Ojciec całuje cię jak kobietę
Bardzo martwa kobieta, Katarzyna Zwolska – Płusa. K.I.T. Stowarzyszenie Żywych Poetów, Brzeg 2024. Faktoria
8/10
To nie pierwszyzna. Poznałem autorkę z jej wcześniejszych publikacji, zwłaszcza z tomu „Daję wam to w częściach”. Teraz Katarzyna Zwolska – Płusa oddaje nam „coś” w całości, z tym że elementy są porozrzucane i musimy je pozbierać, rozbierać, ubierać, czyli powtórka. Nic z tych rzeczy!
Niepokojący tytuł, a potem „szukamy ślimaków i małych siebie”. Szukamy!
Odnajdowanie samej, samego siebie odbywa się na dwa sposoby: w gabinecie terapeutycznym albo podczas pisania wierszy. Epika odpada, jest zbyt szczegółowa, a u terapeuty można przemilczeć 45 minut i to też coś znaczy. A tworząc lirykę, można na przykład tak:
„tea time
to zawsze jest jakiś cykl
byle do przodu
albo
daj mi odpocząć.
chore psychiczne mamusie
tworzą kulturę,
a aspergerki robią IT.
mówisz -
wysączyłam z tego już
wszystko.
„
Poetka nie siedzi z lutnią i nie gra na tyle czysto, by było nam miło. Katarzyna Zwolska – Płusa uruchamia struny innych instrumentów; drgają żyły i tętnice, a przecież to „Bardzo martwa kobieta”, jednakże to zmyłka – świadoma pomyłka. Podmiot liryczny żyje, tylko że nie jest w najlepszej kondycji, dlatego krzyczy, wrzeszczy, wyje. Rwetes smutku.
Oto zbieranina nieodpowiedzeń lub matactwo zupełnie wprost:
„szukamy ślimaków i małych kotów” - „depresja jak zwykle poniżej poziomu” - „moja matka nie nosi stanika” - „po śmierci matki wcale nie zostaje się świętą ani piosenkarką” - „odkąd matki to morskie stworzenia , ryby i korale” - „od dziś nie mamy ciał” - „ta kobieta mówi językami. Nie wiem, bawi się czy drwi”...
A gdzie męski pierwiastek, gdzie ten zły, bestialski samiec? Może między oddechami, między wierszami?! Ta książka napisana przez kobietę o kobietach, o matkowaniu, o zapominaniu, ale faceci są, a jakże.
Proponuję Wam zabawę, eksperyment; - czytajcie od końca, od ostatniej strony do tytułowej. Takie rozwiązanie buduje napięcie i uwidacznia, jak bardzo ten tom jest przemyślany. Zwłaszcza że książka jest rozdzielona – podzielona na rozdziały. Jest „niewydolność serca”, potem „zaświaty” i „wskrzeszenia”, a całość otwierają (i zamykają) „gusła”.
Gusła inaczej wróżby bądź przekleństwa, zaklęcia, uroki. „Gusła” otwierają tom, bo są wykładnią całości. Drogowskaz po ciemnej dolinie. Pierwszy wers: „w tę noc wzywam”, a zaraz potem: „was kobiety z gorejącym żebrem, z którego wychodzi kolejna kobieta”. Efekt? „Jesteśmy nitką między różnic i rodzić. Złączone na zawsze w pisk stukot zaśpiew”.
„Bardzo martwa kobieta” jest ożywiana, ożywiona, wściekła, zdezorientowana, ale na pewno nieobłąkana.
To książka pisana z wątroby, a słowa, które dusiły się w przełyku, wyskoczyły – odskoczyły i stworzyły elementy większej opowieści. Fabuły o kobietach, ale nie tylko dla kobiet.
Dział „wskrzeszenia” zaczyna się moim ulubionym wierszem. To numer jeden całego tomu. Manifest autorki i czytelniczek.
„używeczka
tym razem wzywam was, wszystkie
histrioniczki świata, dziewczynki,
córeczki, kobietki
nawiedzające handlowe galerie
i powierzchownych mężczyzn.
wzywam was, because our heart belongs
to daddy. Because w tym życiu nie trzeba
dłużej być pocieszką, kociczką,
używeczką.
gdy powiesz „stop”, zaklinam,
on się więcej nie poruszy.
„
Po tym wszystkim, po tym całym odczytaniu „Bardzo martwej kobiety”, wiem jedno: takie książki należy czytać, przeżywać i PODAWAĆ DALEJ! Stowarzyszenie Żywych Poetów zrobiło użytek z nadesłanych wierszy i drukując je, deklaruje: O bólu należy mówić nie w telewizji, lecz na kartach książek poetyckich. To, co na antenach tv ma krótki żywot, to co wydrukowane zostaje na dłużej, czasami na zawsze i pozwala na przewartościowanie własnych celów, pochowanych pragnień.
Katarzyna Zwolska – Płusa obdarzyła nas lawiną słów. My – pewnie – niezdarnie byśmy je ułożyli w liche kopczyki-limeryki, a pisarka świadoma, co pasuje, do czego i dlaczego interpunkcja w tej książce ma spore znaczenie. Każdy przecinek, każda kropka to pauza, dodatkowy oddech lub bezdech; trzeba te teksty czytać na głos, koniecznie pamiętając o „przystankach”. Na przykład w tym utworze:
„moja matka nie czuje się dobrze
skarbie, miłość to niedojrzała jagoda,
szyszka, na którą wchodzisz
jak na klocek lego
i krzyczysz.
„
Książka nie jest szkolnym pamiętnikiem, w którym koleżanki wpisują cudaczne, miłe rymowanki. Książka jest wiarygodna m.in. wtedy gdy ogłasza: „zła kobieta powraca” - „ta kobieta mówi językami. nie wiem, czy bawi się czy drwi” LUB:
„moja matka pachnie od kłamstwa
wszystkim mówi, że jest aseksualna,
więc przestają wystawać pod jej oknem
jak psy.
taka z niej suka”.
W ostatnich latach spisano sporo prozy, której bohaterkami były matki. Żywe, nieobecne, martwe, zamknięte, puszczalskie, święte.
W „Bardzo martwej kobiecie” matka ma sto twarzy. Ale raczej nie należy do sympatycznych, jest jednak prawdziwa i to zasadniczy plus tego tomu. Obok, jakby przy okazji położyłem „Hamleta” - „Balladynę” - „Mit rodzinny” (Rafała Wojaczka) i „Annę Kareninę”.
Wszystko pasuje. Nic się nie zgadza...
Naczynia połączone, a symbioza na szczudłach. Zaraz ktoś się przewróci o własne wspomnienia, napomnienia, krzykliwe sny.