Rzeczy i ludzie z walizki
Taka brzydka. Opowiadania i miniatury. Monika Mostowik. Wydawnictwo Seqoja, Olsztyn 2024.
7,5/10
Czy sensem życia jest jego... bezsens? Smutek, samotność, choroba, nieważność, toksyczne relacje? Tumult ciszy.
Monika Mostowik oddała nam dobrą przysługę; swoim pisaniem nakazała zwolnić, pomyśleć, krzyknąć, jednakże tak wielkie nagromadzenie nostalgii w tak niewielkiej książce staje się momentami nużące. Dlaczego, bo gdy czytelnik (ja) cierpi na depresję, to z każdą stroną zaczyna się zapadać.
Mikroopowiadania, miniatury to coś, co mnie „bierze”, co mnie chwyta za gardło. Dlatego w tym roku TY.TU.Ł będzie miał swój almanach krótkich form i z wielką radością przyjąłbym każdy tekst zawarty w nowej książce Moniki Mostowik.
Zbiór jest podzielony – rozdzielony. Najpierw „Po imieniu”, a potem „Krople” i klamra w postaci „Dziewięciu żyć”.
Stawiam tezę, że każdy kto chwyci się tej książki, nie będzie chciał jej porzucić, odrzucić, ja jednak dawkowałem czytanie. Powód? Skłonności do dzielenia włosa do czworo. Poszukiwanie analogii do własnego życia i przeczytanych, przez te wszystkie lata, książek.
I wtedy dopadają nas wyraziste zdania z tekstu zatytułowanego „Weronika":
„Gdyby ludziom założyć liczniki słów, które wypowiadają, zdziwiliby się, jak zanieczyszczają środowisko. Powinny być ustanowione limity, jakieś maksimum, minimum treści, choć pewnie zaczęliby słowami handlować. Oraz modyfikowany słownik by się przydał, takie „piiik” zamiast niektórych wyrazów”.
Powleczone smutkiem teksty mają też swój marzycielski ton, na przykład wtedy gdy emerytka wściekła na popsutą windę w wieżowcu, w którym mieszka, przysiada na ławce i obserwuje taksówkarza palącego papierosa. Już miała go prosić o szluga, gdy ten zgasił niedopałek i tak stała się jego klientką. Powiózł ją do najdroższego hotelu w Krakowie, a potem załatwiał za nią wszystkie sprawunki, włącznie ze sprzedażą mieszkania, bo nasza osamotniona bohaterka postanowiła zwiedzać świat.
Marzycielskie to i po trochu naiwne, ale każda z bohaterek (zwłaszcza w pierwszej części książki) ma jakieś niepozałatwiane sprawy. Czasami są realne jak deszcz czy słońce, innym razem oniryczne, koszmarne...
Niesamowity dźwięk budzi tekst, w którym matka rozmawia z kotem, a do córki nie odzywa się ani słowem. Do samego końca...
Po tym tekście można domniemywać, że wszystkie bohaterki mieszkają w jednym bloku, z zepsutą windą, z popsutym życiem.
Gdy jesteśmy skłonni uwierzyć, że w dalszej części tomu, znajdziemy historie weselsze, optymistyczne, to dopadają nas takie zdania jak:
„Nikt się nie dowie, że uciekłam, jeśli tylko wymknę się tylnym wyjściem. Nikomu mnie nie zabraknie”.
„Czekanie mnie zabija – powoli. Kiedy spóźnia się pociąg, w myślach zdążę popełnić samobójstwo wiele razy na przeróżne sposoby”.
„Uczyłaś nas wdzięczności nawet za pajęczyny, były takie piękne. I za rozbite okna, przecież mogło ich wcale nie być”.
Lub TO:
„Nikt
Nie nie lubi, jak się mu przeszkadza.
Nikt nie płacze bez powodu.
Nikt nie zwraca na to uwagi.
Nikt nie wychodzi w ogień, żeby ratować siebie,
Nikt nie jest ani mną, ani Tobą”.
A może przesadzam, może w tej nostalgii, tej melancholii jest nadzieja, tylko trzeba się do niej dokopać. Rozdrapywać rany, zdejmować opatrunki i bandaże.
Monolog uratowanej z pożaru dziewczyny mógłby być przykładem tekstu budzącego nadzieje, a jest jednym z najsmutniejszych w całym zbiorze.
Okrucieństwo sytuacji, odczuwania, słowa, rozmyślań. Kolejnym przykładem „lewego sierpowego” i kopniaka w podbrzusze, jest tekst „Drugie ja”. Jest ich troje. Ona, ona i on. Pole interpretacji jest szerokie, bo albo pierwsza ona jest wyrozumiała, a on wspaniałomyślny, albo wszystko to walka o tożsamość. Jest tylko on i ona. Coś, co nam się wydaje w pierwszym zderzeniu, najlepiej zrewidować kolejnym odczytaniem lub odłożeniem książki na bok, aby przeanalizować, pogłówkować, aby nie stać się niewolnikiem pierwszej i jedynej interpretacji.
Wrażenie choroby, to zaledwie ślad opowiadania „Felicja”. Bohaterka jest uwieziona i więziona. Robi to sobie sama, ale jest też ktoś ważniejszy – bozia. Bozia może być psychopatą (bo to na pewno on), może być paranoidalną zmorą, może być wspomnieniem lub śmiercią.
„Felicja” to jeden z najlepszych tekstów „Takiej brzydkiej”.
Spore wrażenie robi „Olga”. Są dwie, jedna zbiera kamienie, druga opisuje... I przypomniał mi się mój nałóg zbieractwa. Miałem kamloty z całego świata, aż pewnego dnia moja mama powiedziała: - Nosisz tyle kamieni w swoim życiu, po co ci jeszcze te z ulicy, plaży, z lasu? - Bo są piękne – odpowiedziałem nie jak mężczyzna, lecz kilkuletnie dziecko. Mama machnęła ręką, a ja przestałem zwracać uwagę na kamienie.
Konstrukcja wielu tekstów opiera się na relacjach. Ktoś opowiada, ktoś jest w tle, ale jest też tekst dialog rzeczywisty. Rozmowa z „ratującą” samobójców. Jest też „gadanie” bez słów. Gdy główna bohaterka przychodzi (prawdopodobnie do hospicjum) i oddaje swoje włosy do układania, czesania, rozplątywania kołtunów. Poetycka opowieść z silnym, wyrazistym finałem.
„Taka brzydka” nawiązuje do „Takiej ładnej”, wydanej w 2004 roku. Minęło dwadzieścia lat i jak zaznacza wydawca, mamy do czynienia z pewnego rodzaju klamrą. Nie wiem, czy tak jest, bo po prostu „Ładnej” nie czytałem. Teraz chcę!
Nieustannie rozmyślam, jak została napisana „tamta” książka; czy była ziarnem, z którego po dwóch dekadach wyrosło tyle smutku? Czy jest kakofonia, czy tylko delikatny rozdźwięk?
Książka zbudowana na powiązaniach. Padają ciosy, słowa, cisza. Świat idzie do przodu, a literackie miniatury to analogowe fotografie. Nie wszystko jest szare, czarno-białe. Jest sepia i przeróżne kolory. Bo świat żyje w jazgocie, a wtedy tak łatwo zapomnieć o jednostce.