W innych wymiarach
Tańce nad miastem. Trzy opowieści. Uładzimier Arłou. Tłumaczył Bohdan Zadura. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2025.
10/10
David Markson i „Kochanka Wittgensteina” w tłumaczeniu Krzysztofa Majera i teraz „TO”: „Tańce nad miastem” w przekładzie Bohdana Zadury!
Uładzimier Arłou pisze „jakby inaczej”, ale jako czytelnik obie fabuły stawiam na najwyższym podium, bo czułem, że odkrywam nieznane, że taniec lunatyków jest w obu narracjach.
Markson wieszczy koniec świata, a Uładzimier Arłou ożywia go, ukazuje przeogromną wagę śnienia. Każdy dzień inny, ale trąbimy: noc daje nam możliwości tańca nad miastem.
UCZTA. Doskonale przetłumaczona książka składająca się z trzech części. Ale jazz jest nieprzerwany, gra muzyka, jest taniec. Nawet wtedy, gdy ktoś pisze książki, chodzi do szkoły, kupuje w kiosku gazety sportowe, to nie ma nic ważniejszego niż pląsanie.
Az muszę zacytować, by Was zachęcić do przeczytania tej narracji: „Uładzimier Arłou - jeden z najciekawszych i najpopularniejszych poetów i prozaików białoruskich ostatnich kilku dekad – przenosi nas w świat, gdzie sny przekraczają granicę jawy i dają wytchnienie od grozy rzeczywistości, w której protestujący giną od kul snajperów. Trzy opowieści, rozgrywające się w różnych krajach (i światach), tworzą kunsztowną całość, gdzie niesamowite losy bohaterów splatają się i rozplatają. W pierwszej grupa somnambulików żyje podwójnym życiem, nie znając się w dzień i utwierdzając tajemne bractwo w nocy, w drugiej pisarz prowadzi eksperymenty z człowiekiem ze snu, a ten towarzyszy mu w trakcie pisania, zaś w trzeciej autor przewodnika turystycznego trafia na targ książki w małym szwedzkim mieście. Codzienność na każdym kroku spotyka nadprzyrodzoność, historie zachwycają rozległością kulturowych skojarzeń i przenikliwością obyczajowych obserwacji, a jednocześnie prawdziwie wzruszają, jak w opisie pogrzebu ofiar demonstracji, wśród których jest też jedna z postaci somnabulistycznego bractwa”.
Można by orzec, że „Tańce nad miastem” to nadmiar nadmiaru. Może trzeba było skupić się na lunatykowaniu, może badania nad snem powinny być busolą opowieści lub przyznanie, że targi książki, nawet w małym szwedzkim mieście to blaga.
A jednak Włodzimiera Karłowu szyje fastryguje i używa literackiego kleju w taki sposób, że „Tańce nad miastem' – »Czarny człowiek na zielonej kanapie« i »Dom z Domowikami« stanowią przemyślaną całość.
David Markson zostawił świat jeden kobiecie, którą najmocniej intryguje pewien obraz. Uładzimier Arłou przedstawia świat „wyprostowany”, a jego krzywizny widać najwyraźniej nocą; na dachu, w onirycznych zagadkach.
Delikatność i finezja, z jaką autor wciąga czytelnika w intrygę, budzi respekt wobec fabuły, która wywyższa NOC.
„Moja tajemnica do dziś jest ze mną. Z nadejściem maja dusza już przeczuwała zbliżanie się nocy, kiedy moje bose stopy odczują szorstką jak ręka Nauczyciela powierzchnię dachu i oddam się rytmowi tańca, i znajome jaskółki,a za nimi wszystkie ziemskie dźwięki ucichną i wtedy zamknę oczy i rozrzucę ręce...”
Gdyby zastosować inną wersyfikację powstałby cudowny wiersz, ale i tak całe pierwsze opowiadanie z tego zbioru jest liryczne. Epiką można nazwać przywiązywanie ręki do ramy łóżka, co miało bohatera powstrzymać przed lunatykowaniem. Ale i tak ciągnie go na dach, ciągnie go do tańca na krawędzi.
„Każdy pisarz wie: dogadać się arkuszem papieru, który pała cnotliwą niepokalanością, a z monitorem komputera, który mnie osobiście z początku trochę przeraża, bo ze względu na oko kamery sprawia wrażenie niemal żywej istoty — to zajęcie nie z tych łatwiejszych”.
