Przepisuję obce litery
Karnister, Jakub Pszoniak. Biuro Literackie, Kołobrzeg 2024.
9,5/10
„Powiedz co czujesz i skąd to wszystko bierzesz?” - to fragment z wiersza „czterystacztery”, a przecież mogłoby to być pytanie, które stawiam poecie.
Jakub Pszoniak napisał książkę smutną, bolesną, wyborną i ironiczną. Porusza i wzrusza. Irytuje i rysuje świat, który zwariował, a my udajemy, że to tylko i aż senny koszmar.
Od razu: koniec końców chciałem początkowo zarzucić autorowi kłamstwo, że wiersze zostały napisane w latach 2019 – 2024. Dlaczego autor miałby konfabulować, a no dlatego, że te wiersze trzymają poziom i mają wspólne mianowniki, tak jakby powstały jednej nocy, pisane na haju. To jest bardzo – bardzo – bardzo dobra książka poetycka.
„Karnister” - zapamiętajcie ten tytuł! I nie mylcie z kanistrem pełnym benzyny...chociaż?!
Będzie sporo cytatów, bo jest co rozpowszechniać. Tom zaczyna się w sposób niebywały. Mój ulubiony utwór na samym wstępie. Czytajcie głośno (możecie do lustra). To dowód tożsamości „Karnistra”.
„żerdź
wczoraj przyśniło mi się słowo
które mówiło samo siebie
wczoraj przyśnił mi się Bóg
który powiedział: jestem
metaforą
teraz otwieram dłonie jakbym karmił ptaki
teraz otwieram dłonie jakbym przez stygmaty
chciał przelać cień i powietrze
sprawdzam choć widzę że deszcz
dawno mnie nie było”
W tym „kawałku” jest wszystko, co kocham w poezji: nieodpowiedzenie, inwersja, intryga, mistyfikacja i... opis.
Jednak najważniejsze jest śnienie. W całym tomie urojenia senne mają niebywałe znaczenie. Jakub Pszoniak widzi sny, zapamiętuje i rozpamiętuje je. Ma widzenia poranne i dzieli się z czytelnikiem tymi omamami. Wojna i Pokój, ale i rozejm, czyli cały zestaw jest oniryczny. Jest Ukraina, jest Rosja, jesteśmy my ze wszystkimi swoimi kompleksami. I jest Europa rozlazła i gnuśna, podzielona.
Na przykład:
„z Żadana
Procesja śniegu, procesja światła. Idzie, depcze
W przezroczyste rano rozmawiałem z rannymi.
Bez rozpaczy, bez rozpaczy.
Chęć powrotu, próba nastrojenia. Chęć jedności
i obrony tego co nasze. Bardzo silni ludzie,
bardzo silne światło.
Chodź – przed nami siew”.
To nie jest hołd złożony mistrzowi przez ucznia, to pewnego rodzaju publicystyka, jakże aktualna właśnie teraz, gdy zamiast spokoju/pokoju są kolejne salwy (i nie śmiechu, nie do śmiechu). Salwy i burze wystrzałów i ostrzałów. A chciałoby się tak:
„dworzec
dam dach ścianę i okno
dam wróbla drzewo za oknem
dam chleb dźwięk i kolor
dam splot wątek osnowę
dam noc cichą spokojną
śpi kot śpi niebo śpi miasto”
Nigdy nie uznaję swoich zachwytów po jednym przeczytaniu książki z poezją, bo to rodzaj dziecięcej, chwilowej ekspiacji, ale gdy przeczytam tom „naście” razy, to wtedy wiem, czy oszalałem, czy obudził się we mnie racjonalny czytelnik, który nie zwariował, lecz postanowił być piewcą, kolporterem dobrej poezji.
„Karnister” to przeszywający, wykuty w dobrej kuźni (słowa) tom poetycki (powtarzam się celowo).
