W poszukiwaniu parkingu 


 

Ameryczka. Piotr Marecki. Wydawnictwo Ha!Art, Kraków, 2024.

6,5/10


Naturalizm naturalizmem, a literatura literaturą. Wszystko się tu rozjeżdża...

Ameryczki” nie czytałem, wtedy gdy do mnie trafiła, „tu i teraz, że i natychmiast”. Nie czytałem, bo bałem się podziału świata na republikanów i demokratów. Bałem się geopolitycznej jatki! Awanturę mamy dzisiaj, a ja amerykańską przypowieść przeżyłem jak podróż za jeden uśmiech.

Nigdy nie byłem w Sanach Zjednoczonych i pewnie nie będę, a że nie mam prawa jazdy, to już w ogóle nie powtórzę tak wyjątkowej „czystej nowomowy Piotra Mareckiego”.


Teraz jest znowu (niestety), ale jego nazwisko pada w książce na pewno rzadziej niż parkowanie, tankowanie, jedzenie, coca-cola czy zaćmienie słońca i to jest największy atut tej fabuły. To jest książka przygodowa, takiej trzeba mi było.

Poznać znajomych autora, rozpoznać kicz moteli i gigantycznych plastikowych figurek (vide: okładka).
Trzeba mi było lajtowej opowieści o Ameryce. Filmowego z korkami, z pożarami, z goframi z sosem klonowym.

Trzeba mi było książki, którą czyta się na jednym oddechu. Nie istotny jest dostęp do broni, nieistotny jest śmieszny człek w czapce na głowie, zamiast włosów. Ale sporo – jak na tak nieobszerną książkę – jest Polski i Polaków, którzy nie mówią zbyt wiele w rodzimym języku, bo sprzedają pączki.

Jest wieś Radom, tuż obok Posen (Poznań). Są mili policjanci i w ogóle jest wybiórczo, bo tak pasuje autorowi, Jego USA to przeważnie gorąc, opel bez klimatyzacji, psujące się telefony i wielka baza Google.


W ubiegłym roku przeczytałem co najmniej trzy powieści o Stanach. Książki były o miłości i snach. Wyliczając: Amerykańskie marzenie. Norman Mailer. (Przełożył Jan Zakrzewski, PiW, Warszawa 1992) / Rondo Rodeo. Monika Muskała, (Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2024) / West Farragut Avenue, Agnieszka Jelonek, (Wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2024).

A najczęściej sięgałem po: Od Hemingwaya do powieści #MeToo. Gdzie jesteś, wielka prozo amerykańska? Krzysztof Andrzejczak. (UNIVERSITAS, Kraków 2022).


Najbliżej „Ameryczki” leży „Rondo Rodeo”, jednakże to zupełnie inne pisanie. Rozpisanie – rozpasane.

Piotr Marecki popełnił powieść drogi. Monika Muskała – droga (do i o) miłości. Cokolwiek różni te narracje, przeczytajcie wszystkie, ale Marecki (w pewien sposób) wygrywa naturalizmem i wiarygodnością.

Z punktu „a” do punktu „b” trzeba jechać godzinami, ale tempo akcji jest tak szybkie jak przepisywanie Sienkiewicza przez Mareckiego. Przy słodkościach i kubłach kawy. Niespiesznie, czasami nawet nudno.

Piotr Marecki i analogowe zdjęcia. Piotr Marecki i opis ludzi, których znał i przechodniów, którzy całe dnie spędzają w barach, a tam telewizory, piwo, whisky i karty.


Największe i jakże prawdziwe jest „amerykańskie wędrowanie”. Jeżdżą do pracy, z pracy; dla lepszego klimatu i odczuwania. Odległość jest nieistotna. Ważne są wielkości domów i miejsca do parkowania.

Powtarzam się, bo tak naprawdę nie wiem, czy ta książka powstała „dla siebie”, czy „dla nas”? Zdjęcia są kiepskie (i nie wiem, dlaczego autor wciąż określa je "lomo" (one wcale takie nie są), płachty „z Sienkiewicza” zajmują sporo miejsca, tylko po co i dlaczego?

