odpowiedź znajduję we wspomnianym kwestionariuszu literackim. Bo, gdy pytam pisarza, o jego "święte księgi", ten wije się jak piskorz, by wreszcie zdradzić swój ból istnienia. A nazywa się on Gombrowicz, Proust i Czechow. Tego ostatniego zostawmy dzisiaj w spokoju. Ale dwóch pozostałych pysznych panów, uszczypnijmy w nos. No co się dziwicie, Drodzy Literaci? Tak! Pisanie Winiarskiego, to hołd złożony Wam.
Proust, chorowity egocentryk przekonuje mnie bardziej, gdy pisze o nim - wspomniany - Józef Czapski. Bo naprawdę nie jestem zwolennikiem dłużyzn i "przeciągnięć" Francuza.
Co do Gombrowicza sprawa ma się inaczej, bo uważam go za filozofa - kpiarza, któremu 80 proc. polskich pisarzy nie godnych czyścić trzewików. (Zresztą jestem ciekawy, gdyby doszło do sytuacji, że Bruno Schulz i Witold Gombrowicz wylądowali na bezludnej wyspie lub w pustej piwiarni, to który pierwszy by drugiego zanudził opisami wyspy lub knajpy?!)

A zatem! Winiarski jest przegadany, zbyt rozbudowany. Ale bardzo, intelektualnie zabawny i dający po garach, gdy czytelnik samego siebie namawia do myślenia, a nie tylko śledzenia linijki po linijce.

Jest on. Jest ona. Luiza ma zdolności ezoteryczne. Norbert ma zdolności samcze. I - czytając powieść - dopadało mnie marzenie, by facet się zamknął, a kobieta mówiła, mówiła. Niemal wciąż. By jej wizje wygrywały z gadulstwem Norberta. Ale pisarz uznał inaczej. Jak Proust to Proust (sic!). Ale wtedy wkracza na scenę Gombrowicz (w wizji Luizy) i ratuje sytuacje:

"Ja jestem Witold Gombrowicz. Ja we wtorek! Ja w poniedziałek! Ja jestem Witold Gombrowicz! Gęba! Pupa. Synczyzna! Ja"

Kolejny cytat powyżej, a teraz opowiem Wam, co mnie podkusiło, by - podczas czytania - jak maratończyk - sięgnąć po króciutką, ale istotną w przekazie książkę o. Aselma Gruna OSB - "Potrzeba milczenia".
Otóż kiedyś zamknąłem się - nie pierwszy i nie ostatni raz zapewne - w klasztorze u Benedyktynów i zabrałem ze sobą takie książki jak "Lolitę" Nabokova, "Moje życie" Trockiego i "Dzienniki" Kisielewskiego. Ostatniej nawet nie tknąłem. Ale dwie, pozostałe cechuje nadmierny, wręcz prymitywny egocentryzm. Tak też jest z pisarstwem Winiarskiego w "Kronice". W pewnym momencie jest granica, która niestety jest przekraczana wielokrotnie. Ja! Ja! JA! A my? Wiem, że piszę o zupełnie różnych książkach. Ale wiem jedno - wszystkie są przegadane.
Potrzeba im albo ponownego przekładu lub redaktora!

Bawią mnie (naprawdę!) seanse Luizy Winiarskiego (podobnie jak "W ogrodzie Luizy" Andrzeja Bursy). Ale nie ukrywam, że znakomicie uwiodła mnie ta scena, gdy pojawia się Wojciech Pendzel.
Mam nadzieję, że nikt nie poczuję się urażony, ale to jakbym miał przed oczami "obecne spory" w Internecie między Winiarskim a Wojciechem Wierciochem.
Ale spokojnie, to tylko sen, to tylko seans. Czytelnicza wizja.
Niby to przewodnik Norberta, jego dziennik, jego świat, ale najmocniej w tej książce czuć pisarza. I nie wiem czy to dobrze.
Nota: 7/10

Wy także możecie przeczytać książki (za darmo) Jakuba Winiarskiego. Zachęcam i odsyłam: 
https://www.facebook.com/groups/2625589684178880/?ref=share





Ilustracja: Kolaż w wykorzystaniem moich zdjęć i okładki z papierowego wydania książki.




popularne