Czy świat jest do zapamiętania
„Ty, krwawe dzieciństwo. Michele Mari. Przełożyła Katarzyna Skórska. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec, 2024.
8/10
„W moim życiu wydarzyło się niewiele więcej, niż zapamiętałem, niż zgubiłem, zagubiłem”...
Marcin Wicha napisał przejmującą elegię. Wertując księgozbiór zmarłej matki, wciąga czytelnika w bardzo osobisty świat wyobrażeń, półprawd, faktów i mitów. Marcin Wicha zmarł kilka dni temu. Jeśli jednak ktoś chce przeczytać „coś podobnego”, to zachęcam i zachwalam „Ty, krwawe dzieciństwo”.
Tysiące rzeczy zaginęło, nie wiem, gdzie się podziały listy, fotografie, fiszki ze złotami myślami i ołowiane żołnierzyki. I okrąglaki z greckiej plaży?!
Będąc brzdącem, ukradłem ojcu fajkę w wiśniowego i orzechowego drzewa. Ojca nie znosiłem, ale fajkę traktowałem jak relikwię. Mam ją do dzisiaj.
Podobnie jest z menorą, którą wyprosiłem od współpracowniczki. Dla niej miała wartość sentymentalną, a ja po prostu chciałem ją mieć, bo poczułem, że COŚ nierozerwalnego łączny mnie z tym przedmiotem.
Mam kilka zdjęć – reprodukcji. Zenitem robiłem zbliżenia z miesięcznika „Kino” i w ten sposób plejada gwiazd zagościła w moim pokoju. Do teraz zostali mi Woody Allen i Dustin Hoffman, oprawieni w ramki.
Mam też kilka, może kilkanaście pudełek z życia przeszłego. A spisuję litanię, dlatego, że „Ty, krwawe dzieciństwo” trochę (mocno) o tym jest. O wiecznym niedojrzewaniu mężczyzn, dla których zestaw metalowych kulek znaczy więcej niż pierwszy pocałunek w szkole podstawowej.
Też miałem kulki. Dużo kulek. Turlałem nimi, uderzałem, nosiłem w kieszeni w lnianym woreczku. Mój kuleczkowaty skarb. Gdzie jest, gdzie się podział, ulotnił? Michele Mari czaruje i pokazuje, że zaginione przedmioty „ktoś” zbiera i przechowuje. Od pluszowego misia po związane sznurkiem zestawy komiksów.
„Ty, krwawe dzieciństwo” to jakby zestaw opowiadań, ale tak naprawdę to zamczysko pamięci. W tym zamku schowane są nie tylko przedmioty, ale także słowa; wypowiedziane przypadkiem, ukradkiem, lub te spisane, do których odwołują się umiejętnie bohaterowie opowieści. Bierzemy za dobrą monetę te spisane narracje, ale jednocześnie odczuwamy żal, przejmujący niepokój, a to dlatego, że książka jest spisana jako rozpamiętywana, ściskająca za gardło, przeszłość.
Fragmenty dotyczące literatury w tej fabule ożywia, są moimi ulubionymi, bo na przykład: „Słowo »przełożyła« kazało mi się zastanowić. TEN CAŁY Stevenson nie miał włoskiego nazwiska, a zatem musiał napisać soją powieść w innym języku, tak więc to, co przeczyłem... Lampiony radości rozbłysły w moim umyśle'.
Wróćmy do otwierającego tom opowiadania zatytułowanego „Komiksy”. Narrator wyznaje, że jest oczytany, ale te związane sznurkiem broszury (komiksy) budzą w nim największe emocje. A największą jest samolubstwo. On wie, że nikomu ich nie odda, że zamknie komiksy w szafie i nawet potencjalny syn się do nich nie dostanie, bo byłoby to świętokradztwo. On i dialogi, i rysunki zamknięte w kadrach, to wszystko jest tylko jego, to jest kawałek jego jestestwa,
On miał szklane kulki, mnie na takie nie było stać. Miałem metalowe i biłem się na pięści, gdy mój brat ukradkiem zabierał mi policzone co do jednej kuli. Lała się krew, zostały blizny wulgarnych zadrapań, a kilki jedna po drugiej znikały.