To, co przekonuje do „Ameryczki” to statyści. Ci, którzy wynajmują miejsce do spania lub ci, którzy robią sobie selfie w okolicach garażu Steve'a Jobsa.

Albo ci, którzy są tak bardzo śmieszni, że prawie amerykańscy, a w ogóle nie pochodzą z USA. To emigranci z Ukrainy, Filipin, Meksyku.


Jeśli ktoś, jak ja nie wybiera się do USA, to książka Mareckiego, jest przewodnikiem dla małolatów, ale jeśli ktoś odwiedzi Stany, to niewiele zrozumie z pojęcia „Ameryczki”. Bo o czym to jest? O wędrowaniu, ale cele, które stawia sobie autor, są zupełnie niezrozumiałe. Chaos!

Atlas geograficzny? Jadę tu – jadę tam! A po co, a dlaczego? Czasami padają odpowiedzi, częściej nie.

Wykład na uczelni, zaćmienie, pożary i absurdalne instrukcje bycia Amerykaninem. Kraj obostrzeń i zacietrzewienia. Disneyland, jak nasze swojskie "u Pana Boga za piecem".


Mój problem polega na tym, że TO się dobrze czyta, ale o czym to jest, to wie chyba tylko autor. Spis i opis sierpnia i września w 2017 to książka do szuflady. Powinna tam sporo przeleżeć, a potem zostać napisana jeszcze raz. Jestem pewien, że wersja z nagromadzeniem dialogów i skupieniu się zaledwie na kilku scenach, byłaby lepszą wersji „Ameryczki”. Czy to jest reportaż? Żart!

Chyba (sic!), że zamiarem autora było zniechęcenie do Stanów. - Nie lubicie Ameryki? - to macie tutaj najlepszy obraz wstrętnego, kiczowatego, zapatrzonego w siebie kraju.


Marecki jedzie ze wschodu na zachód i komiksowo, opowiada o ludziach, których mija. Wolałbym autostopowicza, bywalca pól biwakowych, bo opisywanie, że wokół wielu bezdomnych, którzy sikają, gdzie popadnie, to licha literatura. A i jeszcze durni Europejczycy nie rozumieją skąd na amerykańskich ulicach tyle namiotów i śmierci, przecież to kraj miodem i lekiem płynący. 

Marecki prześliznął się po temacie i wcale nie jest to (wielki) zarzut. Postanowił opisać Centrum Świata w swój prześmiewczy, wręcz błazeński pomysł, gdzie ceny paliwa to samowolka, gdzie zakup okularów do oglądania zaćmienia wydaje się równie ważny, co zakup żywności.


Wydawnictwo Czarne wydaje rewelacyjny cykl „Opowiadania amerykańskie”. Zastanawiałem się, czy opowieść Piotra Mareckiego można było podzielić na rozdziały i stworzyć polskie nowele o USA? Truizm! Oczywiście, że można byłoby to zrobić, ale autor — co jest moim największym zarzutem — wybrał łatwiejszą drogę. Tylko pobyt w amerykańskim Radomiu ma potencjał na opowiadanie, cała reszta to marudzenie i ośmieszanie Ameryczki.

A gdyby mocniej i usilniej rozpisać te wszystkie boczne i poboczne drogim wątki? Autor w jednym akapicie potrafi wymieniać kilka miejscowości i to całe wydarzenia. Przynudzanie, naprawdę, a potem lód, pot, knajpy, burgery, litry kawy – czy to wystarczający materiał na książkę? Dla samego siebie i rodziny tak, ale dla masowego odbiorcy na pewno NIE.


Nie nudziłem się jak mops, czytałem szybko i zachłannie, ale co z tego? Co z tej książki pozostanie we mnie na dłużej? Obrazki, malunki, średnio skrojone szkice. To trochę (to bardzo) za mało.

A może można było opisać TO z innej perspektywy. Masło maślane, ale jadąc autem, można literacko potraktować sprawę, opisując całość z lotu ptaka. Autor orzeka: - Widzę jedno, wiem więcej i całość Wam opowiadam, ale po swojemu. A ja jestem wysadzony z siodła, pozbawiony pozycji czytelnika, który został namówiony do współpracy. 



popularne