Rygor pracy i konsekwencja opisywania wszystkiego, co wokół, co obok, a potem sen” „Człowiek z lustra mrugnął w odpowiedzi, zaświadczając, że z jego przestrzeni w moją nikt jeszcze nie trafił”.
„Marcin nie został literaturoznawcą. Miał dyplom geografa i stopień naukowy, a skończywszy czterdziestkę, w pewnym sensie wrócił do nastolatkowych przewodników. Lubił tłumaczyć zagraniczniakom, a jednocześnie i niedoinformowanym rodakom, że jego kraj nie tylko znajduje się w geograficznym centrum Europy, ale ma też europejską historię – z zamkami, rodem magdeburskim, turniejami rycerskimi...”.
I to wszystko w podłym, małym hoteliku, który stanowi alegorię świata — życia.Zwidy, omamy, hotelowe wydarzenia, księgarskie wynaturzenia. Marcin i stosy. Marcin i pogrzeb. Marcin z pierwszego, drugiego opowiadania wydaje się bliźniaczy, podobny. Jednojajowy. To ten sam, który tańczył z kotką, kioskarką czy nauczycielem na dachu wyścielonym papą.
Można powiedzieć, że to literatura usta; badacz słucha i używa wiele formuł, by osiągnąć, by zrozumieć całość.
Można orzec, że: "...kiedy ludzie mówią "wszystko", "zawsze","nigdy","każdy", może to dotyczyć tylko ich samych, w świecie zewnętrznym bowiem nie istnieją takie ogólne rzeczy”. (Olga Tokarczuk, Dom dzienny, dom nocny)
Można domniemywać, że w grę wchodzi jeden mechanizm: dzień jest ułudą, noc spełnieniem. Noc jest prawdziwa, dzień pachnie fałszem.
Można w mniejszych lub większych rozdziałach orzec, że to opowieści biblijne, bo o Talmudzie nie ma mowy, bo ten składa się li tylko z dwóch części.
Można dowieść (ku mojemu zdziwieniu), że subtelność epiki jest tylko pozorem, bo tak naprawdę autor jest do bólu konkretny, a między wierszami wręcz okrutny.
Można stwierdzić, że mój entuzjazm jest spisany na szybko, za dnia, a przecież lepiej wypada, gdy „kawałki, szczegóły, okruchy, drzazgi” tej prozy naprawdę nam się śnią.
Można opowiadać i pisać o tej książce, a i tak pozostanie niedosyt, bo jest w tej narracji ukryty, baśniowy pierwiastek, który skłania do refleksji, ale każdy, kto sięgnie po „Tańce nad miastem” będzie odczuwał-wyczuwał coś zgoła innego”.
Można przemilczeć ukazanie się tej fabuły, ale takie postępowanie uznaję za grzech śmiertelny, taki sam jak niedostrzeżenie, że w tych słowach czuć ducha Italo Calvino.
Kim jest autor tych trzech połączonych w jedno opowiadań?
Uładzimier Alaksiejewicz Arłou – białoruski historyk i poeta, wiceprzewodniczący Białoruskiego PEN-Clubu.
Po ukończeniu szkoły średniej w rodzinnym Połocku podjął studia na Wydziale Historii Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego im. Włodzimierza Lenina (zakończone w 1975). Pracował jako nauczyciel historii w szkołach białoruskich. Swoje pierwsze poezje drukował w czasopismach studenckich, m.in. „Błakitny lichtar” («Блакітны ліхтар», Nowopołock) i „Miławica” («Мілавіца», Mińsk).
Od 1976 do 1986 zatrudniony jako redaktor gazety „Chimik” («Хімік»). W 1986 przystąpił do Związku Pisarzy Białoruskiej SRR. Od 1988 współpracował z wydawnictwem „Mastackaja litaratura” («Мастацкая літаратура»). W tym samym roku zaangażował się w działalność polityczną, wstępując do Białoruskiego Frontu Ludowego, występując jednocześnie z KPZR. Od 1992 pozostawał członkiem Sejmu BFL. W 1997 nawiązał współpracę z redakcją „Krynicy” («Крыніца»).
Jest laureatem nagrody literackiej im. Franciszka Bahuszewicza przyznawanej przez Białoruski PEN-Club. 26 marca 2010 został uhonorowany nagrodą Europejski Poeta Wolności, a 2018 otrzymał na „Tańce nad miastem” Nagrodę literacką im. Jerzego Giedroycia.