Michele Mari pozwala nam odnaleźć w sobie rzeczy zaginione, roztopione, porzucone i zupełnie szalone – tu i teraz – obracam placami pogubione kulki, pożyczone książki, pluszowe misie i jednorożce; całe armie rzeczy, które się rozpłynęły, chociaż (przecież) ich nie wyrzuciliśmy!
„Pan kapitan kompanii strzeleckiej
został ranny i umrzeć mu czas,
i swych strzelców do siebie przyzywa,
by pożegnać ich ostatni raz.
Na co strzelcy mówią w odpowiedzi,
że nie mają but o, aby przyjść.
Wszystko mi jedno, w butach czy bez butów,
ja moich strzelców tutaj chciałbym mieć.
Wedle rozkazu pana kapitana
prędko na miejscu stliliśmy się.'
Pragnienia, utyskiwania, biadolenie, apetyt i żądza. „Nas głód doskonałości był niezaspokojony”.
Czytanie woluminów i doszukiwanie się czasu przeszłego to jedno z głównych zajęć tekstu „Pieśni żołnierskie”. Już na samym wstępie pada objaśnienie; „Niniejsze opowiadanie wzięło się z założenia, że w tym rozległym i bolesnym świecie mało co ma tak przejmującą moc, jak pieśń strzelców alpejskich. Kto czuje inaczej, niech nie czyta”. Czuć duch Gombrowicza i to żadne wydarzenie, bo autor współpracował przy nowym przekładzie „Ferdydurke”.
Mamy też wyraźne wspomnienia zapachów, a zwłaszcza kolorów. W utworze „Niektóre zielenie” pisarz wyznaje: „Często nachodzą mnie porywające wspomnienia wszystkich puzzli, które ułożyliśmy, zanim znalazłem się tu, gdzie jestem teraz: Cezanne, Pontormo, Corot, Zurbaran, Vermeer, Morandi, Klee, Pisanello, von Gogh, Bruegel, Rembrandt, Goya, van Dyck – była to także lekcja historii sztuki, zgoła nieszkolna, polegająca na śledzeniu detali i pociągnięć pędzla; […].
Moim ulubionym utworem jest „Ośmiu pisarzy”. Michelle Mari jednocześnie z nas kpi i prowadzi, „zapewniając fantastyczną ciągłość”.
Osiem nazwisk tego pisarskiego giganta to; Joseph Conrad, Daniel Defoe, Jack London, Harman Melville, Edgar Allan Poe, Emilio Salariat, Robert Louis Stevenson, Juliusz Verne”.
NIEZŁA, PRZYGODOWA PACZKA. Ale my czytamy, że te „nazwiska były jak fazy Księżyca, jak rodzaje ożaglowania, jak pomiary głębokość ołowianką”.
Istny miszmasz, bo w dalszej części tekstu autor „czyta jakby pogrążony w głębokim mroku przecinanym błyskami (,.)”.
I te GŁOSY. Oszołamiając, pobudzają, nakazują słuchać z powagą, by przypomnieć sobie nie tylko zaginione kulki , ale i strofy, które otworzyły tak wiele drzwi percepcji.
Bo jak mówi Alida Airaghi, SoloLibri :
Wrażliwość, złość, nostalgia, ale także czuły humor, pobłażliwe współczucie – wszystko to w książce, która po mistrzowsku łączy elegancję i ironię, przenikliwość psychologiczną i zrozumienie formy, klasykę z popkulturą […]. To opowieść o dziecku, w którym rozwinęła się niepohamowana miłość do powieści przygodowych i komiksów, które odczuwało głęboki związek z własnymi myślą i wyobraźnią, ale także z tym upartym, zamkniętym „ja” zranionym intensywnością własnych przeżyć.