Nie! Nie! Nie! To nie jest o wojnie, o pokoju, o zabitych, rannych i ocalałych. To jest o potrzebie uważności, dlatego kilka wyrwanych z kontekstu wersów:
rubel czy łada?
które imię będzie bardziej pasowało do chłopca?
a chłopiec już nie się
a chłopiec już nie syn
a chłopca ubyło
a chłopca już niesie
strzelać powietrzem ziemia-powietrza
strzelać powietrzem nasza ziemia-nasza ziemia
nie wiem jak napisać nóż
nie wiem jak napisać zza
nie wiem jak napisać jak
nie wiem jak napisać nie wiem
Pszoniak pojął umiejętność opowiadania snów, ale nie tylko. Jest korespondentem wojennym, a z drugiej strony widzem programów informacyjnych. I miesza te stany. I mieszają mu się te wizje.
Parabola, przenośnia, metafora – niby te słowa znaczą jedno i to samo, czyli alegorię, to jednak czytając Pszoniaka, musimy żonglować słownikiem wyrazów bliskoznacznych. Tak! Tak! Tak!
Wiersz (zamykający tom), który jest tytułem książki, jest najlepszym przykładem wieloznaczności słów. Przykładamy oko do kalejdoskopu i widzimy, i czytamy, czujemy:
„Karnister
gołe drzewo na tle grudnia
gałęzie jak pęknięcia nieba
z których wylewa się co najgorsze
okno od frontu zamknięte na oścież
patrzę i myślę że świat w którym karnister
nazywa się kanister nie może być najlepszym ze światów
w przededniu jutra opłakuję wczoraj”
Moce – dobre – dosłowne – wieloznaczne.
Ton, który przybrał poeta, jest zarówno oskarżycielski, jak i melancholijny.
Gdy czytam, gdy piszę – zawsze słucham muzyki. Inaczej nie potrafię. Dławię ciszę w zarodku. Tym razem wybrałem Hanię Rani i Vanessę Wagner.
Kobiety i dźwięki ostrzałów, wystrzałów. Ironią jest to, że moja ulubioną płytą Wagner jest ta, gdzie rządzi Piotr Ilicz Czajkowski (Everlasting Seasons), a krążkiem Rani - „Home”.
I klei mi się, i łączy ten mikrokosmos, oglądany i opisany przez Jakuba Pszoniaka z dokładnością... przystawiania komuś tępego noża do gardła, bo co może poeta więcej i lepiej. Użyć bagnetu? „Tępy” nóż i tak ma swoją wyrazistą ostrość.
Poezja, a jednak formy podawcze, bo mamy tu i opowiadania, oraz opisy, a także dialogi i monologi. A może to forma otwarta, luźna? Może powinienem porzucić i odrzucić patos i potraktować „Karnister” mniej poważnie?! Ale ile razy bym nie czytał tego zestawu, to nie mogę odpuścić stanu wrzenia. Studzona przez poetę na wiele sposobów maligna nie przestaje być złośliwą chorobą. Ten świat, ten czas jest tak skonstruowany, że boli, że piecze, swędzi. Świat, w którym rany wciąż są posypywane solą, a większość tego nie widzi, bo ślepota równa się zanikaniu empatii.
„Karnister” pisany od 2019 roku nie może być tylko i wyłącznie o złym czasie, a jednak optymizmu w tej książce jak na lekarstwo. Trucizna jest kolportowana od dawna, a antidotum wciąż nie jest wynalezione/odnalezione.
Co jest nierównoległe w tym pisaniu? Nie znajduję tutaj fałszu i przypadkowych wierszy. Tom stanowi całość i broni się na froncie rozpisania – wypisania – nadpisania.
„wczoraj przeczytałem paradygmat że dogmat
wczoraj przeczytałem i bruk jest mi świadkiem
w orędziu że głowa o schody kościoła
wczoraj jak zwykle że jutro jak zawsze”
lub
„siły specjalne krąg oddanych wrogów
w testamencie zapisują przeploty i kryzys
w tomografie zmian w mózgu w USG krwotoku
plon zbiera polon plenum pleni zyski”