Tęsknota. Dym, głód, zimno. Miłość. Sen.



Zapomniane, Rafał Wojasiński. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2025,

Polska Proza Współczesna.

10/10


Ile jest zapomnianych? Kto które spamiętał. Ile jest pominiętych, a po co o nich mówić? O kim, do cholery. 

Od kołyski do trumny; autobusem, wozem, tramwajem, rowerem, samolotem. 

Ile jest zabłąkanych, zbłąkanych, obłąkanych? 

Surrealizm i samotność? Akademickie brednie. Ta książka to o wiele więcej i gęściej. To jak ciągnięcie wózka po żużlowej drodze, jak pamięć chłodu metalowej rączki, jak w zwątpienie w inny świat, a może „nie ma co się przejmować, że się jest na tym świecie powielonym przez kogoś i powtórzy się jego błędy”?


Tefil” Rafała Wojasińskiego był jedną z najważniejszych, najlepszych książek 2022, ale – jak zwykle – mainstream wie lepiej i książka została przegapiona. Jak będzie z „Zapomnianymi”?

Od razu wyznaję, że należę do fanklubu Wojasińskiego, zatem mój obiektywizm jest obleczony w podziw. „Zapomniane” to dla mnie... „Trąby Jerychońskie”.


Tak, wiem za „Tefila”, autor dostał Nagrodę Literacką im. Józefa Mackiewicza, ale to wciąż za mało. Tak niewiele...

Tak, wiem i o innych sprawach. Na przykład znam życiorys autorki „Trąb Jerychońskich”. Unica Zürn jest niepodrabialna. Jak żyła, tak pisała. Jej choroba miała ogromny wpływ na jej twórczość.

Zapomniane” jest napisane z pełną powagą zagubienia, podobną jak u Christine Lavant w „Historii zapisanej na drzwiach i dwie inne opowieści”.

Może Rafał Wojasiński, z którym miałem przyjemność nagrać rozmowę, oburzy się na moje skojarzenia, no cóż, będę bronił powinowactwa do wymienionych lektur.

Bo na przykład (strona 77): „Mamo, nie martw się. Zostaniemy teraz razem. Tylko dawaj mi jeść, bo jestem ciągle głodna, Jak masz na imię? Spytałam . Jak to, mamo? Nie wiesz?

Spytała dziewczynka. Przecież ja nie mam imienia i nazwiska. Tak jak ty. Ty też nie masz imienia i nazwiska. I tata nie miał. Nikt na świecie nie ma żadnego imienia i nazwiska. Nikt. Życie nie ma imienia”.

Cudowny fragment. Można pisać o grze słów, o półcieniach i światłocieniach, wreszcie o gęstwinie, z której wychodzi jedno słowo: „Tożsamość”, ale to zwodnicze i oszukańcze. Bo Rafała Wojasiński pisze tak „okropnie” - wspaniale od słowa „leżałam” do słowa „ciebie”. Czyli od początku do końca, przez całe 165 stron.

Pisze o głodzie, o zimnicy gdzieś tam w miejscach, gdzie narratorka kładzie się na ziemi. Robi to tak często, jak córka która z chęcią tuli matkę.

Ciągłe szukanie ciepła. W kuchni, w półkotapczanie, w spojrzeniu, w ognisku... w słowach, w apetycie i głodzie. 


Zapomnienie” to zagubienie, wewnętrzna walka, hamletyzm, nieregularność i w końcu chwiejność, która wymaga ciepła. Na ścianach grzyb, okna wybite i źle osadzone, drzwi skrzypią i ledwie się domykają. Obora, stodoła. Kot i psy. Ojciec, mąż. Pole kukurydzy, stawy rybne, opuszczone domy, zdewastowany cmentarz. Ojciec, matka, ciotka, wujek. Mężczyźni wciąż palą papierosy. Kobiety gotują rosół. Wszyscy są. Nikogo nie ma, nawet tych zarżniętych indyków.


Wątpliwości i walka z samą sobą; strona 96:

'Wyszłaś ode mnie w środku nocy. Spałaś może trzy godziny. Dy tylko się poruszyłaś, zamykałam oczy i udawałam, że śpię. Dlaczego tak robiłam? Wyłączyłaś telewizor i przez chwilę po omacku chodziłaś po moim pokoju. Wychodząc, zabrałaś ze sobą jakiś przedmiot. Nie wiem, co to było, rano nie umiałam rozpoznać braku tej rzeczy. Wynosisz ich w ciągu tygodnia, że nie nadążam. Poza tym część rzeczy wciąż, pomimo szyby balkonowej, jest dla mnie niewidoczna, zwłaszcza przedmioty znajdujące się za moją głową, z tyłu. Nigdy się nie obracam. Miałam kiedyś lustro [...]”


...nie wiem jak dla Was, ale dla mnie takie pisanie Wojasińskiego pokazuje, że pisarz nadal idzie swoją drogą. Jego pisanie jest z jednej strony bajkowe, a z drugiej strony szaleńczo realne, lecz przerysowane. Tak jak Marian Pilot, pisze po swojemu. Swoim poetyckim językiem w przejmującej prozie. Bez neologizmów, a całą masą uczuć i odczuć.

