Próby teatralne


 Western Lane. Chetna Maroo, Tłumaczenie: Olga Dziedzic. Wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2024.

8/10


Przyjemność czytania. Nie można odłożyć na później, o gdy już zaczęliśmy to brniemy w to co dzieje się na korcie, w domu, w szkole. Jest czas z mamą, ale tu tylko i aż wspomnienie. Tata instruuje córki, jak mają grać. A w tle rozgrywa się rywalizacja o to, która ma być tą pierwszą. Mona, Khush czy główna bohaterka Gopi? A może NIKT!


Jakby nie patrzeć to jest dziewczyńska literatura. Próg do dorosłości jest blisko,, ale na razie jest grupa nastolatek, która po śmierci mamy zostały jakoby zmuszone do aktywności fizycznej. Ojciec nie komentował słów ciotki, ale częstsze wizyty na korcie stały się stałą niezmienną. Podobnie jak wspominanie zmarłej matki. Khush nocami próbuje skontaktować z mamą.

Można uznać, że to kalka, że już coś podobnego wielokrotnie czytaliśmy, a jednak „Western Lane” jest tak skontrastowana, tak że rywalizacja sportowa miesza się z konkurencją o dorosłość. O uważność, o bliskość sprawiedliwość.

Jakby ni patrzeć jest to opowieść rodzinna. Tata, trzy córki, ciotki, wujkowie i przypałętał się chłopak — Ged, który gra, trenuje z Gopi.

Ojciec na korcie jest bezwzględny, ale w domu jest milczkiem, słucha i akceptuje porady ciotki. Mąż-tata córki swoją żałobę wygrywają w rytm odbijanej piłeczki.


Grałem w squasha przez siedem lat. Potem kontuzja, wypadek i szlus. Był czas, że grałem codziennie o siódmej rano, nawet wtedy, gdy byłem na ostrym kacu. Godzina walki stawiała na nogi. Wypocony alkohol pozwalał zapomnieć.

Tutaj jest podobnie, wylewane siódme poty, ale grać trzeba, no i ojciec patrzy. O zapomnienie tu biega!

Wertując stare książki, zastawiłem się jakim ojcem jest nasz bohaterem? Dla niektórych wątek poboczny, ale mnie wagi ciężkiej. I wyszła mi szarada „Noce i dnie” Marii Dąbrowskiej, „Lalka” Bolesława Prusa oraz „Sklepy cynamonowe” Brunona Schulza.

Porównania porównaniami, ale mnie ciekawi jak ten temat („zagrywania żalu”) rozpisałby Dickens, i jak sfilmowałby to Bergman?

Gopi mówi tak: Czasem, gdy sama na Western lame, ćwiczyłam wyłącznie drajw do tyłu kortu i cokolwiek robiłam potem, sprawiało mi to radość."

Sporo jest sposobnych — podobnych scen. Bycie lepszą to jedno, ale by dostrzegł to ojciec, by dostrzegły siostry.

Pozornie to „zwykła historia, pozbawiona literackiego »przycisku«”, a jednak to tylko zmyłka, pomyłka. To, co zasadnicze, kryje się między wierszami.

Bez wątpienia jest to książka matematyczna. Bez wątpienia jest to książka o relacjach wobec wyzwania (ważny turniej, rozgrywany nie tylko na korcie.).
Gra, czyli:
"Próby lingwistycznej definicji pojęcia „gra” podjęła się z kolei Anna Wierzbicka, według której jest ono równoznaczne z tym, „co robią ludzie przez jakiś czas, dla przyjemności, wyobrażając sobie, że są w jakimś świecie, w którym wiedzą, co mogą i czego nie mogą robić, i chcą spowodować pewien stan rzeczy, i nikt nie wie do końca, jaki będzie ten stan rzeczy”. Powyższą eksplikację próbuje uściślić Maciej Grochowski, do najistotniejszych wyznaczników „gry” zaliczając: intertekstualność (gra jest skończonym ciągiem powtarzających się czynności, wykonywanych przez co najmniej dwie osoby); znajomość lub możliwość odkrycia reguł (czynności te podlegają swoistym regułom, które są znane uczestnikom gry); instrumentalność (w grze można się posługiwać w pewien sposób pewnego rodzaju przedmiotami, narzędziami, środkami, sposobami gry); celowość (gra jest działaniem celowym, nastawionym na rezultat); wartościowanie (celem jest osiągnięcie przez każdego z grających stanu „lepszego”, korzystnego w jakimś sensie dla siebie, czego określeniu służą kategorie: zysk, strata, funkcjonalność gry); fortunność/niefortunność gry (ostateczny rezultat nie jest do końca znany, nie jest w pełni przewidywalny)".
(BOGUSŁAWA BODZIOCH-BRYŁA, Kraków 2015).


Teoria gier to moje niespełnione, słomiane zamierzenie do rozdrapania – do rozpoznawania, ale matematyka nigdy nie była mocną stroną. Tylko że ja teorię gier chciałem przetransportować do literatury, przecież tak wielu się to udało. „Western Lane” jest tego przykładem.

Od początku jest ważna gra, nie ŻAŁOBA. Od początku istotny jest trening. Od początku dążenie do wygrania turnieju. To, co się dzieje wokół to zwykły landszaft; kawka, herbatka, babka kupiona w sklepie i jej pozostawione okruchy.

Właśnie! Okruchy to słowo odpowiednie do nazwania całej narracji. Okruchy tęsknoty, okruchy codzienności, a wszystko w zapachu potu, zostawionego na korcie.

Zamieńmy słowo „kort” na „scenę” i mamy teatr. Tak, z łatwością wyobrażam sobie adaptację „Western Lane”.


Podoba mi się okładka. Piotr Depta-Kleśta podpowiada nam dwie interpretacje; rozbite jajka sadzone (żałoba) lub sygnalizację świetlną (bez zielonego, czyli; stoimy, czekamy, niecierpliwimy się, sprawdzamy smartfona, jesteśmy otoczeni nieznajomymi ludźmi i myślami). A MOŻE TO OCZY? Nawet jeśli można odczytać okładkę inaczej, to lubię minimalistyczne, lecz pełne wątpliwości fronty.


Wreszcie, performance. Ta – cała – „zwykła historia” jest sztuką wizualną, literacki performerce skrojony dla nadwrażliwców, bo oni czytają jedno, a podskórnie dzieje się rzeczy trudne, bolesne, jak z dawnych historii, gdzie śmierć bliskiej osoby paraliżowała otoczenie i nie było innej alternatywy jak rozbicie, rozpad rodziny. Kamyk po kamyku. Lawina!


Kochałem grać w squasha, ale bardziej kochałem moją mamę. Grać nie mogę, porozmawiać z M. tylko we snach.

popularne