Świat na wpół oniryczny, nierzeczywisty. Świat dziewczynki, kobiety, MATKI!


Mam ulubionego, ukochanego poetę: Jerzego Harasymowicza i pierwsze strofy jego wiersza „DOM Z BORTNEM” pasują (mi) jak ulał do tej prozy:

Gospodyni wyszła przed dom

zwołuje kaczeńce z łąk

sypie – światło


Gospodarz buduje wóz

pojedzie po siano

na drugą stronę nieba”.


A jeśli nie to, to Jerzy Jarniewicz z wiersza „Na wprost”:


Coś zgrzyta w języku miłości – pomyślał bez słów

kiedy leżeli sobie na wprost, a jego pierwszy raz

był razem, gdy jej na świecie nie było. Kojarzysz?”


Chociaż – przecież „Zapomniane” są tak bardzo kobiece, tak więc bardziej, no przecież , pasuje tu Emily Dickinson:

1599


Choć Ocean pogrążony we śnie,

Wątpić przecież nie śmie

O jego Głębokości

Żaden Bóg płochy

W Domostwie nie zapala świecy

By je zanurzyć w Ciemności”.


Z prozą Wojasińskiego (podobnie było z „Tefilem”) jest ten problem, że desperacko szukamy realnej, ciągłej fabuły, a tu (taki) psikus. Wojasiński to dla mnie obok Wita Szostaka i Macieja Płazy jeden z najlepszych polskich pisarzy, zatem mój obiektywizm jest wypaczony, ale muszę pochwalić Państwowy Instytut Literacki, że zdecydował się wydać tak „pokręconą – zakręconą” książkę!


A gdyby ktoś zapytał mnie po belfersku: - O czym to jest? To najpierw bym się jąkał, a potem palnąłbym, jak nieprzygotowany uczeń: - O miłości.

I wcale za taką odpowiedź nie dostałbym pały, tylko że ważniejsze słowo powinno paść z moich ust: - O pragnieniach i zagubieniu.

Strony 102 - 103:

Mamusiu,

leżałaś wczoraj znowu przy mnie w łóżku. Przytulałyśmy się i tak wspaniale się czułam. Oglądaliśmy razem film.

Było cudownie.

Przychodzą gołębie na parapet. Przylatują też wrony się na balkon. Widzę je przez balkon. Zostawiasz tam specjalnie okruszki. To tak, jakbym miała zwierzątko. Przeczytałam tysiące książek, spędziłam setki godzin na modlitwie. Nic do mnie nie dociera”.


A więc może nie o miłości, i wcale nie o pragnieniu, bez wątpienia o zagubieniu, ale zwłaszcza o iluzji.

ILUZJA ŻYCIA w smutnej surrealistycznej osnowie. Gdyby doszło do spotkania Rafała Wojasińskiego z Larsem von Trierem, to powstałyby (najpierw) pomysły, a potem filmy godne „Melancholii”, „Tańcząc w ciemnościach” czy zwłaszcza „Dogville”.

A może inaczej, może Jim Jarmusch i jego filmowa, niszowa młodość?

Zapomniane” mnie urzekły, nie będę zakłamywał rzeczywistości i pisał o niełatwej prozie, spisanej jakby na „literackim haju”. Ale coś z w tym jest. Autor w narkotycznym obrazie na wpółsennym, na wpół zwariowanym i bardzo lirycznym mówi o nas głosem dziecka i dojrzałej kobiety, a różnicy nie ma żadnej.

Strony 122-123:

Mamo,

już nie jestem na ciebie zła. To, że ja nie mam do czegoś prawa przez swoje kalectwo, nie znaczy, że ty masz być pozbawiona tego prawa do rozrywki i uciech świata. Na tym polega sens i sprawiedliwość boska. Jedyne, co mogę powiedzieć, to to, że nie zgadzam się na to."


A może to całe pisanie – już od pierwszej strony to epistolografia i aktorstwo? Flirt z czytelnikiem, który ma rozróżnić, co do wysłania, a co do zagrania?

Oczywiście błądzę, ale dlatego lubię książki Rafała Wojasińskiego, że mogę szukać i dopasowywać „własne” i „cudze” interpretacje.

Profesor Margreta Grigorova trafia w sedno: - „Głosy z tej książki opowiadają historię, ale przede wszystkim mówią do nas, szukają dotyku, ratują obrazy, wspomnienia, myśli. Potok spowiedzi tych utworach, rzeka słów,, nieustannie walczy z niebytem, dotyka nieba egzystencji. To, co może być zapomniane, przekracza granicę i przechodzi w niezapomniane po przeczytaniu książki”.


Rafał Wojasiński jest osobny, niepopodrabiany. Jego literacka fantazja to jak droga do wolności, z tym że  każdy z nas „wolność” pojmuje inaczej. Bo wolność bywa więzieniem. 

Czy wielkość w literaturze wciąż jest możliwa?" - pytała niegdyś Susan Sontag.

Po lekturze „Zapomnianych” stanowczo stwierdzam: - TAK!


popularne